Dokładną skalę zniszczeń poznamy dopiero w nadchodzących dniach.

Tauron Dystrybucja, spółka należąca do grupy Tauron Polska Energia, jest operatorem sieci dystrybucyjnej w południowej części kraju i to na jej terenie doszło do tegorocznej powodzi. Ma 6 mln klientów i jest największą spółką dystrybucyjną w Polsce i jednocześnie oczkiem w głowie całej grupy, wypracowała bowiem 52 proc. z 3,2 mld zł zysku operacyjnego w I półroczu 2024 r.

Reneta Szczepaniak, rzeczniczka spółki Tauron Dystrybucja, przyznaje w rozmowie z DGP, że choć straty materialne, jak uszkodzone słupy, sieci czy stacje elektroenergetyczne, są znaczne, to wciąż jest za wcześnie, by mówić o konkretnych kwotach. – W tej chwili trwają prace mające na celu oszacowanie skali zniszczeń – mówi. Przybliżone kwoty mają być znane dopiero za kilka dni.

Co z ubezpieczeniem infrastruktury? Tutaj spółka również nie udziela jednoznacznych odpowiedzi. – Rozmawialiśmy o tym podczas spotkania sztabu kryzysowego, sprawdzają to nasze oddziały. Na chwilę obecną sprawą pierwszorzędną jest sprawdzenie, ile mamy uszkodzonych obiektów, a informacje o skali uszkodzeń są aktualizowane na bieżąco – mówi nam rzeczniczka spółki.

Powódź oznaczała też przerwy w dostawach prądu

W krytycznym momencie, w minioną niedzielę, bez napięcia pozostawało ponad 100 tys. klientów spółki. W poniedziałek ta liczba spadła do 50 tys. Tauron Dystrybucja przekazał nam ponadto, że we wtorek udało się przywrócić dostawy do kolejnych 22 tys. gospodarstw domowych.

Woda nie oszczędziła też mocy wytwórczych w regionie. W związku z powodzią nie działa sześć należących do Tauronu elektrowni wodnych, z których największa to Wrzeszczyn (o mocy zainstalowanej 4,6 MW). Ich łączna moc to mniej niż 7,5 MW. Wstrzymanie ich pracy nie stanowi poważniejszego zagrożenia dla stabilności dostaw prądu w regionie.

Uspokajają także Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator krajowego systemu przesyłu prądu. Spółka przekazała DGP, że powodzie nie uszkodziły należącej do niej infrastruktury. – Obecnie nie ma również zagrożenia dla pracy krajowego systemu elektroenergetycznego. Jednocześnie jest trudna sytuacja w sieci dystrybucyjnej w południowo-zachodniej Polsce. PSE powołały zespół kryzysowy i na bieżąco monitorują stan swojej infrastruktury oraz współpracują ze służbami – podaje operator w odpowiedzi na nasze pytania. Firma przekazuje ponadto, że przygotowuje się do udzielenia pomocy mieszkańcom terenów, które ucierpiały w wyniku powodzi.

Również elektrownie należące do Polskiej Grupy Energetycznej były narażone na działanie żywiołu. Procedury przeciwpowodziowe zostały wdrożone w elektrowniach Rybnik, Opole i Turów. Spółka zapewnia jednak, że nie grozi im bezpośrednie niebezpieczeństwo, a bloki węglowe pracują normalnie. Jak tłumaczy Bernard Swoczyna, analityk Fundacji Instrat, elektrownie są często ulokowane nad rzekami. – Część z nich ma otwarty obieg chłodzenia, czyli chłodzą się wodą z rzeki. Z powodu lokalizacji mogą być narażone na powodzie – mówi DGP.

Jak zabezpieczyć infrastrukturę?

Jak więc zabezpieczyć infrastrukturę energetyczną na wypadek podobnych zdarzeń w przyszłości? Zdaniem Swoczyny pomogłoby, gdyby sieci elektroenergetyczne były prowadzone pod ziemią. – Wówczas znacznie niższe byłoby ryzyko uszkodzenia ich przez wodę lub w wyniku innych katastrof naturalnych – ocenia ekspert.

Jego zdaniem Polska jest narażona bardziej na zakłócenia dostaw gazu ziemnego niż energii elektrycznej. – Prawie jedna trzecia gazu dociera do Polski przez terminal LNG w Świnoujściu, inna istotna część trafia do nas przez jeden gazociąg – Baltic Pipe, który przebiega po dnie Bałtyku. Ta infrastruktura nie jest niezniszczalna, a od tych instalacji zależy nasze bezpieczeństwo energetyczne. Właśnie ta infrastruktura będzie w przyszłości potencjalnie narażona na zagrożenia, nie tylko te wynikające ze zjawisk naturalnych – mówi ekspert. ©℗