Ciepło o rządowym projekcie wyrażają się zarówno organizacje branżowe, jak i ekolodzy.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska przekazało do konsultacji publicznych długo wyczekiwany projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Branża czeka w szczególności na zmniejszenie minimalnej odległości planowanych turbin od zabudowań z obecnych 700 do 500 m. Projekt określa też ramy wsparcia dla biometanu. Polska jako jeden z ostatnich krajów Unii Europejskiej praktycznie nie wykorzystuje swojego potencjału w tym obszarze.

Ekolodzy zadowoleni z kompromisu

Zgodnie z zapisami ustawy wiatraki będą mogły stawać w odległości co najmniej 1500 m od parków narodowych oraz 500 m od rezerwatów przyrody i obszarów Natura 2000, ustanowionych w celu ochrony ptaków i nietoperzy. To właśnie wokół tych kwestii toczyła się ostatnia najostrzejsza debata w kontekście energetyki wiatrowej. W Polsce jest ok. 1 tys. obszarów Natura 2000 zajmujących łącznie jedną piątą powierzchni kraju.

Ekolodzy uważają zapisy projektu za kompromisowe. Zdaniem Jarosława Krogulca, dyrektora ds. ochrony przyrody w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Ochrony Ptaków, to właśnie obszary Natura 2000, a nie parki narodowe, które u nas nie powstają od dekad, są w Polsce głównymi „ostojami bioróżnorodności”. – Stąd tak ważne, by chronić je w sposób właściwy. Bufor 500 m od granicy Natury 2000 to niezbędne minimum. Często odległość ta powinna być znacząco większa. W przypadku ptaków nie można patrzeć wąsko, tylko na miejsce gniazdowania, ale także choćby na miejsce żerowania, które bywa oddalone – mówi DGP Krogulec.

– Przykładowo wiele gatunków szczególnie wrażliwych – ptaków szponiastych, np. orlik krzykliwy, może gniazdować na obrzeżu lasu, który znajduje się w obszarze Natura 2000, a żeruje na łąkach poza tym terenem. Ponadto wiele obszarów ptasich Natura 2000 stworzono wzdłuż dolin rzecznych i w efekcie to wąskie pasy chronionych siedlisk lęgowych, podczas gdy żerowiska ptaków wychodzą daleko poza ten obszar – tłumaczy ekspert.

Entuzjazm branży

Branża wiatrowa, której rozwój był przez osiem lat praktycznie zablokowany przez jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów w Europie, podchodzi do nowego projektu z entuzjazmem. – Będziemy wspierać jak najszybsze procedowanie ustawy, jest to bardzo potrzebny krok. Liczymy na jak najszybszą ścieżkę prac nad nią, a kwestie techniczne na pewno zostaną dopracowane na poziomie prac w komisjach sejmowych – mówi DGP Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Zwraca też uwagę, że ustawa przyspieszy proces uzyskiwania pozwoleń na budowę farm wiatrowych. Właśnie to było wskazywane przez branżę i ekspertów jako główna bariera w rozwoju lądowych wiatraków w Polsce. Unijna dyrektywa RED III mówi, że cały proces budowy farmy powinien zajmować do dwóch lat. W Polsce zabiera to obecnie cztery razy więcej czasu. Samo stawianie wiatraków to kwestia kilku miesięcy. Reszta to biurokratyczna praca polegająca na kompletowaniu pozwoleń.

– Szczególne znaczenie ma umożliwienie wykorzystania ZIP – zintegrowanego planu inwestycyjnego, co może przyspieszyć proces inwestycyjny o kilkanaście miesięcy. Usunięto też przepisy wydłużające proces, np. konieczność konsultacji z sąsiednią gminą – wyjaśnia Janusz Gajowiecki.

Wpływ na sieć

Przedstawiciel PSEW zapowiada starania o złagodzenie przepisów w zakresie odległości wiatraków od sieci wysokiego napięcia. – Powinno to zostać zagwarantowane poprzez indywidualne podejście, każdorazową analizę konkretnego przypadku oraz umożliwienie inwestorowi mitygowania wpływu na sieć – tłumaczy prezes Gajowiecki. Projekt określa minimalną odległość turbin wiatrowych od linii energetycznych jako co najmniej trzykrotność wirnika wraz z łopatami lub dwukrotność wysokości elektrowni wiatrowej.

Była to kość niezgody pomiędzy Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi a branżą wiatrową. Operatorowi zależy na utrzymaniu zwiększonej odległości turbin od sieci. PSE argumentują, że w przypadku ekstremalnych warunków pogodowych wiatrak mógłby przewrócić się na linię. W mroźne dni kable mogłyby ucierpieć przez odrywające się od łopat bryły lodu. Ponadto praca turbin wprawia kable w drganie, co przyspiesza ich erozję.

Jednak zdaniem Marty Głód z firmy OX2, prywatnego operatora farm wiatrowych, istnieją mechanizmy, które mogą ograniczyć oddziaływanie farm wiatrowych na linie wysokiego napięcia. Chodzi m.in. o zabezpieczenia techniczne, dzięki którym następuje redukcja drgań. – Wymaga to inwestycji po stronie dewelopera, który powinien móc udowodnić, że jest w stanie ograniczyć ten wpływ – tłumaczy ekspertka w rozmowie z DGP.

– Cała branża od dawna czekała na zmniejszenie minimalnej odległości turbin od zabudowań do 500 m i uwolnienie potencjału energetyki wiatrowej. Pozwoli to też zoptymalizować liczbę turbin w projektach, ponieważ będziemy mogli stawiać mocniejsze i cichsze turbiny – mówi Głód.

Ile dla biogazu

Ustawa ma też stworzyć system wsparcia dla budowy nowych biogazowni. Sektor na razie w Polsce niemal nie istnieje, a według obliczeń Dolnośląskiego Instytutu Studiów Energetycznych jego potencjał w naszym kraju jest ogromny. Jak czytamy w opublikowanym przez think tank raporcie, roczna produkcja tego zielonego gazu mogłaby wynieść ok. 3 mld m sześc. Pozwoliłoby to zmniejszyć zapotrzebowanie na import gazu ziemnego o ok. 25 proc.

Biometan ma być wspierany przez system aukcyjny, na zasadach analogicznych do wytwarzania prądu z OZE. Zarządzać tym będzie prezes Urzędu Regulacji Energetyki. – Cieszy uatrakcyjnienie systemu aukcyjnego w porównaniu do systemu dla biogazu, z którego mało kto skorzystał – mówi Michał Tarka, prezes Polskiej Organizacji Biometanu. – Proponowane rozwiązanie jest bardziej elastyczne. Umożliwiono sprzedaż biometanu nie tylko w ramach systemu aukcyjnego, lecz także dla celów paliwowych, czyli dla realizacji narodowego celu wskaźnikowego. Producenci mają też obowiązek dostarczyć tylko 65 proc. biometanu zadeklarowanego w aukcji, co zmniejsza ryzyko konieczności zapłaty wysokich kar, jeśli podmiot się z tego nie wywiąże – tłumaczy specjalista w rozmowie z DGP.

Tarka deklaruje, że członkowie POB są skłonni zainwestować 17,5 mld zł w rozwój biometanu do 2030 r., co doprowadziłoby do produkcji 2 mld m sześc. biometanu. Wymaga to jednak odpowiednich regulacji. – Ten projekt to dobry znak, choć pod znakiem zapytania nadal stoi wolumen dostępnych środków w ramach aukcji, co wpłynie na liczbę dofinansowanych projektów. Trudno też zadeklarować chęć udziału w aukcji, dopóki nie poznamy cen referencyjnych. One będą kluczowe dla określenia poziomu zainteresowania systemem – wyjaśnia prezes POB.

Rozwój biometanu wiązałby się też z wieloma innymi korzyściami gospodarczymi. Jak czytamy w ocenie skutków regulacji do projektu, w całej Europie sektor ten mógłby wytworzyć do 490 tys. miejsc pracy do 2030 r. i ponad 1,8 mln do 2050 r. ©℗