Komisja Europejska chce od Polski jasnego planu wygaszania subsydiów dla paliw kopalnych, dodatkowych redukcji emisji w transporcie, energetyce i rolnictwie. Czasu na przygotowanie koncepcji rząd ma coraz mniej.

Niecałe dwa tygodnie temu kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska ogłosiło, że udało się doprowadzić do zamknięcia prowadzonej wobec Polski procedury naruszenia unijnego prawa w związku z niewywiązaniem się z obowiązku przedstawienia aktualizacji Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK). „Mamy to! Zakończyliśmy unijną procedurę naruszeniową, która wisiała nad Polską jak miecz Damoklesa. (…) W 8 tygodni osiągnęliśmy to, czego PiS nie zrobił przez 8 lat! Komisja uznała nasze wysiłki i zamknęła procedurę naruszeniową wobec Polski” – triumfowała wiceminister Urszula Zielińska, która odpowiada w resorcie za politykę energetyczną.

Rzeczywiście – rząd Mateusza Morawieckiego powinien był przekazać Komisji Europejskiej dokument opisujący, w jaki sposób zamierza realizować podniesione cele klimatyczne do czerwca ub.r. Prace nad strategicznymi dokumentami dotyczącymi zmian w polityce energetycznej utknęły jednak na skutek politycznego impasu w łonie Zjednoczonej Prawicy. Zaowocowało to wystosowaniem przez Komisję Europejską w grudniu ub.r. wezwania do usunięcia uchybienia, co stanowi pierwszy krok w postępowaniu naruszeniowym.

Prace nad KPEiK przyspieszyły dopiero po zmianie rządu. Opracowany w ekspresowym tempie wstępny projekt został przekazany do Brukseli pod koniec lutego. Jego rdzeń stanowi prognoza „with existing measures”, czyli zakładająca kontynuację obowiązujących polityk. Resort klimatu podkreślał jednocześnie, że prace nad docelowym kształtem KPEiK – w tym nad scenariuszem „with additional measures”, określającym rzeczywiste ambicje rządu, będą kontynuowane w kolejnych miesiącach.

Czasu na te prace jest jednak niewiele. Termin na dostarczenie Brukseli finalnej wersji planu upłynie 30 czerwca. A minister Paulina Hennig-Kloska – po wpadce komunikacyjnej, związanej z faktem, że w lutym projekt dokumentu strategicznego rządu poznaliśmy za pośrednictwem Komisji Europejskiej – zobowiązała się, że ostateczny kształt KPEiK przejdzie pełną procedurę konsultacji, zarówno z innymi resortami rządu, jak i ze stroną społeczną (standardowy czas trwania tej ostatniej procedury wynosi trzy tygodnie).

Efekt był jednak krytycznie oceniany przez część ekspertów. Wskazywano m.in. na rozbieżności pomiędzy założeniami nowego KPEiK a obietnicami programowymi rządowej koalicji. W dokumencie wprost wyartykułowano wątpliwości co do możliwości realizacji przez Polskę niektórych zobowiązań związanych z celami klimatycznymi UE. W rządowych prognozach pojawia się także – o czym pisaliśmy w DGP – wysoki poziom ubóstwa energetycznego, które w perspektywie 2030 r. miałoby się ustabilizować na poziomie 11 proc. Dla porównania, w obowiązującej nadal Polityce energetycznej Polski do 2040 r. jako cel na koniec bieżącej dekady zapisano redukcję tego zjawiska do 6 proc.

Pod koniec kwietnia swoją ocenę dokumentu opublikowała tymczasem KE i przedstawiła 23 rekomendacje dla polskiego rządu, które powinny zostać uwzględnione przy dalszych pracach nad KPEiK. W rezultacie w nadchodzących tygodniach MKiŚ będzie musiało nie tylko dokończyć prace nad drugim scenariuszem prognostycznym i przeprowadzić konsultacje nad całością dokumentu, lecz także odnieść się do zastrzeżeń zgłoszonych przez Brukselę. A część z nich ma fundamentalny charakter.

Komisarze nie przychylili się, jak się zdaje, do prezentowanej przez rząd interpretacji, zgodnie z którą konserwatywny scenariusz bazowy jest jedynie tłem dla określenia docelowej ambicji polskiego rządu. Zapisany w KPEiK cel udziału odnawialnych źródeł w końcowym zużyciu energii (29,8 proc.) powinien – według nich – zostać uzgodniony z zobowiązaniami europejskimi. Jako absolutne minimum wskazano pułap 32 proc. KE nie przyjmuje też stanowiska rządu, zgodnie z którym osiągnięcie wiążących dla Polski zobowiązań w zakresie redukcji emisji z sektorów nieobjętych systemem opłat za emisje – a więc m.in. budynków, transportu oraz rolnictwa – może się okazać niemożliwe. Aktualny poziom emisji w tych sektorach, mierzony przez Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami, jest dziś o ok. 13 proc. wyższy niż w bazowym roku 2005, tymczasem zgodnie z rozporządzeniem o wspólnym wysiłku redukcyjnym do 2030 r. powinniśmy odwrócić trend i znaleźć się na poziomie o niemal 18 proc. niższym niż w 2005 r. Komisja domaga się, by rząd określił, w jaki sposób „zamknie” lukę pomiędzy swoimi planami a wymogami regulacyjnymi. W jej opinii dodatkowych redukcji należy szukać przede wszystkim w transporcie oraz w emisjach metanu i tlenków azotu z energetyki i rolnictwa.

Komisja krytycznie ocenia m.in. projekcje dotyczące ubóstwa energetycznego. Jak czytamy, rząd nie określił metodologii stojących za przyjętymi wskaźnikami i nie opisał szczegółowych rozwiązań, a cel określony na 2030 r. nie gwarantuje ograniczenia skali zjawiska.

Bruksela domaga się ponadto od Polski m.in. przedstawienia planu w wrażliwej politycznie sprawie wygaszania rządowych subsydiów dla paliw kopalnych. Postuluje także stworzenie mechanizmów zachęcających do ograniczania zużycia gazu ziemnego, co może stanowić dodatkowe utrudnienie dla planów rozwoju energetyki gazowej. ©℗

ikona lupy />
Udział OZE w końcowym zużyciu energii brutto (proc.) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe