„Klimat” wygrał rywalizację z „rozwojem” o to, czyj projekt będzie przedmiotem prac rządu. Biznes wolałby wersję, która przegrała.
Linia bezpośrednia to kolejny, obok liberalizacji 10H, którą w przyszłym tygodniu ma zająć się Sejm, kluczowy postulat branży odnawialnych źródeł energii. Jak pisaliśmy jesienią, projekt w tej sprawie przygotował resort rozwoju. Swoją propozycję forsował też resort klimatu. Jak dowiadujemy się w obu ministerstwach, rywalizację wygrało
Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
Żeby nie blokować
Ministerstwo Rozwoju i Technologii w odpowiedzi na nasze pytanie o losy projektu napisało, że „gospodarzem ustawy
prawo energetyczne oraz ustawy o odnawialnych źródłach energii jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska”. Z kolei MKiŚ poinformowało nas, że „prace legislacyjne dotyczące linii bezpośredniej trwają i są już na etapie rozpatrywania przez Stały Komitet Rady Ministrów”. Zapewniło też, że zależy mu na jak najszybszym wejściu w życie przepisów zawartych w projekcie.
Linia bezpośrednia umożliwia dostarczanie energii np. z elektrowni wiatrowej do odbiorcy (np. fabryki, biur, magazynów) z pominięciem publicznej sieci elektroenergetycznej. Rozwiązanie miałoby duże znaczenie dla krajowych przedsiębiorstw. Dałoby im szanse na tańszy
prąd i wykazanie się udziałem zielonej energii w produkcji. Jak zauważają eksperci, to ważne m.in. dla naszych eksporterów i dla możliwości pozyskiwania przez nasz kraj zagranicznych inwestycji.
Obecne
przepisy regulujące ten obszar w praktyce uniemożliwiają realizację tego typu projektów. Stąd potrzeba zmiany.
Problem w tym, że biznes zdecydowanie preferował wersję projektu autorstwa resortu rozwoju. Ze źródeł zbliżonych do tego ministerstwa słyszymy jednak, że wycofało się w tej sprawie, by nie blokować zmiany
przepisów. Celem jest to, by zdążyć uchwalić je przed końcem obecnej kadencji Sejmu.
Obciążyć opłatą
Krytycznego nastawienia nie kryje Piotr Wołejko z Federacji Przedsiębiorców Polskich. Jak mówi DGP, w projektowanych regulacjach cały czas dominuje formalizm i przesadna ostrożność. - W efekcie nie spełnia on oczekiwań ani nie doprowadza do realnego odblokowania linii bezpośrednich, ani do rozwoju mocy w OZE - stwierdza.
I dodaje: - Takie stanowisko prezentowało też Ministerstwo Rozwoju. Liczymy, że będzie je podtrzymywać i bronić interesów przedsiębiorców. Potrzebna jest troska o wszystkie podmioty, a nie skupienie się głównie na operatorach sieci dystrybucji, którzy z racji powstania większej liczby linii bezpośrednich mieliby minimalnie, co należy podkreślić, mniejsze przychody, gdyż linia bezpośrednia z definicji nie podlega szeregowi opłat, które ponosi się za korzystanie z Krajowego Systemu Elektroenergetycznego.
Wołejko przekonuje, że potencjalne straty firm energetycznych, praktycznie wyłącznie państwowych, to kropla w morzu ich budżetów. To też niewielkie kwoty w porównaniu ze stratami wynikającymi z zamykania się firm zatrudniających kilkuset czy kilka tysięcy pracowników.
- Z racji bardzo wysokich kosztów prądu tak trzeba to bowiem rozpatrywać - podkreśla rozmówca DGP. - Przedsiębiorcy cały czas liczą, że uda się zmodyfikować przepisy dotyczące linii bezpośrednich w taki sposób, by stanowiły one realną opcję dla biznesu - puentuje.
Dominik Strzałkowski, radca prawny, partner w Kancelarii SSW Pragmatic Solutions, wymienia konkretne postulaty zmian. Opowiada się za precyzyjnym wskazaniem, że linia bezpośrednia łączy różne podmioty: wytwórcę i odbiorcę.
- Chodzi o jasne określenie, że z linią bezpośrednią mamy do czynienia wtedy, kiedy dochodzi do przeniesienia posiadania energii, a nie wtedy, kiedy ktoś wytwarza prąd na własne potrzeby i przesyła go swoim prywatnym kablem do innego swojego urządzenia - tłumaczy.
