Rewizja unijnych sankcji energetycznych potrzebna od zaraz - to jeden z głównych wniosków wynikających z najnowszego raportu Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA), fińskiego think tanku, który od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę monitoruje transfery związane z paliwami kopalnymi ze Wschodu. Mimo że zakaz sprowadzania ropy naftowej, obejmujący 90 proc. rosyjskich dostaw surowca do Europy, ma wejść w życie już za niecałe trzy miesiące, do tej pory UE udało się ograniczyć dostawy zaledwie o 17 proc.

W ocenie analityków problemem pozostaje ponadto szczelność przepisów sankcyjnych. Według nich już dziś rosyjskie paliwa płyną do krajów Zachodu przez pośredników. Na przykład USA, gdzie embargo obowiązuje już od marca, kupuje produkty naftowe z indyjskich rafinerii, które wyrosły w ostatnich miesiącach na jednego z głównych odbiorców taniego surowca ze Wschodu. Luką w przepisach sankcyjnych mogą okazać się także mieszanki z udziałem rosyjskiej ropy, które już dziś trafiają m.in. do Wielkiej Brytanii, a także reeksport paliw sprowadzanych drogą lądową (rurociągami lub koleją).
Eksperci CREA przychylnie podchodzą do planów nałożenia na paliwa, na których zarabia Moskwa, limitu cenowego - decyzję kierunkową w tej sprawie podjęły w zeszłym tygodniu najbogatsze kraje demokratyczne, zrzeszone w grupie G7. Instrumentem, który ma pomóc skłonić inne kraje do przyjęcia limitu, ma być dostęp do usług związanych z dostawami morskimi, kontrolowanych w dominującej mierze przez kraje europejskie. Jednocześnie uznają działania krajów zachodnich za mocno spóźnione i opowiadają się za ich objęciem mechanizmem cenowym także dostaw błękitnego paliwa. - Jesteśmy dziś w absurdalnej sytuacji, w której Rosja ograniczyła przesył gazu do Europy o trzy czwarte. A jednocześnie, ze względu na podwyższone ceny, płacimy Rosji tyle samo, co przed rokiem - podkreśla główny autor raportu Lauri Myllyvirta.
Jak wynika z wyliczeń centrum, w ciągu pół roku od rozpoczęcia wojny przychody surowcowe Rosji sięgnęły niemal 160 mld euro, z czego ponad 40 mld - w formie różnych podatków i danin - zasiliło bezpośrednio budżet Kremla. Za ponad połowę tej kwoty odpowiadają kraje UE. Dla porównania koszty prowadzenia wojny, jakie poniosła dotąd Rosja, szacowane są na ok. 100 mld euro, a te związane z przyszłą odbudową Ukrainy - na 200 mld euro.
- Sytuacja, w której znalazła się UE, jest skutkiem popełnionych w przeszłości ogromnych błędów w polityce energetycznej. Jest tragedią, że trzeba było czegoś takiego jak inwazja na Ukrainę, żeby wymusić zmianę w myśleniu Europy - podkreśliła podczas prezentacji raportu Sarah Brown z think tanku Ember.
Od początku wojny krajom europejskim udało się jednak ograniczyć „surowcową rentę” wypłacaną Kremlowi o ponad jedną trzecią, co przełożyło się na niemal 200 mln euro dziennie przychodów rosyjskich koncernów. Topnieją także wolumeny większości importowanych ze Wschodu paliw, przy czym wyjątkiem jest tu ropa naftowa, którą dzięki obniżeniu cen Rosjanom udało się w dużej mierze skierować na inne rynki. Swoją cegiełkę do surowcowej derusyfikacji przyłożyły zwłaszcza Niemcy i Polska, ograniczając zakupy w Rosji o niemal połowę, tuż za nimi lokują się Włochy. Straty te pomaga Moskwie częściowo zamortyzować zwiększony eksport do innych odbiorców, przede wszystkim do Indii i Chin, ale także Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Egiptu, Turcji czy Węgier.
Za korzystny z punktu widzenia celów polityki UE CREA uznaje również bilans obowiązującego już embarga węglowego. Jak stwierdzają analitycy, Moskwie nie udało się zastąpić utraconych rynków zbytu, mimo że miała na to sporo czasu, a spadek eksportu zmusza Rosjan do wstrzymywania wydobycia w kopalniach. Oprócz największych odbiorców unijnych - Holandii, Polski czy Niemiec - znaczącą rolę odegrało również wprowadzenie embarga przez Szwajcarię, która była dla rosyjskiego węgla kluczowym pośrednikiem.
Przychody Rosji ze sprzedaży surowców w pierwszym półroczu wojny (mld euro) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe