– Koreańska oferta była lepsza z punktu widzenia każdego rozpatrywanego przez nas kryterium – oświadczył premier Petr Fiala po zaskakującej dla części obserwatorów decyzji o powierzeniu należącej do grupy KEPCO spółce połowy aktualnych planów Czech w zakresie rozbudowy energetyki jądrowej. Jednym z przesądzających o wyborze Koreańczyków czynników był wysoki, 60-proc. oferowany udział czeskich podmiotów w łańcuchu dostaw w projekcie. Jeśli Pradze uda się zrealizować choćby pierwszy etap zapowiadanej rozbudowy źródeł jądrowych, pozwoli im to zwiększyć dzisiejszy potencjał o połowę. Atom miałby stanowić nawet połowę czeskiego miksu energetycznego.
Minister przemysłu i handlu Jozef Síkela mówił natomiast o korzystnych na tle konkurencji warunkach cenowych i wiarygodnych mechanizmach stabilizujących koszty i zabezpieczających terminowość realizacji inwestycji – a to właśnie narastające w niekontrolowany sposób opóźnienia i koszty budowy elektrowni były w ostatnich dekadach największą zmorą tego typu przedsięwzięć. Niewypowiedzianym wprost czynnikiem jest brak zaufania do zdolności uniknięcia raf przez francuski EDF, dla którego to koncernu ostatnie lata w Europie przyniosły pasmo ślimaczących się budów i lawinowo rosnących kosztów. W fińskim Olkiluoto od rozpoczęcia budowy francuskiej jednostki EPR do przyłączenia go do sieci upłynęło niemal 17 lat. Pełnoletniość ma szansę osiągnąć w tym roku realizacja na francuskim gruncie reaktora Flamanville-3. Zakładaną finalizację trzeciego z aktywnych projektów francuskiej grupy, brytyjskiej elektrowni Hinkley Point, a raczej pierwszego jej bloku, którego budowę rozpoczęto pod koniec 2018 r., przesunięto niedawno na lata 2029–2031. Te same wyzwania w nieco łagodniejszym stopniu dawały o sobie znać w przypadku projektów Westinghouse’a. Ten jednak kilka lat temu mierzył się z widmem bankructwa i musiał anulować jeden z flagowych projektów w USA.
W Czechach początkowo za faworyta postępowania był uznawany amerykański Westinghouse. Amerykanie jednak nie dostarczyli Pradze wiążącej oferty
Spółka KHNP, czyli Koreańska Energetyka Wodna i Nuklearna, ma wybudować w Dukovanach nowe reaktory o łącznej mocy ok. 2 GW, które mają stanąć najpóźniej w drugiej połowie przyszłej dekady. Decyzję w sprawie dwóch kolejnych bloków dla elektrowni w Temelinie w południowej części Czech na razie odłożono. Dla Koreańczyków to pierwsza tak poważna szansa na wejście ze swoimi reaktorami na rynek UE.
To także prestiżowa porażka Francuzów, którzy w ostatniej fazie postępowania – po tym, jak z gry wypadł Westinghouse– wskazywani byli często jako faworyci do poprowadzenia inwestycji. Jeden z rozmówców z branży wskazuje jednak, że Amerykanie też są w trudnej sytuacji. Nie mają dziś na Starym Kontynencie żadnych reaktorów w budowie, a za znaczną część powierzonych im nowych przedsięwzięć odpowiada na razie program ukraiński, który nie będzie mógł na dobre ruszyć, dopóki trwa rosyjska agresja.
Jak te okoliczności mogą przełożyć się na perspektywy Polski i jej programu jądrowego? Według jednego z rozmówców z branży powinny one uczynić z Koreańczyków bardziej atrakcyjnego partnera w oczach obecnej administracji. Do tej pory traktowała ona dość nieufnie plany z ich udziałem tworzone przez PGE i należącego do Zygmunta Solorza konińskiego ZE PAK-u. Pejzaż zmienia też coraz mocniejsza pozycja Donalda Trumpa przed listopadowymi wyborami w USA. W przeszłości dał się on poznać jako bardzo twardy negocjator kontraktów biznesowych.
– Według nieformalnych, ale dość zgodnych ustaleń mediów branżowych to Koreańczycy oferowali też najlepsze warunki, przede wszystkim cenowe, ze wszystkich oferentów zainteresowanych polskimi planami atomowymi. Wynik konkurencyjnego postępowania w Czechach to potwierdza. Z tego punktu widzenia utrzymanie się KHNP na rynku unijnym, w tym dalszy rozwój projektu elektrowni w Pątnowie, to szansa – także z punktu widzenia możliwości negocjowania lepszych warunków ostatecznego kluczowego kontraktu na zakup amerykańskiej technologii dla elektrowni na Pomorzu – zauważa Maciej Lipka, dyrektor ds. technologii jądrowych w spółce doradczej NUCLEAR PL.
W Czechach początkowo za faworyta postępowania na czeski atom był uznawany amerykański Westinghouse, który wcześniej został już wskazany jako główny partner inwestycji w Polsce i Bułgarii. Ostatecznie jednak Amerykanie nie dostarczyli Pradze wiążącej oferty i nie byli rozpatrywani na ostatnim etapie procedury. Później spodziewano się, że Czesi postawią na Francuzów, jako opcję pewniejszą politycznie w Europie i nieobciążoną ryzkiem sporów prawnych z USA. Prawa do oferowanej technologii są bowiem kwestionowane przez Westinghouse’a. Partner projektu planowanego na polskim Wybrzeżu – opartego na reaktorach AP1000 – uważa, że koreańskie reaktory korzystają z rozwiązań będących jego własnością, i przekonuje, że Koreańczycy powinni każdorazowo zwracać się o pozwolenie na ich eksport władz USA oraz płacić za licencje.
Mark Nelson z grupy Radiant, konsultant, który współpracuje m.in. z jednym z właścicieli Westinghouse’a, grupą Cameco, mówi DGP: – Bez pełnego wykorzystania zasobów wszystkich kluczowych dla branży jądrowej ośrodków świata zachodniego, czyli USA, Francji i Korei, wszystkich uruchamianych dziś w Europie projektów, nadziei na renesans energetyki jądrowej po prostu nie uda się zrealizować – mówi. – Fakt, że jeden z kluczowych przetargów na rynku europejskim wygrywa firma, co do której praw do eksportu technologii nie mamy jasności, ale też bezsensowna eskalacja tego sporu jest jednym ze świadectw porażki naszej branży w całym świecie zachodnim w obliczu wyzwania rzuconego jej przez Chiny i Rosję – kwituje. ©℗