Jak dodaje, ta druga opcja to autoprodukcja (zwana również autokonsumpcją). Zdaniem eksperta brak takiego jasnego rozdzielenia może rodzić poważne kłopoty dla „autokonsumentów”. Według niego można sobie nawet wyobrazić, że definicją linii bezpośredniej zostaną objęte np. wszystkie przyzakładowe instalacje fotowoltaiczne. Wątpliwości mogłyby się pojawić nawet przy używaniu agregatu prądotwórczego.
- To by oznaczało dla autokonsumentów obciążenie obowiązkami raportowania do prezesa URE, a także ponoszenia opłat taryfowych (tj. dodatkowej opłaty dystrybucyjnej, zwanej również solidarnościową), które ma sprecyzować dopiero rozporządzenie do ustawy. A takie skutki wydają się niezgodne z unijną dyrektywą rynkową - zaznacza prawnik.
Kolejna sprawa to rezygnacja ze zgody prezesa URE na budowę linii bezpośredniej dla źródeł odnawialnych. W ocenie prawnika założenia projektu oznaczają nadmierny formalizm i obciążenia dla prezesa URE w sytuacji, gdy inne przepisy dostatecznie chronią interes wszystkich interesariuszy.
W rozmowach z biznesem słyszymy, że Ministerstwo Aktywów Państwowych czy minister do spraw europejskich zgłaszali podobne uwagi jak eksperci. - W ostatecznym kształcie projektu tych uwag nie uwzględniono. Chyba głównym celem, który przyświeca MKiŚ, jest to, żeby wszystkie linie bezpośrednie obciążyć opłatą solidarnościową - mówi nasze źródło.©℗
opinie
Kluczowe rozwiązanie dla pozyskiwania zielonej energii
Wojciech Modzelewski Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi
/
Materiały prasowe
Nowelizacja prawa energetycznego ma w końcu zmienić przepisy, które w praktyce uniemożliwiają realizację linii bezpośrednich, a co za tym idzie - stanowią nieprawidłową implementację unijnych dyrektyw. Umożliwienie realizacji linii bezpośredniej przełoży się na rozwój mocy OZE, odciążenie systemu elektroenergetycznego (wszczególności przeciążonych sieci dystrybucyjnych) oraz wzmocni konkurencyjność polskich przedsiębiorstw.
Poza tym przyjęta wgrudniu unijna dyrektywa osprawozdawczości dotycząca zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw (tzw. CSRD) wprowadza nowe wymogi wzakresie ESG, gdzie duże znaczenie będzie mieć pochodzenie energii wykorzystywanej wprowadzeniu działalności. Firmy wykorzystujące OZE będą atrakcyjniejszymi parterami dla banków, ubezpieczycieli icoraz bardziej świadomych konsumentów.
Biorąc pod uwagę, że wPolsce ponad 80 proc. energii pochodzi zpaliw kopalnych, dla dużych firm linia bezpośrednia może być kluczowym rozwiązaniem dla pozyskiwania zielonej energii iutrzymania pozycji na rynku. ©℗
Rządzący muszą jeszcze raz przeanalizować wprowadzony limit ceny
Robert Koński wiceprezes Figene Capital
/
Materiały prasowe
Sieci przesyłowe wobecnej kondycji nie są technicznie wydolne do odbioru mocy wytworzonych zOZE. Najbliższy czas powinien przynieść nam rozwiązania wkluczowych dla branży OZE obszarach legislacyjnych, wtym właśnie wprowadzenie przepisów dotyczących linii bezpośredniej. Wraz ze stabilizacją cen energii w2023 r. powinno przełożyć się to na jeszcze większe zainteresowanie przedsiębiorstw zieloną energią. Aby jednak przekuć je na realne inwestycje, rządzący muszą jeszcze raz przeanalizować wprowadzony limit ceny dla wytwórców energii zwiatru, na poziomie 345 zł/MWh.
Biorąc pod uwagę potrzebne nakłady inwestycyjne, zaproponowane wartości są za niskie, aopłacalność produkcji energii zelektrowni wiatrowych staje pod znakiem zapytania. Brak zmiany ustawy może znacząco wyhamować rynek. Co więcej, ustalenie ceny na tak niskim poziomie powoduje, że banki zdużym prawdopodobieństwem mogłyby się wycofywać zfinansowania już powstałych inwestycji. ©℗