PiS zamyka drogę do budowy nowych farm wiatrowych – to pierwsze komentarze branży do projektu ustawy regulującej stawianie turbin
PiS zamyka drogę do budowy nowych farm wiatrowych – to pierwsze komentarze branży do projektu ustawy regulującej stawianie turbin
Projekt ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych trafił do Sejmu w piątek. Zakłada wprowadzenie minimalnej odległości od budynków mieszkalnych, w jakiej będzie można lokalizować elektrownie wiatrowe o mocy powyżej 40 kW. Taki sam dystans obowiązywać będzie wobec obszarów cennych przyrodniczo (parków narodowych, rezerwatów przyrody czy parków krajobrazowych). O jaką odległość chodzi? Nie mniejszą niż dziesięciokrotność „wysokości elektrowni wiatrowej mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu budowli”. To zaś w oznacza, że minimalny dystans od wiatraka do zabudowań mieszkalnych wahać się będzie między 1,5 a 2 km.
/>
Bez szans
Zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej to nierealne oczekiwania.
– Wysokość nowoczesnych turbin wiatrowych to minimum 150–180 metrów – wskazuje Grzegorz Skarżyński, wiceprezes PSEW.
Zwraca uwagę, że w Polsce nie ma już miejsc, w których jednocześnie można by przyłączyć farmę wiatrową i zachować projektowaną odległość.
– Projekt oznacza więc de facto koniec branży energetyki wiatrowej w Polsce. Nowych inwestycji bowiem nie będzie – uważa Skarżyński.
Co więcej, jeśli ustawa wejdzie w życie w proponowanym kształcie, farmy wiatrowe lokalizowane będą jedynie na terenach mających miejscowe plany dopuszczające taką inwestycję. Tym samym zniknie możliwość ich stawiania na podstawie warunków zabudowy (WZ). I to akurat branżę cieszy: zdaniem PSEW zwiększa bowiem transparentność inwestowania i pozwala wypowiedzieć się społeczności lokalnej o tym, czy zgadza się na wiatraki w okolicy.
– Informacja o projekcie to świetna wiadomość. Dotąd brak było przepisów jasno określających zasady sytuowania elektrowni wiatrowych, przez co powszechne były przypadki lokalizowania ich w odległości 350–400 metrów od domów – komentuje radca prawny Marcin Przychodzki z portalu StopWiatrakom.eu.
– Niezbędne jest jednak wprowadzenie właściwych rozwiązań dotyczących działających już elektrowni – dodaje.
Ryzyko strat
Prawnicy zwracają uwagę na wady przepisów przejściowych. Zgodnie z art. 27 ust. 3 projektu postępowania w przedmiocie pozwolenia na budowę elektrowni wiatrowej wszczęte i niezakończone do dnia wejścia w życie ustawy, dla których podstawą jest decyzja WZ niespełniająca wymogu minimalnej odległości od zabudowań mieszkalnych, zostaną umorzone.
– Ta regulacja może stanowić naruszenie zasady ochrony praw słusznie nabytych, co z kolei może oznaczać jej niekonstytucyjność. Bo jeśli ktoś nabył prawo z decyzji administracyjnej, a więc z warunków zabudowy, nie można mu go jednostronnie odebrać – podkreśla Tomasz Gawarecki z kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór.
Co więcej, deweloper, który czeka na uzyskanie pozwolenia dla farmy wiatrowej, poniósł już znaczące nakłady, o których zwrocie – w przypadku umorzenia – projekt milczy.
– Na tym etapie większość formalno-prawnej części procesu inwestycyjnego musi być już przeprowadzona. Wykonana jest koncepcja zagospodarowania terenu, potrzebna do uzyskania warunków zabudowy. Inwestor czasem też musi ponieść bardzo wysokie – bo sięgające setek tysięcy złotych – koszty decyzji środowiskowej. Sytuacja taka ma miejsce w przypadku dużych inwestycji i prowadzenia oceny oddziaływania na środowisko. Konieczne jest też wykonanie projektu budowlanego, projektu zagospodarowania działki i terenu, wynegocjowanie umowy z przedsiębiorcami dostarczającymi i odbierającymi energię – wylicza mec. Gawarecki.
Wyższe opłaty
Projekt bije po kieszeni również tych, którzy już wznieśli farmy. Gdy ustawa wejdzie w życie do ich uruchomienia będzie potrzebne nie tylko pozwolenie na użytkowanie, lecz także decyzja zezwalająca na eksploatację, którą wydawać będzie Urząd Dozoru Technicznego. Decyzja UDT ma być ważna przez 18 miesięcy (po czym konieczne będzie jej przedłużenie wiążące się z przeprowadzeniem kontroli przez urząd). Nową będzie trzeba uzyskać również po naprawie lub modernizacji eksploatowanego wiatraka. Zgodnie z art. 15 projektu, za te czynności UDT pobierać będzie opłatę – do 1 proc. wartości inwestycji wybudowania elektrowni wiatrowej.
– Konieczność płacenia dozorowi technicznemu co dwa lata do 1 proc. wartości inwestycji w połączeniu ze zwiększoną podstawą podatku od nieruchomości oznacza ponad pięciokrotny wzrost obciążeń fiskalnych dla branży. To bezprecedensowe rozwiązanie – twierdzi Skarżyński.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama