Obecny kryzys dobitnie pokazał, że mimo ambicji integracyjnych Unia Europejska zawiodła kompletnie, gdy chodzi o budowę wspólnej i spójnej polityki energetycznej. Zwłaszcza dotyczącej gazu ziemnego, który – czy to się komuś podoba, czy nie – stał się dziś jedynym paliwem rezerwowym, na którym UE oparła swój plan przejścia od paliw kopalnych do zielonej energetyki. Zagadka tego uzależnienia od gazu zresztą już się wyjaśniła – mamy tu do czynienia z efektami niemieckiego pomysłu na energetyczną transformację.
Obecny kryzys dobitnie pokazał, że mimo ambicji integracyjnych Unia Europejska zawiodła kompletnie, gdy chodzi o budowę wspólnej i spójnej polityki energetycznej. Zwłaszcza dotyczącej gazu ziemnego, który – czy to się komuś podoba, czy nie – stał się dziś jedynym paliwem rezerwowym, na którym UE oparła swój plan przejścia od paliw kopalnych do zielonej energetyki. Zagadka tego uzależnienia od gazu zresztą już się wyjaśniła – mamy tu do czynienia z efektami niemieckiego pomysłu na energetyczną transformację.
Czy dałoby się to uczynić inaczej? Oczywiście. Ale zrobiono tak, jak zrobiono. Więc teraz najważniejsze pytanie brzmi: co dalej? Jakie lekcje Unia powinna wyciągnąć z obecnego kryzysu? I czy w ogóle możliwa jest wspólna polityka gazowa? A jeśli tak, to na jakich zasadach? Z bardzo konkretną propozycją rozwiązania problemu wyszła grupa ekonomistów młodszego pokolenia – Natalia Fabra (Uniwersytet Karola III w Madrycie), Karsten Neuhoff (DIW Berlin) i Nicolas Berghmans (think tank IDDRI z siedzibą w Paryżu). Pod firmowaną przez nich pracą podpisało się jednak – w formie demonstracji poparcia – także kilkunastu innych ekspertów.
Propozycja składa się z dwóch elementów. Chodzi tu – mówiąc najbardziej ogólnie – o pogodzenie ognia z wodą. Po pierwsze, piszą ekonomiści, na poziomie europejskim powinna zostać ustalona maksymalna cena gazu, której przekraczać nie wolno. Musi być ona na tyle wysoka, żeby nie wplątywać (w większości państwowych) koncernów energetycznych w sytuację, w której będą musiały być ratowane z publicznych pieniędzy. Ten limit konieczny jest także po to, by nie pchać w górę rosnącej inflacji, na którą w Europie składa się dziś głównie właśnie wzrost cen energii. Po drugie, interwencja w maksymalną cenę gazu nie może prowadzić do energetycznej rozrzutności. Kraje powinny więc zużycie gazu ograniczać. Ponadto muszą zostać ustalone unijne normy gazowych oszczędności, których państwa powinny się trzymać. Chodzi przecież o to, żeby popyt na gaz był stale trzymany w ryzach. Zwłaszcza w sytuacji, w której polityka cenowa Gazpromu, a następnie wybuch wojny na Wschodzie wywindowały ceny surowca do rekordowych poziomów. Teraz gra zaś toczy się o to, by kraje Europy nie przyczyniały się do tego procesu ponad konieczną miarę.
Najważniejsze obecnie pytanie brzmi: co teraz można zrobić? Jakie lekcje Unia Europejska powinna wyciągnąć z obecnego kryzysu energetycznego? I czy w ogóle możliwa jest wspólna polityka gazowa? A jeśli tak, to na jakich zasadach?
Dopiero stworzenie mechanizmu składającego się właśnie z tych dwóch elementów pozwoli na sensowne gospodarowanie gazem – surowcem, którego UE ma zbyt mało w swoich zasobach. A jednocześnie jest dziś od niego zbyt mocno uzależniona. Zmiana tego stanu rzeczy potrwa latami. Oczywiście, że na tej drodze czai się wiele przeciwności. Piszą o nich w swoim tekście także wspomniani ekonomiści. Te pułapki dotyczą obchodzenia wspólnych reguł handlu gazem czy oporów wobec nowych regulacji, które wkraczają dalece w wolność interesującego nas rynku. Ale to dopiero początek dyskusji. A ona musi się w Europie odbyć. I oby coś sensownego z niej wreszcie wynikło. ©℗
Reklama
Reklama
Reklama