Cena uprawnień spadła już o ok. 30 proc. w porównaniu z tymi sprzed trzech tygodni.

Wybuch wojny wywołał wstrząs na rynku surowców. Drożeje nie tylko ropa, lecz także gaz w obawie przed sankcjami i deficytem surowca na Starym Kontynencie. Na holenderskiej giełdzie TTF jego ceny przekroczyły 225 euro za 1 MWh. To oznacza kolejny rekord – pobito nawet szczyt cen tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, gdy gaz przekroczył 180 euro za 1 MWh.
Rynek obawia się zarówno wstrzymania dostaw, jak i uszkodzenia ukraińskiej infrastruktury na skutek działań wojennych. Obawy wywołało również piątkowe zakręcenie kurka na gazociągu jamalskim odpowiadającego za nawet 15 proc. dostaw do Europy. Choć później dostawy przywrócono, przerwanie wywołało niepewność, czy Rosja nie będzie szantażować kontynentu w odpowiedzi na presję Zachodu. Zwłaszcza że w poniedziałek wieczorem Moskwa nie wykluczyła też, że może odciąć Niemcy od Nord Stream 1, jeśli te będą dalej zwlekać z uruchomieniem drugiej odnogi gazociągu.
Nawet jeśli dojdzie do stabilizacji, to ceny najprawdopodobniej w najbliższym czasie pozostaną na dość wysokim poziomie. Zwłaszcza że końcówka zimy oznacza minimalne wypełnienie europejskich magazynów. W ośmiu państwach rezerwy nie przekraczają 25 proc., a w przypadku Austrii spadły już do 15,5 proc. W Polsce to ok. 60 proc.
Drogi gaz to dodatkowa presja na ceny energii. Jednocześnie zachęca odbiorców do zwracania się ku innym surowcom, które stają się bardziej konkurencyjne. Chodzi np. o węgiel, który jednak również drożeje – od 25 lutego na światowych giełdach jego ceny wzrosły już o ponad 100 proc.
Wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na bardziej emisyjne źródła energii regułą jest, że rośnie też cena uprawnień do emisji CO2 – tak było w trakcie dotychczasowego kryzysu energetycznego. Teraz mamy jednak do czynienia z odwrotną sytuacją – choć surowce robią się coraz droższe, na rynku ETS doszło do załamania. Cena uprawnień spadła już do 66 euro za tonę CO2. Dla porównania, jeszcze w połowie lutego było to ponad 91 euro.
Dlaczego tak się dzieje? Analitycy centrali ING w swojej poniedziałkowej analizie wskazują, iż część aktywnych na rynku ETS graczy decyduje się sprzedać swoje aktywa, by sprostać rosnącym cenom surowców. „Prawa do emisji CO2 mogą być wykorzystywane jako aktywa płynne w przypadku zapotrzebowania na gotówkę, podobnie jak niektóre zabezpieczenia walutowe lub zabezpieczające stopy procentowe” – argumentują.
Obniżone ceny uprawnień nie zmienią jednak tendencji na rynku energii. Ponoszone koszty na rzecz unijnej polityki klimatycznej zostaną zamienione na wyższe koszty ponoszone na zakup surowców – oceniają eksperci. – Hurtowe ceny energii na rynku to pochodna kosztów najdroższych źródeł działających w systemie. A to oznacza, że radykalnych obniżek nie należy się spodziewać – produkcja z węgla stanie się chwilowo tańsza, ale w górę poszybują źródła gazowe, które będą kształtować hurtowe ceny na rynku – prognozuje Marcin Kowalczyk, szef zespołu klimatycznego w WWF Polska.
Jeśli tendencje takie się utrzymają, częściowo mogłyby na nich jednak zyskać firmy energochłonne – o ile jednak z powodu agresji nie będą musiały zwolnić. To zresztą jest jedną z przyczyn obecnych spadków cen ETS – rynek obstawia, że wyższe ceny energii i wojna przełożą się na obniżenie aktywności firm dotychczas zgłaszających duże zapotrzebowanie na uprawnienia.
– Ceny zaczęły spadać dopiero w zeszłym tygodniu, trudno przewidzieć, na ile ten trend okaże się trwały. Wydaje się jednak, że mogą się jeszcze obniżyć, ale znacznie szybciej wrócą do tendencji wzrostowej, niż spadną ceny surowców. A to oznacza, że presja surowcowa dla gospodarki będzie silniejsza niż odczuwane obniżki obciążeń wynikające z tańszych uprawnień – mówi Marcin Kowalczyk.
Jednocześnie niższe ceny uprawnień ETS oznaczają ograniczenie wpływów do budżetu państwa – w ubiegłym roku dzięki rekordowo wysokim wpłatom do publicznej kasy wpłynęły 24 mld zł.
Produkcja prądu z węgla stanie się tańsza, ale tylko chwilowo