Mając dobry zespół oraz silne wsparcie właścicielskie i polityczne, jestem przekonany, że pierwszą i kolejne elektrownie jądrowe wybudujemy na czas - mówi Tomasz Stępień, prezes spółki Polskie Elektrownie Jądrowe.

Rząd wybrał technologię dla pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce? Jaka była rola PEJ w tym wyborze ?

Decyzja o wyborze dostawcy technologii, którą w ostatnich dniach podjął rząd powinna być postrzegana w znacznie szerszym kontekście – podjęta uchwała oznacza bowiem, że zapadła kluczowa dla naszego kraju decyzja o wejściu w partnerstwo strategiczne na okres najbliższych 100 lat. Planowanie, projektowanie i budowa elektrowni to 10-15 lat, potem eksploatacja to kolejne 60-80. Dlatego też wybór dostawcy technologii miał szersze znaczenie strategiczne i geopolityczne dla Polski.

W ramach tego procesu rola spółki Polskie Elektrownie Jądrowe koncentrowała się na przygotowaniu analiz i opracowań, o które byliśmy proszeni przez rząd. Opracowując te dokumenty, współpracowaliśmy z wiodącymi instytucjami analitycznymi, doradczymi i technicznymi z kraju, i zagranicy, które wspierały nas swoją wiedzą i analizami poszczególnych kwestii biznesowych, technicznych oraz przedstawiały wnioski z przebiegu procesów inwestycyjnych dotyczących projektów jądrowych realizowanych do tej pory na świecie.

Co teraz planujecie, jakie będą kolejne kroki? Przypomnijmy jak wygląda harmonogram inwestycji - kiedy zacznie się budowa i kiedy elektrownia zacznie produkować prąd.

Podjęcie przez rząd decyzji o wyborze dostawcy technologii oznacza dla nas, jako spółki, kierunkową zgodę na rozpoczęcie z firmą Westinghouse szczegółowych rozmów i negocjacji. Wchodzimy w bardzo ważny etap, jakim jest zaprojektowanie elektrowni. Będziemy więc pracować nad kolejnymi umowami, które określą zasady i warunki naszej współpracy na etapie projektowania inwestycji, a potem jej budowy. To kwestie m.in. podziału zakresu odpowiedzialności, terminów, a także finansowania poszczególnych etapów tego projektu.

Równolegle prowadzimy intensywne rozmowy z krajowymi regulatorami – Państwową Agencją Atomistyki i Urzędem Dozoru Technicznego – bo proces projektowania wiąże się m.in. z określeniem parametrów technicznych inwestycji i dostosowaniem ich do różnego rodzaju obowiązujących w danym kraju norm. Uważamy, że to jeden z bardzo newralgicznych momentów, ponieważ przeprowadzone przez nas analizy wskazują, że duża część opóźnień projektów jądrowych na świecie brała się właśnie z nie dość precyzyjnych uzgodnień w trójkącie inwestor-wykonawca-regulator. Ewentualne rewizje regulatora na etapie budowy potrafią być bardzo kosztowne i czasochłonne, a, jako aktywny inwestor, chcemy tego uniknąć.

Ważnym elementem naszych bieżących prac jest też udział spółki w toczącym się postępowaniu dot. wydania decyzji środowiskowej, które prowadzi Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Kilka miesięcy temu złożyliśmy do GDOŚ raport środowiskowy dla tej inwestycji. Spółka obecnie skupia się na wspieraniu GDOŚ w zakresie obsługi uwag i pytań składanych przez interesariuszy, czyli przez obywateli, urzędy i podmioty z wewnątrz kraju, jak i w procesie transgranicznym.

Jeżeli mówimy o opóźnieniach, to te towarzyszące projektom Westinghouse w USA doprowadziły w pewnym momencie nawet do jego niewypłacalności. Jest pan spokojny, że w Polsce perturbacji uda się uniknąć?

Staram się tu kierować starą i dobrze znaną zasadą, że najlepiej jest uczyć się na cudzych błędach. Jednym z kluczowych zadań, które postawiliśmy sobie jako inwestor w tym projekcie było przeanalizowanie, dlaczego inwestycje jądrowe realizowane przez trzech potencjalnych dostawców technologii do Polski borykały się lub borykają z opóźnieniami i często znacząco przekraczają swoje budżety. Tu trzeba też obiektywnie zauważyć, że takie problemy dotykają właściwie każdy duży projekt jądrowy zrealizowany w ciągu ostatnich lat na świecie – nie tylko inwestycje na bazie technologii Westinghouse’a. Materiału z analizami, z którego wyciągamy wnioski na potrzeby polskiego projektu „atomowego, mamy dużo, ponieważ energetyka jądrowa na świecie przeżywa obecnie swój renesans.

Jesteście przygotowani na tak dużą inwestycję? Pierwsza elektrownia ma kosztować ok. 100 mld zł.

Mamy już wiedzę, jak przeprowadzić ten projekt i obecnie budujemy swój potencjał wewnętrzny, żeby móc zrealizować tak wielką i skomplikowaną inwestycję zgodnie z przyjętym harmonogramem. Spółka PEJ, którą od ponad roku mam przyjemność kierować, została bezpośrednio wskazana w podjętej uchwale, jako podmiot, który jest zobowiązany do tego, żeby odpowiednio przygotować, zaprojektować, a potem wybudować w Polsce pierwszą elektrownię jądrową i obecnie pracujemy z dużym zaangażowaniem nad tym, by wywiązać się z postawionego nam zadania.

Za nami bardzo intensywny rok, a przed nami kolejne, trudniejsze lata, do których się obecnie przygotowujemy. Teraz skupiamy się na intensywnej budowie potencjału kadrowego, czyli mówiąc wprost rekrutacji pracowników i współpracowników, którzy mają nie tylko odpowiednie doświadczenie, ale i wiedzę historyczną o tego typu projektach. Ten proces ma charakter ciągły i będzie trwał aż do momentu rozpoczęcia dużych robót budowlanych. Spółka musi być przygotowana odpowiednio wcześniej do obsługi poszczególnych kolejnych etapów tego złożonego procesu, jakim jest projektowanie, budowa, a następnie eksploatacja elektrowni jądrowej.

ikona lupy />
Tomasz Stępień, prezes spółki Polskie Elektrownie Jądrowe / Materiały prasowe

Ciągle nie mamy jednak jasności, co do mechanizmu finansowania. Program polskiej energetyki jądrowej przewiduje, że docelowo, po wyborze jednego współinwestora strategicznego powiązanego z dostawcą technologii, Skarb Państwa ma utrzymać przynajmniej 51 proc. udziałów w PEJ. Czy Amerykanie przejmą udziały w spółce?

Na obecnym etapie projektu jesteśmy finansowani ze środków właściciela i tak to będzie wyglądało też w najbliższym czasie. Wybór technologii przez rząd oznacza, że spółka może rozpocząć m.in. projektowanie obiektu. Wypracowywanie optymalnego modelu finansowania dla tego projektu rozpoczęło się jakiś czas temu i jest w naszym harmonogramie procesem równoległym właśnie do fazy projektowania.

Finansowanie tak dużej i skomplikowanej inwestycji musi być dopasowane do danego stadium realizacji projektu i zapewnione na kilka lub nawet kilkanaście lat - w fazie projektowania, realizacji samej budowy i na kilkadziesiąt lat w fazie eksploatacji elektrowni. Mówimy więc o bardzo długim horyzoncie czasowym, wykraczającym poza standardowe projekty inwestycyjne, które finansowane są przez komercyjne banki. Najwyższe koszty realizacji tego projektu zaistnieją dopiero za kilka lat, w momencie podpisania umów z wykonawcami i rozpoczęcia budowy samej elektrowni.

Ostateczny kształt modelu finansowania będzie więc konsekwencją bardzo wielu czynników. Na tym etapie wiemy kierunkowo, że chcemy, aby udział kapitału własnego dla tego przedsięwzięcia był na poziomie 20-30 proc., a resztę chcemy sfinansować długiem. Spółka otrzymała już różne propozycje w zakresie finansowania tej inwestycji, złożone między innymi przez stronę amerykańską.

