Obecne plany klimatyczne niemieckiego rządu to za mało, żeby zrealizować cele na tę dekadę. Berlinowi grożą miliardy euro w opłatach za nadwyżkowe emisje.
Strategię klimatyczną Niemiec wzięła pod lupę doradzająca rządowi rada ekspertów oraz Umweltbundesamt, czyli Federalna Agencja Ochrony Środowiska. Z obu analiz wynika, że aktualny program rządzącej koalicji, choć stanowi postęp względem dotychczasowych planów, nie wystarczy do wypełnienia zadeklarowanych zobowiązań klimatycznych – zarówno tych krajowych, jak i unijnych. Luka pomiędzy najnowszymi, ogłoszonymi w czerwcu rządowymi planami a wiążącymi kraj celami klimatycznymi na 2030 r. jest szacowana na niemal 200 mln t ekwiwalentu dwutlenku węgla – to więcej, niż wynoszą roczne emisje Polski z energetyki i najbardziej emisyjnych gałęzi przemysłu. Przy czym zaznaczono, że skala może się okazać jeszcze większa.
O ile rządowa strategia najprawdopodobniej pozwoli wypełnić cele dla elektroenergetyki i rolnictwa – w tych sektorach są spodziewane wyniki nawet lepsze od oczekiwanych, do czego przyczyniły się m.in. przyspieszenie odejścia od węgla oraz dynamiczny rozwój odnawialnych źródeł energii, o tyle ślad klimatyczny całej gospodarki pozostanie wyraźnie nad kreską. Głównie za sprawą emisji z przemysłu i transportu. Wicekanclerz Niemiec Robert Habeck, który stoi na czele superresortu gospodarki i klimatu, przyznaje, że „wiele zostało jeszcze do zrobienia”. Ale zarazem zaznacza, że nowe plany oznaczają zniwelowanie o ok. 80 proc. luki w planach redukcji emisji pozostawionych przez poprzedni rząd Angeli Merkel.
O ile rząd nie ukrywa, że przedstawione plany nie wystarczą do wypełnienia zobowiązańklimatycznych Niemiec, to zdaniem ekspertów wciąż brakuje wskazówek, w jaki sposób zamierza tę lukę zamknąć. Problemem – jak wskazano – są też niespójności w danych o emisjach i opóźnienia implementacji poszczególnych elementów rządowego programu. – Spodziewana łączna redukcja emisji jest w związku z tym najprawdopodobniej przeszacowana – przyznaje przewodniczący rady ekspertów Hans Martin Henning.
Szczególnie problematyczne dla Berlina może się okazać przekroczenie limitów emisji określonych w unijnej regulacji dotyczących gałęzi gospodarki nieobjętych systemem ETS, przede wszystkim transportu i budynków. – Jeśli Niemcy chcą uniknąć znaczących kar lub konieczności odkupienia przydziałów od innych państw, rząd musi sprowadzić te sektory na ścieżkę zgodną z celami klimatycznymi – mówi wiceszefowa rady Brigitte Knopf.
Jak szacuje portal Euractiv, przekroczenie celów UE w obecnym okresie rozliczeniowym może kosztować niemiecki rząd od kilku do nawet kilkudziesięciu miliardów euro. Jak to możliwe? Według ekspertów ewentualne kary za przekroczenie budżetu emisji będą prawdopodobnie powiązane z wartością uprawnień do emisji CO2 w sektorach transportu i budynków. Alternatywą będzie odkupienie alokacji od państw, które realizują swoje zobowiązania z nawiązką. Taką operację, jak zauważa Euractiv, Berlin wykonał już w zeszłym roku, płacąc za nadwyżkowe 11 mln t CO2 wyemitowane w okresie 2013–2020 Bułgarii, Czechom i Węgrom. W kolejnym okresie rozliczeniowym, do 2027 r., znacząco wyższa będzie jednak zarówno spodziewana luka niemieckich emisji (ok. 150 mln t), jak i wartość każdej nadmiarowej tony gazu cieplarnianego. W obliczu wyśrubowanych celów na 2030 r. pula dostępna na rynku UE będzie skromna. Dlatego szacuje się, że minimalny koszt każdej nadwyżkowej tony emisji w ramach tzw. wspólnego wysiłku redukcyjnego wyniesie 50 euro, ale w grę wchodzą także kwoty trzycyfrowe.
Zgodnie ze znowelizowanym dwa lata temu prawem klimatycznym Niemcy mają osiągnąć neutralność klimatyczną w 2045 r., a do końca bieżącej dekady powinny ograniczyć emisje gazów cieplarnianych o 65 proc. w porównaniu z ich poziomem z 1990 r. Budżet emisyjny dla sektorów nieobjętych systemem ETS określa także legislacja unijna. W ramach tzw. wspólnego obowiązku redukcyjnego do 2030 r. Niemcy powinny ograniczać swój klimatyczny ślad o 14,1 mln t ekwiwalentu CO2 rocznie.
Tymczasem gotowość obywateli do ponoszenia kosztów związanych z transformacją tych sektorów spada wraz z rosnącymi kosztami życia i obawami przed gospodarczą recesją. Rośnie także udział krytycznie oceniających działania rządu w dziedzinie klimatu (choć jednocześnie transformacja jest nadal uznawana za priorytet przez większość opinii publicznej za Odrą). Prawie dwie trzecie badanych uznało ponadto przyjęte przez rząd w obliczu kryzysu energetycznego działania osłonowe za niewystarczające. ©℗