Zamiast pracować nad sankcjami na błękitne paliwo, Bruksela – pod presją państw – ogranicza ambicje dotyczące cięć dostaw ze Wschodu.

Jak pisaliśmy w DGP w maju, plany Komisji Europejskiej zebrane w pakiecie REPowerEU nie skonkretyzowały deklarowanych wcześniej celów dotyczących odchodzenia od importu rosyjskiego gazu. W marcowym komunikacie prezentującym główne założenia dokumentu mowa była o redukcji zależności od surowca z tego kierunku o dwie trzecie do końca roku i o pełnej jego eliminacji do roku 2027. Ale w zaprezentowanej w maju strategii o wymiernych celach na ten rok nie było już mowy, a perspektywę 2027 r. zastąpiła luźniejsza formuła „wyraźnie przed końcem dekady”. Dużo więcej konkretów usłyszeliśmy, jeśli chodzi o drugi wymiar REPowerEU, czyli przyspieszenie dekarbonizacji, które tylko pośrednio może się przyczynić do obniżenia zapotrzebowania na gaz. Propozycje Brukseli w tym zakresie obejmują m.in. podniesienie wiążącego celu OZE dla UE na 2030 r. oraz ponad 200 mld dodatkowych euro na transformację.
O barierach, jakie napotkały unijne plany uwolnienia od rosyjskiego gazu, pisze w zeszłotygodniowej analizie Ośrodek Studiów Wschodnich. „Silna zależność części państw UE od surowca z Rosji, utrzymujące się bardzo wysokie ceny oraz wizja kryzysu i potencjalnie niedoborów gazu w trakcie najbliższej zimy utrudniają wewnątrzunijną zgodę na znaczącą, skoordynowaną redukcję dostaw jeszcze w tym roku. W rezultacie (…) widoczne staje się pewne ograniczenie ambicji KE dotyczących poziomu i tempa redukcji importu z Rosji” – wskazuje ekspertka OSW Agata Łoskot-Strachota. „Tę słabość UE wykorzystuje Moskwa. Kontrsankcje rosyjskie, w tym żądanie płatności za dostawy gazu w rublach, nie tylko prowadzą do podziałów w UE, lecz także odwracają dotychczasową logikę dyskusji. Większość państw i podmiotów aktywnych na rynku unijnym zamiast myśleć o tym, jak najszybciej ograniczyć import rosyjskiego gazu, zastanawia się, jak zagwarantować sobie jego dostawy na nowych zasadach. W konsekwencji maleje rola KE w wypracowywaniu wspólnych zasad relacji gazowych UE z Rosją na rzecz indywidualnych działań państw, co skutkuje osłabieniem spójności działań unijnych” – dodaje.
O aktualność wcześniej deklarowanych celów krótkoterminowych derusyfikacji i ocenę perspektyw ich realizacji DGP zapytał Komisję Europejską, ale otrzymaliśmy wymijającą odpowiedź. KE oświadczyła jedynie, że implementacja rozwiązań z REPowerUE może zapewnić „niemal 2/3” redukcji gazowej zależności od Rosji. Nieoficjalnie słyszymy, że plany w zakresie wygaszania dostaw od początku miały „aspiracyjny” charakter, bo Bruksela nie może ingerować w kompetencje państw w dziedzinie zakupów paliw i kształtowania miksu. – Komisja stwierdziła jedynie, że taką redukcję dałoby się osiągnąć – przekonuje nasz rozmówca.
Dane o dostawach gazu sugerują bardziej prozaiczną przyczynę pominięcia celu dwóch trzecich w kolejnych odsłonach unijnych planów: jego osiągnięcie wymknęło się Unii z rąk, a pułap jednej trzeciej ubiegłorocznych dostaw (ok. 52 mld m sześc. gazu), do którego miałyby ograniczyć się tegoroczne dostawy surowca, prawdopodobnie został już przekroczony. Według Gazpromu do krajów „dalekiej zagranicy” (obejmującej oprócz Europy Turcję i Chiny) do końca maja trafiło 61 mld m sześc. paliwa. Jak wylicza Szymon Kardaś z OSW, oznacza to, że wolumen wysyłanego do tej grupy odbiorców gazu spadł o 27,6 proc. w porównaniu z pierwszymi pięcioma miesiącami ub.r. Ośrodek sugeruje jednocześnie, że dotychczasowe redukcje w niewielkim stopniu wynikają z planowej derusyfikacji po stronie UE. Decydującą rolę odgrywa raczej z jednej strony realizowana przez Gazprom od ubiegłej jesieni polityka ograniczania dostaw. Z drugiej zaś ostatnie decyzje o odcięciu dostaw odbiorcom, którzy nie zgodzili się na regulowanie należności za gaz w rublach (według Kardasia objęły już prawie 10 proc. całego ubiegłorocznego eksportu Gazpromu). „Moskwa wydaje się przejmować kontrolę nad procesem zmniejszania dostaw rosyjskiego surowca na rynek europejski, a zachowując wciąż znaczący poziom eksportu, utrzymuje też istotny instrument wpływu na UE w kontekście zbliżającej się zimy” – komentuje Łoskot-Strachota.
Według analityków podstawową barierą dla ambicji Brukseli okazała się postawa unijnych rządów, które postawiły na strategie indywidualne. Zdaniem Agaty Łoskot-Strachoty zainteresowanie większości stolic wspólnymi działaniami na gazowym froncie ogranicza się dziś do kwestii oczekiwanych regulacji dotyczących obowiązkowych zapasów paliwa. Nie ma natomiast jak dotąd szerokiego zainteresowania wspólnymi zakupami gazu, które miały pomóc UE zastąpić rosyjskie dostawy.
Instrumentem, który mógłby narzucić państwom wiążące cele derusyfikacji dostaw gazu, mógłby być kolejny pakiet sankcji. Ten wymagałby jednak jednomyślnej zgody „27”. Nasz rozmówca zbliżony do Komisji mówi, że o pracach nad gazowymi restrykcjami nie słychać. – Mamy z trudem wynegocjowane sankcje dotyczące ropy, jeśli chodzi o gaz, mamy podejście długofalowe oparte na dekarbonizacji – tłumaczy. Na to, że – choć temat chwilowo przycichł – kwestia gazu jednak wróci na agendę unijnych rozmów, liczy nadal Polska, a w zeszłym tygodniu do ujęcia go w kolejnym pakiecie wezwał litewski ambasador przy UE.
Współpraca Mateusz Roszak
Interwencja rządu zażegna węglowy kryzys?
Przekierowanie surowca zgromadzonego przez spółki Skarbu Państwa do sklepów i autoryzowanych punktów Polskiej Grupy Górniczej, których lista ma być poszerzona, oraz rekompensaty dla podmiotów prywatnych obniżających ceny – to główne punkty rządowego planu mającego zaradzić problemom z dostępnością węgla dla gospodarstw domowych. Kolejne szczegóły, w tym konkretne kwoty rządowego wsparcia, mają być przedstawione w najbliższych dniach. Obecnie ceny surowca oferowanego przez grupę są nawet trzykrotnie niższe od wywindowanych cen rynkowych, problemem jest jednak jego ograniczona dostępność. Według minister klimatu Anny Moskwy winę za trudną sytuację ponoszą m.in. pośrednicy, którzy dopuszczają się spekulacji cenowej.