- Powinniśmy odejść od węgla najpóźniej do 2035 r., bo wtedy kończą się długoterminowe kontrakty elektrowni węglowych - mówi Urszula Zielińska posłanka na Sejm IX i X kadencji, przewodnicząca partii Zieloni.
Mam co do tego wątpliwości. Tak zakłada co prawda rządowy Program polskiej energetyki jądrowej (PPEJ), jednak inwestycje w elektrownie jądrowe notorycznie nie są realizowane na czas. Realistycznie patrząc, także budowa w Polsce może się więc opóźnić. Mam jednak nadzieję, że w projektach rządowych nie ma zbyt wielu niespodzianek.
Jako posłanka Zielonych uważam, że taka inwestycja nie jest nam potrzebna do transformacji energetycznej – zwłaszcza jeśli do tej pory nie została nawet rozpoczęta.
Większość krajów Unii Europejskiej nie ma dziś atomu i planuje osiągnąć cel neutralności klimatycznej bez tej technologii, często znacznie szybciej niż Polska. My też możemy to zrobić.
Natomiast jeśli chodzi o plany rządu PiS zapisane w strategii PPEJ, to musimy najpierw zobaczyć, co naprawdę zrobiono w tym zakresie – poznać choćby plany finansowania, a jeśli ich nie ma – stworzyć własne. Chcę, żeby nowy rząd realizował ten projekt w sposób transparentny, a społeczeństwo wiedziało, ile będzie musiało za to zapłacić, skąd weźmiemy na to pieniądze i ile to będzie trwało. Musimy poznać wszystkie parametry.
Na bazie doświadczeń z innych krajów wiem, że bezpieczeństwo energetyczne i zeroemisyjną gospodarkę można zbudować bez tego gigantycznego nakładu finansowego. Chodzi tu o kilkaset miliardów złotych. Natomiast wszyscy zgadzamy się co do tego, że wszelkie zobowiązania międzynarodowe podjęte przez poprzedni rząd w tym zakresie zostaną dotrzymane, ponieważ na tym polega ciągłość państwa.
Pierwszym krokiem będzie zmiana reguły odległościowej, mówiącej o minimalnej odległości wiatraków od zabudowań, z 700 na 500 metrów.
Oprócz tego musimy zainwestować w sieci przesyłowe, ponieważ są przestarzałe i niedostosowane do energetyki rozproszonej. Czeka nas też wdrożenie legislacji związanej z inteligentną siecią przesyłową. Te zmiany przyspieszą proces przyłączania do sieci kolejnych prosumentów.
Między innymi z Krajowego Planu Odbudowy – granty i pożyczki dla Polski w ramach tego tylko funduszu to w sumie ponad 270 mld zł. Pojawiają się też kolejne pakiety europejskie, które zawierają pomoc finansową na wdrażanie nowych technologii.
Przypomnę jeszcze, że wpływy z ETS, czyli uprawnień do emisji CO2, wynoszą obecnie 25–28 mld zł rocznie i powinny być wydawane właśnie na transformację energetyczną, czyli m.in. doinwestowanie sieci przesyłowych. W zeszłym roku większość tych środków została jednak przeznaczona na paliwa kopalne.
Ceny energii muszą zostać przynajmniej częściowo zamrożone, ponieważ nie możemy pozwolić na szok cenowy. Musimy chronić gospodarstwa domowe i nie pozwolić, żeby zwłaszcza te najuboższe ponosiły koszty zapóźnienia państwa w procesie transformacji energetycznej, bo przy gigantycznej skali tego zapóźnienia niektórzy mogliby tego po prostu nie przetrwać.
Nie zakładam wielkich zmian w kształcie ministerstw w początkowej fazie. Są pilniejsze priorytety. Natomiast w niedalekiej przyszłości warto byłoby połączyć te kompetencje, które są kluczowe dla transformacji energetycznej, a dziś rozproszone po ministerstwach: Klimatu i Środowiska, Rozwoju i Technologii czy Aktywów Państwowych (MAP). Przykładowo MAP przygotowało tzw. umowę społeczną z górnikami. Nadal nie rozumiem, dlaczego jest tam mowa głównie o likwidacji miejsc pracy, a nie o tworzeniu nowych, w zielonych gałęziach energetyki i gospodarki. Nowa demokratyczna koalicja musi jak najszybciej stworzyć nowy plan rozwoju dla Polski. Transformacja to ogromny potencjał i nowe miejsca pracy.
Nie tylko. Chodzi także o firmy realizujące prace związane z efektywnością energetyczną czy rozwijające nowe technologie potrzebne do transformacji.
Dzisiejsze przedsiębiorstwa energetyczne z większościowym udziałem Skarbu Państwa są kluczowe dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Powinniśmy pozwolić im przeprowadzić transformację – do tej pory zła polityka państwa zmuszała je do utrzymywania czarnych, węglowych, najbardziej nieopłacalnych aktywów. Czas pozwolić im przejść na zielone.
Z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa klimatycznego – jak najbliżej roku 2030, najpóźniej do 2035 r., bo wtedy kończą się długoterminowe kontrakty elektrowni węglowych. Nie powinniśmy przedłużać ich żywota, tylko do tego momentu zbudować tyle mocy w OZE, żeby węgiel nie był już potrzebny. Nie stać nas już na przedłużanie statusu quo. ©℗