PKN Orlen, przejmując w zeszłym roku kontrolę nad PGNiG, wszedł w buty krajowego monopolisty na rynku gazu. I czuje się w nich znakomicie.
Spółka poinformowała, że od 1 lipca obniża ceny gazu dla firm rozliczających się według taryfy „Gaz dla biznesu” do 240 zł/MWh. Orlen zaznaczył, że w porównaniu do początku roku cena błękitnego paliwa w tej taryfie spadła o niemal 70 proc. Tyle że na holenderskim rynku TTF gaz z dostawą w lipcu kosztuje jeszcze o połowę mniej.
Można założyć, że na konkurencyjnym rynku znaleźliby się dostawcy gazu, którzy kupiliby paliwo po bieżących cenach i dostarczyli je odbiorcom. Pewnie nie byłoby ono w cenie 120 zł/MWh, jak wskazują rynkowe notowania, bo trzeba założyć pewną marżę dla dostawców. Jednak w dalszym ciągu firmy miałyby szansę kupić gaz znacznie taniej niż po 240 zł/MWh od Orlenu. A dlaczego Orlen nie sprzedaje taniej? Wyjaśnił to prezes Daniel Obajtek. Chodzi o to, że w zeszłym roku PGNiG, kiedy jeszcze był samodzielną firmą, nakupował gazu po wysokich cenach. Gdyby teraz miał sprzedawać paliwo znacznie taniej, notowałby straty. I tutaj – cały na biało – wkroczył Orlen, bo zaczął kupować gaz po bieżących cenach i „mieszać” z gazem kupionym drożej. Dzięki temu można było ulżyć odbiorcom. W narracji prezesa Obajtka kłopotów narobił „zły” PGNiG, a później przyszedł „dobry” Orlen.
Nie dajmy się jednak zwieść – to ten sam monopolista, tylko inaczej się nazywa.
Żeby zrozumieć, dlaczego Orlen nie ma konkurencji na rynku gazu, wypada cofnąć się do roku 2017, kiedy nowelizowano ustawę o zapasach gazu. Nałożyła ona na jego importerów obowiązek utrzymywania odpowiedniego poziomu zapasów gazu w magazynach, na wypadek kryzysu. Wielu ekspertów, a także Urząd Regulacji Energetyki i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ostrzegało, że w praktyce oznaczać to będzie monopol PGNiG na rynku gazu. „Oskarżona” firma odpowiadała, że przecież każdy może wykupić tzw. usługę biletową, gwarantującą, że na zlecenie klienta PGNiG będzie utrzymywał w swoich magazynach odpowiednie zapasy gazu. To wypełni ustawowe wymagania. Dwa lata po wejściu w życiu ustawy z rynku wycofała się firma HEG, największy prywatny dostawca gazu. Obecnie, tak jak ostrzegano, na rynku mamy monopol.
Jako największa firma na rynku, z wielką wiedzą o gazie i najlepszymi specjalistami, PGNiG/Orlen byłby w stanie dobrze funkcjonować na rynku konkurencyjnym. Po co więc firmie monopol? Jedna z popularnych teorii, która brzmi dość rozsądnie, mówi, że było to zabezpieczenie związane z uruchomieniem gazociągu Baltic Pipe. Za jego pośrednictwem mamy możliwość sprowadzenia 10 mld m sześc. gazu rocznie z Norwegii. Żeby nie było tak, że PGNiG dużo zainwestuje w nowe połączenie, zwiększy wydobycie z norweskiego szelfu, a później nie będzie mógł sprzedać sprowadzonego gazu ze względu na jego zbyt wysoką cenę – firmie zapewniono monopol.
Dominacja Orlenu na rynku gazu ma wymierne konsekwencje. W rozliczeniach z gospodarstwami domowymi i innymi chronionymi odbiorcami spółka stosuje taryfę zatwierdzoną przez URE. Pod koniec zeszłego roku URE zgodził się, żeby cena ta wynosiła ok. 650 zł/MWh. Taryfę taką ustala się na podstawie wniosku przedsiębiorcy, który uzasadnia w nim, biorąc pod uwagę przede wszystkim ponoszone koszty, dlaczego właśnie po takiej cenie chce sprzedawać gaz. Jednocześnie obowiązuje ustawa, która cenę dla odbiorców wrażliwych zamroziła na poziomie ok. 200 zł/MWh. Gdy dostawca sprzedaje gaz do naszych domów, to zwraca się do specjalnie powołanego w tym celu funduszu: „Dostarczyłem gaz po 650 zł, ale dostałem tylko 200 zł. Proszę o rekompensatę”. Orlen właśnie tak zrobił i otrzymał z funduszu ok. 7,4 mld zł w I kw. 2023. Ponieważ firma wydobywa też gaz, to ustawa nakłada na nią także obowiązek wpłat do wspomnianego funduszu. Orlen wpłacił 3,7 mld zł. W rozliczeniach z funduszem firma była zatem ok. 3,7 mld zł na plusie. To także pochodna jej pozycji na rynku gazu. Gdyby w ten sam sposób rozliczał się cały rok, to łącznie otrzyma netto niemal 15 mld zł. ©℗