Tylko jeden z dwóch scenariuszy transformacji skierowanych do konsultacji jest zgodny z unijną legislacją. Rząd zapewnia, że rachunki za energię nie wzrosną, ale czy to w ogóle możliwe?
W piątek Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) przedstawiło długo wyczekiwany projekt aktualizacji Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu do 2030 r. (KPEiK). - Ten dokument, który roboczo nazwaliśmy „zielonym kompasem dla polskiej transformacji”, jest przygotowany z myślą o ludziach i z myślą o tym, żeby dać ludziom pewność zmian - mówiła na konferencji prasowej Urszula Zielińska, wiceminister odpowiedzialna za politykę energetyczną.
Przekonywała też, że ambitna ścieżka transformacji może przynieść obniżenie cen energii elektrycznej. Z analiz rządowych wynika, że zwiększenie udziału źródeł odnawialnych w miksie może obniżyć koszty wytworzenia energii o 13 proc. w 2030 r. i o 33 proc. do końca kolejnej dekady. Kilka miesięcy wcześniej ministerstwo przedstawiło plan oparty na aktualnych politykach i ramach prawnych.
- Scenariusz bazowy ma służyć celom analitycznym – określeniu, czego nam brakuje względem stanu obecnego do osiągnięcia pożądanego scenariusza ambitnego - tłumaczy w rozmowie z DGP Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform. Dokument stanowi jednak - jego zdaniem - nową jakość, jeżeli chodzi o planowanie transformacji w Polsce, a większość zastrzeżeń dotyczy zapisów szczegółowych. – Rząd pokazuje scenariusz, który co do ogólnej logiki i skali zmian jest spójny z globalnymi i europejskimi trendami. Przy okazji widać realne wyzwania, które przed nami stoją, ale również korzyści, które niesie transformacja - podkreśla ekspert.
Co jest w ambitnym planie rządu w sprawie transformacji?
Wizja aktywnej transformacji dla elektroenergetyki zakłada osiągnięcie udziału OZE w produkcji energii na poziomie 56,1 proc. w 2030 r. oraz 70 proc. w 2040 r., kiedy to kolejne niemal 20 proc. bezemisyjnego prądu mają zapewnić elektrownie jądrowe. Udział gazu i węgla kamiennego w generacji ma z kolei spaść poniżej 10 proc. Paliwa kopalne mają pozostać z nami dłużej w innych sektorach, np. transporcie czy przemyśle. Ale i tam stopniowo ma rosnąć skala wykorzystania źródeł bezemisyjnych.
Według Michała Smolenia z Fundacji Instrat, choć przedstawienie niemal pełnego odejścia od paliw kopalnych w elektroenergetyce do 2040 r. jest ważnym kamieniem milowym w transformacji energetycznej, to prognozy te odbiegają od jej obecnej trajektorii, a zaproponowane w dokumencie działania mogą nie wystarczyć, by wypełnić założone cele. - Sama liberalizacja ustawy odległościowej dotycząca elektrowni wiatrowych na lądzie nie wystarczy, by osiągnąć ok. 19 GW mocy zainstalowanej już w 2030 r. (obecnie jest to ok. 10 GW - red.). Bardzo optymistycznie opisano także ścieżkę rozwoju elektrowni jądrowych - ocenia ekspert.
Także Aleksander Śniegocki podkreśla, że bardzo ważne będzie realne przyspieszenie procedur związanych z budową instalacji OZE. Chodzi m.in. o stworzenie obszarów przyspieszonego rozwoju OZE oraz usprawnienie działania i lepsze finansowanie odpowiednich urzędów w całej Polsce.
Z kolei sam poziom ambicji krytycznie ocenia Bartłomiej Orzeł, ekonomista, w latach 2020–2022 pełnomocnik premiera ds. polityki antysmogowej. – „Aktywna transformacja” w praktyce oznacza po prostu wypełnienie zobowiązań UE. W żadnym obszarze nie wychodzimy przed szereg, a w mojej ocenie w kilku przypadkach moglibyśmy się o to pokusić – mówi DGP Orzeł. Stawia też projektowi zarzut, że jest w nim więcej polityki niż myślenia strategicznego i zimnej analizy.
Rachunki urosną po odejściu od węgla?
Wątpliwości naszych rozmówców budzą też m.in. prognozy dotyczące cen energii. W rządowym projekcie aktualizacji podkreślono, że przeprowadzone analizy wykazują, że transformacja „nie musi skutkować wzrostem cen”. Ale w uwagach metodologicznych wskazano, że prognozowane koszty produkcji energii elektrycznej nie są reprezentatywne nawet dla cen energii w hurcie. Tymczasem na rachunki odbiorców będą się składać też m.in. opłaty na sieci dystrybucyjne i przesyłowe, które w najbliższych latach będą obszarem wielomiliardowych inwestycji.
- Koszty sieciowe rzeczywiście będą rosły, ale można liczyć, że istotną rolę w ich finansowaniu odegrają źródła pozataryfowe - uspokaja Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych. - Poza tym mamy szanse na znacznie głębsze redukcje kosztów wytwarzania energii niż zakładane przez MKiŚ 13 proc. A rozwój magazynowania energii i elastycznych bloków gazowych pozwoli obniżyć inne składniki cen energii na rachunkach, np. opłaty jakościowe związane z kosztami utrzymania rynku bilansującego - dodaje.
- Te koszty nie muszą być dużym obciążeniem, jeśli rozłożymy je na miliony odbiorców, których wkład uzupełnią w pewnym zakresie fundusze UE - przyznaje Paweł Czyżak z brytyjskiego think tanku Ember. Ale faktem jest też - według niego - że obecna prognoza nie wzbudza zaufania i nie daje pewności co do kształtowania taryf. - Koszty wytwarzania powinny spaść mocniej niż 13 proc., żeby bezpiecznie pokryć spodziewany wzrost taryfy sieciowej. Z tego punktu widzenia zagrożeniem może się okazać np. rosnąca wycena energii z offshore - komentuje Czyżak. W dodatku zdecydowanie mniej korzystna niż w przypadku energii elektrycznej - jak wskazuje Bartłomiej Orzeł - może się okazać dynamika kosztów ciepła czy transportu, wynikająca z objęcia tych sektorów opłatami za emisje CO2.
Długa droga do Brukseli. Plan transformacji miał być w czerwcu
Dokument opisujący, jak Polska zamierza wypełnić cele klimatyczne Unii Europejskiej, miał być przekazany do Brukseli do końca czerwca. Ostatecznie konsultacje w sprawie KPEiK potrwają do 15 listopada, a Rada Ministrów powinna przyjąć go na przełomie roku. Później zostanie przekazany do Komisji Europejskiej.
Projekt opisuje dwa scenariusze zmian. Pierwszy to ścieżka kontynuacji, wytyczona na podstawie obowiązujących polityk i ram prawnych oraz już zaplanowanych inwestycji. Jego wstępne założenia poznaliśmy już w marcu. Bruksela zgłosiła do niego wiele uwag i zastrzeżeń, wskazując m.in., że przedstawione w nim cele i prognozy nie pozwolą wypełnić wielu zobowiązań, które nakłada na Polskę unijne prawo.
Rząd planuje "scenariusz wiodący". Ukłon w stronę górników?
Drugi to właśnie scenariusz aktywnej transformacji, który według dotychczasowych deklaracji resortu klimatu miał pokazać rzeczywiste ambicje rządu. Podczas piątkowej konferencji Urszula Zielińska zapowiedziała jednak, że dopiero w procesie konsultacji i uzgodnień rządowych zostanie wyłoniony priorytetowy „scenariusz wiodący”. Do tej pory nie było mowy o takim procesie; pojęcia scenariusza wiodącego nie ma też w unijnych wytycznych dotyczących struktury krajowych planów. Nieoficjalnie mówi się, że może to być próba symbolicznego podniesienia rangi konserwatywnej ścieżki transformacji, w której kurs odchodzenia od węgla - w przeciwieństwie do wariantu ambitnego - jest zbieżny z umową społeczną z górnikami.