W przypadku projektów „atomowych” zauważamy, że istnieje taka praktyka, że kraje, które eksportują, czy to technologie, czy usługi etc., dysponują instytucjami finansującymi duże międzynarodowe projekty - agencjami rządowymi czy agencjami kredytów eksportowych. Oferują one relatywnie atrakcyjne warunki finansowania. Oczywiście nie ograniczamy się jedynie do tych instytucji ale oczekujemy, że ich udział będzie istotny. Musimy przenalizować wszystkie otrzymane propozycje i wybrać odpowiednią i zgodną z oczekiwaniami właścicielskimi strukturę finansowania.

Rozumiemy, że mówi pan o ofercie Exim Bank, który podobno oferuje nam długoterminowe pożyczki na bardzo korzystnych warunkach … Minister Buda podał w tym kontekście kwotę 17 mld dolarów.

Dokładne informacje w sprawie finansowania przedstawimy na bardziej zaawansowanym etapie uzgodnień. To co mogę potwierdzić już teraz, to fakt, że otrzymaliśmy już propozycje związane z chęcią wielomiliardowego finansowania tego projektu przez stronę amerykańską w formie m.in. pożyczki.

Kiedy więc dowiemy się, jaki będzie ten mechanizm finansowania ?

Na finalne ustalenia musimy jeszcze poczekać. Procesy organizacji finansowania dla dużych projektów inwestycyjnych są bardzo złożone, wymagają wielu uzgodnień i zajmują sporo czasu. W najbliższym czasie finansowanie działalności spółki będzie polegało na tym, że będziemy wnioskować o środki do właściciela, czyli Skarbu Państwa i rozliczać się z ich wydatkowania. Ostateczny kształt modelu finansowania inwestycji na wymagającym dużych nakładów etapie budowy elektrowni będzie wypracowany przez spółkę w trakcie procesu projektowania i będzie zależał od bardzo wielu kwestii m.in. ról i zakresu odpowiedzialności partnerów w samym projekcie.

Czy model spółdzielczy, SaHo, o którym się słyszy, jest rzeczywiście brany pod uwagę?

Model SaHo w tej chwili rzeczywiście jest dyskutowany w otoczeniu projektu. Ja osobiście oceniam ten model jako ten, który może być rozważany już po zakończeniu budowy na etapie eksploatacji samej elektrowni.

Największe ryzyko w tym projekcie - również z punktu widzenia instytucji i podmiotów finansujących - niesie etap budowy obiektu. Model SaHo może nie uwzględniać ograniczeń istniejących na polskim rynku finansowym i ryzyk, z którymi muszą zmierzyć się potencjalni inwestorzy w tak skomplikowanej i wieloletniej inwestycji.

Czyli model spółdzielczy jest możliwy, ale dopiero po wybudowaniu elektrowni.

Na tym etapie jest dużo bardziej prawdopodobny.

Przejdźmy zatem do kolejnego wyzwania - są obawy dotyczące opóźnienia inwestycji z powodu ewentualnych działań Komisji Europejskiej związanych z tym, że wyboru dostawcy technologii dokonaliśmy nie w przetargu, lecz w drodze decyzji politycznej. Liczycie się z taką opcją?

Ja nie odnoszę wrażenia, że KE jest zaniepokojona. Od marca, kwietnia br. strona polska czyli Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej – z polskiej inicjatywy – prowadzą z Komisją dialog w tej sprawie. Bardzo nam bowiem zależy na pełnej transparentności tego procesu inwestycyjnego wobec wszystkich interesariuszy, w tym także KE.

Czy sytuacja w rozmowach z Brukselą może się skomplikować na dalszym etapie, kiedy doprecyzowany zostanie model finansowania i w grę zacznie wchodzić pomoc publiczna?

Komisja Europejska nie bez powodu została przez spółkę uznana za jednego z kluczowych interesariuszy w tym projekcie. A naszą rolą jest, żeby – w miarę swoich możliwości – zabezpieczyć i obsłużyć oczekiwania tego interesariusza. Dlatego dialog z Brukselą zaczęliśmy bardzo wcześnie i dbamy o to, żeby komisarze byli o wszystkim, co robi strona polska, informowani z odpowiednim wyprzedzeniem.

Zapewniam, że europejskie zasady dotyczące pomocy publicznej, nad którymi pieczę sprawuje Komisja, są nam dobrze znane i będą w przyszłości brane pod uwagę przy realizacji projektu jądrowego. Należy też podkreślić, że tryb wyboru dostawcy technologii jądrowej znajduje jednoznaczne oparcie w rozwiązaniach przewidzianych w dyrektywie w sprawie zamówień publicznych (tzw. dyrektywa sektorowa) oraz w obowiązującej w Polsce ustawie – Prawo zamówień publicznych.

Z merytorycznego punktu widzenia nie widzę dziś więc pola do jakichś niespodzianek na tym froncie. Co więcej, nasze dotychczasowe historyczne doświadczenia ze współpracy z Komisją, które czerpiemy również z innych dużych projektów inwestycyjnych są pozytywne.

Pozostając przy wyzwaniach - w kontekście rosyjskiej strategii wojennej w Ukrainie, ale także aktów hybrydowej i energetycznej agresji przeciw Europie, której najgłośniejszym przykładem był atak na gazociągi biegnące po dnie Bałtyku, coraz istotniejszą kwestią staje się bezpieczeństwo infrastruktury krytycznej. Jak uwzględniana jest ona na etapie przygotowań inwestycji w atom?

Każda infrastruktura krytyczna, nie tylko jądrowa, musi być odpowiednio zabezpieczona przed różnego rodzaju zagrożeniami. Warto jednak zauważyć, że obiekty jądrowe na świecie, na tle innej infrastruktury energetycznej, charakteryzują się ponadprzeciętnymi standardami, które obowiązują w obszarze bezpieczeństwa. Wynika to z szeregu bardzo restrykcyjnych i obowiązujących norm, przyjętych w regulacjach prawnych na poziomie krajowym, unijnym i międzynarodowym, w tym prawa atomowego stanowionego pod auspicjami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

O skuteczności tych zabezpieczeń świadczyć może fakt, że w ciągu 60 lat działania elektrowni jądrowych na całym świecie nie doszło do skutecznego ataku terrorystycznego na tego typu obiekt.

Niezwykle istotnym zadaniem jest też pozyskanie poparcia społecznego.

Komunikacja z bezpośrednio sąsiadującymi z przyszłą inwestycją mieszkańcami i samorządami to nasz priorytet, ponieważ długofalowo przekłada się ona na zaufanie do inwestora. Od roku wyraźnie zintensyfikowaliśmy nasze działania – mamy powołany specjalny zespół, który odpowiada za komunikację i relacje z mieszkańcami oraz z władzami zarówno lokalnymi – sołectw, gmin, powiatów, jak i z władzami województwa pomorskiego. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zorganizowaliśmy ponad 20 spotkań informacyjnych z mieszkańcami w rejonie inwestycji. Utworzyliśmy też dwie grupy robocze do rozmów z włodarzami – gospodarzami tego regionu, jak i reprezentantami lokalnej społeczności gminy Choczewo. W okresie letnim jako spółka wzięliśmy udział w ponad 40 wydarzeniach kulturalnych i sportowych, które odbyły się w tym regionie. Od ponad 10 lat na Pomorzu funkcjonują także nasze trzy lokalne punkty informacyjne dla mieszkańców i turystów. Podsumowując – dialog spółki dotyczący inwestycji jest prowadzony systematycznie i na różnych poziomach.

Obecnie widzimy dużą przychylność lokalnej społeczności – ok. 63 proc. mieszkańców tzw. gmin lokalizacyjnych popiera naszą inwestycję. Na tym etapie oceniamy, że ewentualne zorganizowane protesty mogłyby powstać tylko wskutek inspiracji zewnętrznej. Poza tym jeśli chodzi o część konsultacji która odbywa się w procesie transgranicznym to mamy świadomość, że nie wszystkie kraje w Europie są zwolennikami energetyki jądrowej, jakkolwiek w UE jej przeciwnicy są w mniejszości.

Czy sprzeciw Niemiec może być dużym utrudnieniem dla tej inicjatywy?

Sytuacja w Niemczech jest dynamiczna, w debacie publicznej coraz częściej pojawiają się tezy, że wygaszanie atomu było błędem, dyskutuje się nad wydłużeniem pracy reaktorów. My natomiast jako inwestor jasno deklarujemy, że będziemy naszą inwestycję realizować w oparciu o technologię bezpieczną i sprawdzoną na wielu tego typu obiektach na świecie. Nie widzimy więc merytorycznych podstaw do jej utrudniania przez kraje, z którymi jest ona obecnie konsultowana.

Ale co nam może grozić w tej kwestii?


Na tym etapie projektu? Spodziewamy się dość dużej liczby pytań i uwag w toku prowadzonych obecnie transgranicznych konsultacji dotyczących oceny oddziaływania inwestycji na środowisko.

Czy obserwujecie takie zjawisko już teraz?

Jesteśmy dobrze przygotowani do udzielania odpowiedzi na różne pytania i w każdym z tematów, które są lub będą podnoszone w procesie transgranicznym. Większej liczby pytań spodziewamy się w przyszłym roku.

Wracając do mieszkańców terenów w otoczeniu planowanej elektrowni, jakie będą mieli korzyści z tytułu tej inwestycji ?

W mojej ocenie jest to duży katalog korzyści. Dobrym przykładem są inwestycje towarzyszące, które powstaną dzięki temu, że będziemy budowali elektrownię. Pojawi się więc nowa droga dojazdowa, linia kolejowa, konstrukcja morska do rozładunku. Te inwestycje powstaną jako pierwsze, a po wybudowaniu elektrowni będą mogły trwale służyć rozwojowi tego regionu i jego mieszkańcom. Przykładowo, pośrednio dzięki projektowi budowy elektrowni czas dojazdu koleją z Gdyni do Łeby może wynieść ok. 60 minut, co dzisiaj jest nieosiągalne.

Warto też podkreślić, że budowa elektrowni wymaga np. zaangażowania lokalnych dostawców usług, towarów, którzy będą mogli włączyć się w te prace. Prace budowlane, które będą prowadzone, przełożą się na zapotrzebowanie na zakwaterowanie pracowników, towary i usługi ze strony lokalnych i regionalnych przedsiębiorstw, a to przyczyni się do stworzenia nowych miejsc pracy w regionie. Poza tym znacząco rozwiną się tzw. okołoprojektowe branże w obszarze transportu, logistyki, gastronomii, handlu i pozostałych usług.

Sporo mówimy o dialogu z interesariuszami, których przychylność jest istotna dla powodzenia projektu jądrowego. A jak wygląda sprawa komunikacji z krajową opozycją? To chyba dość kluczowy aktor: od jej stanowiska zależeć będzie, czy atom – po ewentualnej zmianie władzy – będzie traktowany jako przedsięwzięcie polityczne czy ponadpolityczne, a w konsekwencji, czy będzie kontynuowany.

W projektach o takiej skali, wykraczających poza perspektywę czasową jednej, a nawet dwóch kadencji Sejmu, konsensus klasy politycznej jest sprawą fundamentalną. Mogliśmy to zaobserwować przy budowie Terminalu LNG w Świnoujściu. To przykład inwestycji, która – niezależnie od zmian i turbulencji – została ukończona siłami kilku następujących po sobie rządów. Czas pokazał, że ta dojrzałość polityczna przełożyła się na bardzo realną poprawę naszego bezpieczeństwa i dywersyfikację dostaw gazu do Polski. Tak samo powinno być z innymi strategicznymi projektami energetycznymi w naszym kraju. Zabieganie o tego typu poparcie nie jest jednak, co do zasady, rolą spółki, tylko polityków, do których warto takie pytania i sugestie kierować.

A jak pan ocenia atomową inicjatywę wicepremiera Sasina?

