Rząd niemiecki dopina plany rozbudowy nowej gałęzi branży, która ma zagwarantować stabilność systemu opartego na źródłach odnawialnych.
Berlin zapowiada, że dzięki porozumieniu wypracowanemu w ramach koalicji rządzącej w najbliższym czasie zostaną ogłoszone aukcje na nowe elektrownie gazowe tzw. hydrogen-ready, czyli nadające się do konwersji na wodór. W pierwszej kolejności, na mocy planowanej ustawy o bezpieczeństwie energetycznym, mają zostać przeprowadzone postępowania na budowę 5,5 GW nowych mocy i kolejne dwa na modernizację w tym kierunku istniejących gazówek.
Opóźnienia nie do uniknięcia
To właśnie te jednostki, zgodnie z planami kierowanego przez Roberta Habecka (Zieloni) resortu gospodarki i klimatu, mają być dla Niemców podstawą bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej w okresie pożegnania z węglem. A także w kolejnych dekadach, gdy system będzie ewoluować w kierunku generowania 100 proc. prądu ze źródeł odnawialnych.
Docelowo nasz sąsiad chce mieć 12,5 GW mocy typu „hydrogen-ready”, które byłyby uruchamiane w szczytach zapotrzebowania lub okresach niskiej produkcji prądu z OZE. Większość z nich ma powstać na południu kraju, co ma się przyczynić do zwiększenia równowagi krajowej sieci.
Nowe jednostki w ciągu ośmiu lat od ich ukończenia mają być przestawiane z gazu ziemnego na niskoemisyjny wodór. Dopuszcza się zarówno tzw. zielony – produkowany w procesie elektrolizy wody z wykorzystaniem energii z OZE – jak i niebieski, na bazie gazu ziemnego, ale z wychwytem towarzyszących jego wytwarzaniu emisji CO2. Stosunkowo niewielka część planowanych mocy (500 MW) ma być wyposażona w instalacje umożliwiające długookresowe magazynowanie wodoru.
W intencji rządu projekty miałyby być zrealizowane do 2030 r. Według analityków Aurora Energy już na tym etapie należy się spodziewać co najmniej kilku lat obsuwy, bo pierwsze przetargi będą rozstrzygnięte w przyszłym roku, a budowa każdej nowej elektrowni to perspektywa pięciu–siedmiu lat. A do tego trzeba dołożyć podatny na opóźnienia proces wyłaniania wykonawców i uzyskiwania odpowiednich pozwoleń.
Planowane bloki tylko częściowo zapełnią deficyt mocy wytwórczych niezależnych od pogody w niemieckiej energetyce. Według szacunków Federalnej Agencji ds. Sieci Przesyłowych (BNetzA) w 2031 r. luka ma sięgnąć 21 GW. Konieczna będzie tzw. rezerwa systemowa, w tym utrzymywane w gotowości do pracy jednostki węglowe.
Do października rząd ma przedstawić plan finansowania gazowo-wodorowych inwestycji, a najdalej za rok – złożyć wniosek o zgodę na pomoc publiczną do Komisji Europejskiej. Subsydia (realizowane w formule kontraktu różnicowego na 800 godzin pracy rocznie) mają pomóc elektrowniom pokryć m.in. koszty droższego po konwersji na wodór paliwa i umożliwić dalsze funkcjonowanie w rynku energii na takich samych zasadach jak gazówkom. Według ustaleń niemieckiej prasy, m.in. „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, wsparcie przynajmniej częściowo ma być finansowane z dodatkowych opłat na rachunkach za energię.
Przepis na nieefektywny system
Program szerokiego zastosowania wodoru w energetyce jest szacowany na 16 mld euro. Jego rdzeń budzi jednak wątpliwości. Sens spalania wodoru przy produkcji prądu zakwestionowała w niedawnym raporcie amerykańska organizacja ekologiczna Clean Air Task Force (CATF). W jej ocenie jest to – w dzisiejszych warunkach, ale również w przewidywalnej przyszłości – kosztowna i nieefektywna metoda dekarbonizacji energetyki.
Nisko w hierarchii najważniejszych zastosowań umieszcza spalanie wodoru w elektrowniach Michael Liebreich, założyciel Bloomberg New Energy Finance (BNEF). To o tyle istotne, że według większości prognoz w najbliższych latach nowa gospodarka wodorowa będzie funkcjonowała w realiach bardzo znaczącego niedoboru. Według BNEF w UE będziemy produkować w 2030 r. zaledwie ok. 4 mln t niskoemisyjnego gazu, 2,5-krotnie mniej, niż zakładają aspiracyjne cele Wspólnoty. Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje z kolei, że na rynku globalnym luka między zapotrzebowaniem a możliwościami produkcyjnymi dla wodoru niskoemisyjnego sięgnie 80 mln t w 2030 r. i tylko nieznacznie mniej, 65 mln t, pięć lat później.
Nad planami niemieckiego rządu pochylili się już kilka miesięcy temu analitycy brukselskiego Bruegla, Ben McWilliams i Georg Zachmann. Wskazywali, że zastosowanie wodoru w energetyce na tak szeroką skalę jako podstawy bilansowania systemu nie ma precedensu nigdzie na świecie i nie zostało sprawdzone w warunkach rynkowych. W sprawie tego rozwiązania nie można też ich zdaniem mówić o konsensusie w świecie naukowym czy w przemyśle.
McWilliams i Zachmann obawiają się, że kolejny program państwowych dopłat może negatywnie wpłynąć na rynek UE. Szczególnie może to dotknąć sąsiadów Niemiec, w tym Polskę. Upowszechnienie mechanizmów gwarancji cen może według nich sprawić, że to wysokość subsydiów, a nie koszty produkcji poszczególnych wytwórców będą decydować o wyniku gry konkurencyjnej na regionalnym rynku energii. Strategia energetyczna Niemiec może stworzyć precedens dla planowania i finansowania inwestycji w tzw. źródła dyspozycyjne na poziomie krajowym, a z punktu widzenia kosztów może to być przepis na nieefektywny system. – To podejście jest niekompatybilne z rozwojem wspólnego rynku energii – stwierdzają eksperci. ©℗