Wyboje, jakie napotkało przygotowanie Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu, to wynik sporów politycznych – przekonują nasi rozmówcy. Największe kontrowersje dotyczą skali i tempa wypychania węgla z miksu energetycznego.
W zeszłym miesiącu resort klimatu ogłosił, że uratował Polskę przed karami. Unijna procedura wszczęta w związku z przekroczeniem przez poprzedni rząd terminów na dostarczenie do Brukseli aktualizacji Krajowego planu na rzecz energii i klimatu (KPEiK) została zamknięta.
Pod koniec lutego ministerstwo przekazało Brukseli pierwszy element zaktualizowanej strategii klimatycznej, przedstawiający scenariusz bazowy transformacji. Teraz ministerstwo samo zmaga się z trudnościami w dotrzymaniu terminów. Z końcem czerwca kraje unijnej „27” powinny złożyć pełne wersje zaktualizowanych dokumentów strategicznych. Jak pisaliśmy w DGP w zeszły czwartek, ta perspektywa odsuwa się w czasie. Rząd deklarował wcześniej, że do końca czerwca skieruje aktualizację KPEiK do konsultacji publicznych, jednak dziś resort klimatu mówi, że stanie się to „w najbliższych miesiącach”.
Z informacji, jakie otrzymaliśmy w Ministerstwie Klimatu i Środowiska wynika, że prace nad scenariuszem przyspieszonej transformacji, który ma opisywać rzeczywiste ambicje rządu w tej sferze, dalej trwają. Nad jego poszczególnymi elementami ma pracować jednocześnie kilka departamentów w resorcie. Tymczasem sfinalizowanie prac nad zintegrowanym planem będzie wymagać także uwzględnienia uwag Komisji do pierwszej części dokumentu. Bruksela wskazała w nich m.in. na konieczność podwyższenia krajowych celów udziału OZE w zużyciu energii na 2030 r., określenia, w jaki sposób rząd zrealizuje cele redukcji emisji w sektorach nieobjętych systemem ETS oraz jak ograniczy subsydia dla paliw kopalnych.
Pierwsza część KPEiK była bowiem bardzo ostrożna w kwestiach związanych z węglem. Resort klimatu prognozował, że zapotrzebowanie na ten surowiec wyniesie w 2030 r. aż 30 mln t. Uznawane w branży za źródło najbardziej wiarygodnych prognoz plany Polskich Sieci Elektroenergetycznych zakładały w tym samym czasie wolumen trzykrotnie mniejszy. Gdy DGP pytała Urszulę Zielińską, wiceminister odpowiedzialną za prace nad strategią energetyczną rządu, o tę rozbieżność, podkreślała ona, że finalna wersja KPEiK pokaże już inny obraz. – W drugim scenariuszu, który zaprezentujemy w drugiej połowie czerwca, zakładamy, że będziemy mieli nową legislację, nowe inwestycje, np. te, które uruchomiliśmy w ramach KPO, a w konsekwencji więcej odnawialnych źródeł energii. Tam prognoza zapotrzebowania na węgiel będzie niższa – mówiła Zielińska.
Dziś to, czy drugi filar KPEiK pokaże wizję na miarę obietnic sprzed zeszłorocznych wyborów (w 100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów Koalicja Obywatelska zapowiadała plan transformacji, który umożliwi redukcję emisji o 75 proc. już do 2030 r.), nie wydaje się już takie pewne. Kilka osób zaangażowanych w prace nad rządową strategią mówi nam wprost, że opóźnienie wynika ze sporów politycznych wokół najbardziej kontrowersyjnych elementów dokumentu, przede wszystkim tych związanych z węglem oraz skalą i tempem wypychania go z miksu wytwórczego przez OZE. Resort klimatu – jak słyszymy – musi mieć na uwadze spodziewany opór w tej kwestii ze strony Ministerstwa Przemysłu, które przejęło od MKiŚ odpowiedzialność za prowadzenie polityki w zakresie surowców energetycznych. Dodatkowo panuje przekonanie, że rząd po prostu może sobie pozwolić na przedłużenie prac w oczekiwaniu na ukonstytuowanie się nowej Komisji Europejskiej.
Wizja, nad którą pracuje rząd, określi tymczasem nie tylko cele, tempo transformacji energetycznej i rolę, jaką odegrają w niej poszczególne technologie, lecz także to, jak rozłożą się w czasie wysiłki inwestycyjne oraz koszty społeczne całego przedsięwzięcia.
W tle prac nad rządową koncepcją zmian w energetyce swoje propozycje prezentują środowiska eksperckie. Poszczególne ośrodki prognozują, że – w związku z wygaszaniem elektrowni węglowych i zwiększającym się równolegle zapotrzebowaniem na energię elektryczną w gospodarce – przed końcem dekady będzie potrzebna budowa od 20 do niemal 50 GW nowych źródeł wytwórczych. Obecnie cała polska energetyka dysponuje niespełna 70 GW. Kolejna dekada będzie wymagać jeszcze większej rozbudowy: do już istniejącego systemu trzeba będzie przyłączyć od 50 do nawet ponad 100 GW nowych mocy.
– Z naszych wyliczeń, które przekazaliśmy MKiŚ, wynika, że każdy scenariusz zachowujący znaczną rolę węgla w energetyce – np. w związku z szerokim zastosowaniem technologii wychwytu CO2 z instalacji (CCS) – będzie bardzo kosztowny i wymagający pod względem infrastrukturalnym. Będzie tak nawet przy optymistycznych założeniach co do kosztów CCS – mówi DGP Lindsey Walter, szefowa pionu międzynarodowego w waszyngtońskim think tanku Third Way, współzałożycielka inicjatywy Carbon Free Europe i autorka opublikowanego w zeszłym tygodniu raportu „Polskie drogi do neutralności klimatycznej”.
– O ile w perspektywie bieżącej dekady pewne rzeczy wiemy na pewno – Polska w każdym scenariuszu musi np. zwiększyć produkcję pomp ciepła, rozwijać energię jądrową, wiatrową i słoneczną, szykować fundamenty dla rozwoju gospodarki wodorowej – to to, co się stanie w latach 30. i 40. w dużej mierze pozostaje niewiadomą. Nie mamy pewności, jak będzie przebiegać komercjalizacja małych reaktorów jądrowych, pływających morskich elektrowni wiatrowych czy wielkoskalowych magazynów energii. Nie wiemy, jak będą się kształtowały nastroje społeczne wobec ekspansji poszczególnych technologii. Dlatego ostatecznie najbezpieczniejszą strategią jest ta, która opiera się na zdywersyfikowanym miksie rozwiązań technologicznych – przekonuje Walter.
Wyniki swoich analiz dotyczących potrzebnych zmian w strukturze polskiej energetyki w scenariuszu neutralności klimatycznej UE przekazało DGP również Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych przy rządowym ośrodku KOBiZE. Zgodnie z tą symulacją Polska powinna się liczyć do 2040 r. z koniecznością budowy niemal 100 GW nowych mocy wytwórczych. – Należy tu zaznaczyć, że analiza modelowa nie jest w stanie uwzględnić wielu czynników, takich jak uwarunkowania polityki międzynarodowej i krajowej, polityki spółek energetycznych i przemysłu, ograniczenia w dostępie do finansowania, opóźnienia legislacyjne, a także ograniczenia techniczne, zarówno sieciowe, jak i wynikające np. z wąskich gardeł w łańcuchach dostaw niezbędnych komponentów czy w dostępności wykwalifikowanych wykonawców. Te czynniki mogą spowalniać rzeczywiste tempo transformacji, dlatego przedstawiony scenariusz należy traktować raczej jak wskazanie właściwego kierunku zmian w systemie, niż jak prognozę – podkreśla kierownik CAKE Robert Jeszke. ©℗