Energetyka jądrowa w Polsce to nie jest projekt jednej czy drugiej spółki. To jest wyzwanie dla całej gospodarki i całego państwa. Wiąże się ze zbudowaniem całkowicie nowej, dużej i bardzo perspektywicznej gałęzi przemysłu. Aby w Polsce powstał sektor jądrowy, niezbędny jest cały szereg działań - od kształcenia kadr, rozwoju regulacji prawnych w tym obszarze, prowadzenia programów badawczych, rozwoju firm które zapewnią dostawy i odpowiednie materiały i urządzenia na wszystkich etapach budowy. Dochodzi tu też proces eksploatacji obiektu przez nawet 80 lat, kwestie operatorstwa, bezpieczeństwa i składowania paliwa. Patrząc z tego punktu widzenia, każdy projekt związany z energetyką jądrową, czy to jest inicjatywa prywatna spółek, czy jest to program rządowy realizowany przez Polskie Elektrownie Jądrowe daje impuls rozwojowy i dokłada swoją cegiełkę do tego ogromnego przedsięwzięcia.

Jak są atuty realizacji dużych inwestycji jądrowych z różnymi partnerami technologicznymi, a jakie korzyści mogłoby dać oparcie całego “dużego atomu” w Polsce o jednego dostawcę?

Program budowy w Polsce energetyki jądrowej zakłada budowę elektrowni o mocy 6-9 GWe w dwóch lub nawet trzech lokalizacjach. Za realizację przedsięwzięcia od strony inwestycyjnej odpowiedzialna jest spółka PEJ.
W zeszłym tygodniu rząd wybrał partnera strategicznego i technologię dla pierwszej z tych lokalizacji, zostawiając otwarty wybór technologii dla drugiej. Zatem z punktu widzenia inwestora, którym jest spółka, mamy póki co wybraną jedną technologię. Dostrzegamy oczywiście na rynku pierwsze zapowiedzi tzw. projektu koreańskiego, ale on nie jest częścią programu rządowego i będzie miał innych inwestorów.

A wybiegając w przyszłość: która opcja byłaby lepsza?

Naszym zadaniem, jako spółki, jest wybudować elektrownię – najpierw jedną, potem drugą, w ramach decyzji podjętej przez rząd i na bazie wybranej technologii. Oczywiście wariant większej liczby partnerów oznacza zawsze pewne dodatkowe wyzwania. Z punktu widzenia inwestora sytuacja wygląda tak, że do realizacji każdego projektu elektrowni powołuje się osobną spółkę celową. Wyobrażam sobie, że – gdyby technologia była jedna dla obu projektów – nieco więcej zadań moglibyśmy w ramach obsługi projektów, zwłaszcza od strony technologiczno-jakościowej, realizować na poziomie spółki-matki. W sytuacji, w której realizowalibyśmy inwestycje w różnych technologiach, ta wspólna pula będzie bardziej ograniczona, każdy projekt będzie musiał opierać się na własnym zespole i zasobach. Ale podkreślam wyraźnie, że my, jako spółka, będziemy gotowi na każdy wybrany przez właściciela wariant.

Na tym etapie większą liczbę wyzwań, które mogą się pojawić w momencie wyboru przez rząd dwóch różnych technologii jądrowych, dostrzegam raczej na poziomie organów regulacyjnych w Polsce.

Jest pan przekonany, że damy radę tę elektrownię wybudować ?

Mogę jedynie zacytować parę zdań zespołu pracowników PEJ, z którym od ponad roku pracuję nad tym projektem: „Do powierzonego nam przez właściciela zadania podchodzimy odpowiedzialnie, jednocześnie jesteśmy silnie zdeterminowani, aby w założonym terminie zbudować pierwszą elektrownię jądrową w Polsce”.

Ludzie, którzy są teraz „na pokładzie” spółki, zrealizowali już niejedną dużą inwestycję w obszarze energetyki. Mamy doświadczenia z różnych sektorów i projektów. Poza tym w Polsce jest już zgromadzona bardzo duża wiedza w zakresie realizacji złożonych przedsięwzięć inwestycyjnych, również międzynarodowych. Brakujące kompetencje, głównie z sektora jądrowego, systematycznie pozyskujemy z rynku międzynarodowego. Mając dobry zespół i silne wsparcie właścicielskie, i polityczne, jestem przekonany, że pierwszą i kolejne elektrownie jądrowe w Polsce wybudujemy na czas.

Rozmawiali Sonia Sobczyk-Grygiel i Marceli Sommer