Eksperci i branża pozytywnie oceniają główne założenia nowej ustawy mrożącej ceny prądu.

Do Sejmu trafił projekt ustawy mrożącej ceny prądu autorstwa polityków nowej większości parlamentarnej. Oprócz rozwiązań osłonowych dla odbiorców ułatwi ona budowę lądowych farm wiatrowych i przywróci obowiązek giełdowego handlu energią. Ustawa ma obowiązywać przez pół roku, ale nie oznacza to, że po tym czasie państwo przestanie chronić nas przed drożyzną.

Zgodnie z projektem ochroną zostaną objęte gospodarstwa domowe, budynki użyteczności publicznej oraz jednostki samorządu terytorialnego. Ceny zostaną zamrożone na poziomie z 2023 r. Jednak ponieważ ustawa obowiązuje tylko przez pół roku, zamrożona na poziomie 412 zł/MWh cena będzie obowiązywała tylko w ramach limitów zużycia, które będą zmniejszone o połowę, tj. maksymalnie 1,5 MWh dla gospodarstw domowych lub 2 MWh dla prowadzących gospodarstwo rolne, posiadaczy Karty Dużej Rodziny oraz 1,8 MWh dla osób posiadających orzeczenie o niepełnosprawności. Gospodarstwa domowe, które przekroczą zużycie 1,5 MWh do końca czerwca, będą płacić za energię 693 zł/MWh. Jednostki samorządu terytorialnego i podmioty użyteczności publicznej zapłacą niezależnie od zużycia 693 zł/MWh.

Skąd decyzja o wprowadzeniu osłon na sześć miesięcy zamiast na cały rok? Zdaniem Aleksandra Śniegockiego, prezesa Instytutu Reform, proponowana ustawa zapewni nowej większości dodatkowy czas na przygotowanie kompleksowej ścieżki odchodzenia od zamrażania cen energii elektrycznej po czerwcu 2024 r. – Nie oznacza to raczej końca osłon od lipca, a jedynie wdrożenie nowego pakietu rozwiązań, który zapewne będzie zakładał stopniowe uwalnianie cen w kolejnych kwartałach. Co do zasady, efektywniejszym rozwiązaniem byłoby rozpoczęcie odmrażania cen już od stycznia – mówi DGP. Jednak, jak tłumaczy, nowa koalicja uznała taki scenariusz za zbyt ryzykowny, chociażby ze względu na możliwość blokowania zmian przez prezydenta, który mógłby się odwoływać do propozycji dalszego mrożenia cen przedstawionej w ostatniej chwili przez odchodzący rząd.

W zeszłym tygodniu analogiczny projekt ustawy zaproponowało Prawo i Sprawiedliwość – ceny miały być jednak mrożone przez cały rok. Jak zwraca uwagę Michał Smoleń, analityk Fundacji Instrat, propozycje PiS oraz KO są zbliżone w zakresie ochrony gospodarstw domowych; różnice dotyczą natomiast cen prądu dla małych i średnich przedsiębiorstw – projekt nowej koalicji zakłada wygaśnięcie tego wsparcia. Uwagę na ten problem zwracała choćby branża piekarnicza, argumentując, że bez osłon ceny pieczywa od przyszłego roku mogą wzrosnąć nawet o 50 proc. Jednak dla cukierni i piekarni ustawa mrozi ceny gazu na poziomie z 2023 r. również do końca czerwca 2024 r.

– Regulowane ceny prądu, ciepła czy gazu to doraźne, kosztowne dla budżetu rozwiązanie na czas kryzysu. Docelowo powinniśmy od takich mechanizmów odchodzić, jednak powinno to się odbywać stopniowo, z zachowaniem wsparcia dla rodzin zagrożonych ubóstwem energetycznym. Wobec nadchodzących wyborów samorządowych i do Parlamentu Europejskiego polityczna ostrożność obu stron jest zrozumiała – mówi Smoleń.

Eksperci, z którymi rozmawiał DGP, pozytywnie oceniają zapis o przywróceniu tzw. obliga giełdowego, czyli zobowiązania koncernów energetycznych do sprzedaży energii elektrycznej za pośrednictwem giełdy. Decyzja o jego zniesieniu zapadła pod koniec września 2022 r. Wówczas miało się to przyczynić do obniżenia cen prądu. Krytycy zwracali jednak uwagę na to, że uzyskany w ten sposób spadek cen będzie krótkotrwały, a sam rynek będzie mniej transparentny.

W skierowanym do Sejmu akcie prawnym zostały zawarte rozwiązania dotyczące odległości turbin wiatrowych od budynków. Zniesiony zostanie dotychczasowy zapis ustalający dystans na co najmniej 700 m, zamiast tego decydujący będzie czynnik hałasu emitowanego przez wiatraki. Ciche turbiny, emitujące maksymalnie 100 dB, będą mogły stawać nawet 400 m od zabudowań; została zastosowana zasada „im większy hałas, tym większa odległość”.

– Słuszną odległość od farm wiatrowych potwierdzają analizy naukowców z PAN, które wskazują 500 m jako dystans, w którym hałas spada poniżej 40dB – a taki poziom hałasu nie powoduje żadnych negatywnych skutków zdrowotnych, nawet w przypadku osób wrażliwych – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). Jak dodaje, zniesienie blokady dla wiatraków oznacza zwiększenie potencjału wiatru na lądzie, co w ciągu 2–3 lat przełoży się na nowe inwestycje w zieloną energię. ©℗