Transformacja energetyczna dostosowująca gospodarkę do wymogów Europejskiego Zielonego Ładu to olbrzymie wyzwanie finansowe. Tak duże, że wymusza potężne zmiany organizacyjne w sektorze elektroenergetycznym

W połowie kwietnia minister aktywów państwowych Jacek Sasin poinformował o złożeniu wniosku dotyczącego wpisania do wykazu prac Rady Ministrów programu rządowego, który dotyczy transformacji sektora elektroenergetycznego, a którego głównym elementem jest wydzielenie aktywów węglowych do jednego podmiotu. To z pewnością niejedyny warunek powodzenia polskiej zielonej rewolucji i zapewne niewystarczający. Ale – jak się wydaje – konieczny.

O co chodzi w tych przekształceniach? Przede wszystkim o pieniądze. Transformacja energetyczna polskiej gospodarki to astronomiczne inwestycje, a więc nakłady finansowe. Szacunki PEP 2040 mówią, że ich skala do 2040 r. może sięgać nawet 1,6 bln zł. Inwestycje w sektorach paliwowo-energetycznych angażować będą środki finansowe rzędu 867–890 mld zł. Prognozowane nakłady w samym sektorze wytwórczym energii elektrycznej sięgać mogą 320–342 mld zł. I tu zaczyna się problem. Nie chodzi o to, że polskie koncerny energetyczne nie mają pieniędzy – bo mają. Ale tak olbrzymich inwestycji nie da się sfinansować jedynie ze środków własnych, co dotyczy nawet największych firm na świecie. Potrzebne jest finansowanie zewnętrzne. Tymczasem w ramach walki ze zmianami klimatycznymi i ograniczeniem emisji dwutlenku węgla instytucje finansowe nie chcą kredytować niczego, co ma jakikolwiek związek z węglem.
Te obostrzenia dotykają nie tylko inwestycji stricte węglowych, bo kłopoty z finansowaniem mają np. projekty modernizacyjne dotyczące starszych źródeł wytwórczych, które mają wprawdzie zmniejszyć ich szkodliwy wpływ na środowisko, ale ponieważ są węglowe, to na kredyt nie kogą liczyć, ale nawet inwestycji firm, które w swoim portfolio mają jakiekolwiek aktywa węglowe. Polskie koncerny energetyczna mają taki „bagaż”, który z jednej strony jest oczywiście źródłem przychodów, ale z drugiej – jak się okazuje w obecnych warunkach – barierą finansowania rozwoju.
Rządowy program ma polską energetykę uwolnić od tego problemu. Węglowe aktywa przejdą do osobnego podmiotu, a mocno odchudzone koncerny będą mogły w znacznie większym stopniu niż dotychczas pozyskiwać środki na finansowanie projektów OZE, których będzie musiało być najbliższych dekadach bardzo dużo ze względu na Nowy Zielony Ład i PEP 2040.
Jak to będzie wyglądać w praktyce? PGE, Enea oraz Tauron są obecnie właścicielami 70 bloków węglowych. Wydzielenie ich z tych podmiotów odbędzie się przez nabycie przez Skarb Państwa aktywów związanych z wytwarzaniem energii w jednostkach węglowych. W związku z nierozerwalnością kompleksów energetycznych zasilanych węglem brunatnym wśród nabywanych aktywów znajdą się również kopalnie węgla brunatnego.
Nie będą natomiast nabywane aktywa związane z wydobyciem węgla kamiennego. Przedmiotem wydzielenia nie będą też elektrociepłownie opalane węglem, gdyż planowana jest ich modernizacja w kierunku źródeł nisko i zeroemisyjnych (przejściowo będzie to gaz).
Program przewiduje, że PGE, Enea oraz Tauron wskażą po jednej spółce wokół której dokonają integracji swych aktywów związanych z wytwarzaniem energii elektrycznej z węgla. Następnie Skarb Państwa nabędzie od nich udziały w tych podmiotach. Nastąpi to po przeprowadzeniu procesów due diligence oraz stosownych wycen.
Po nabyciu od spółek energetycznych ich aktywów związanych z wytwarzaniem energii z węgla Skarb Państwa dokona ich integracji w ramach jednego podmiotu. Integratorem ma być PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, która zacznie działać, jako spółka pod nazwą Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego.
NABE będzie – jak zapewnia rząd – podmiotem w pełni samowystarczalnym, który z jednej strony będzie gwarantować bezpieczeństwo energetyczne, a z drugiej – zrównoważoną transformację. Będzie prowadzić jedynie inwestycje oraz modernizacje niezbędne dla bieżącego utrzymania sprawności eksploatowanych bloków węglowych. Nie będzie natomiast budować nowych. Wraz z wprowadzeniem do systemu nowych nisko oraz zeroemisyjnych źródeł wytwórczych będzie stopniowo wycofywać bloki węglowe.
– Taka koncepcja wydzielenia aktywów węglowych przyczyni się do przyspieszenia tempa transformacji energetycznej Polski – podkreśla wicepremier Jacek Sasin.
Celem programu transformacji jest jednak nie tylko dbałość o ceny, ale także troska o zdrowie i jakość życia Polaków. Badania opinii publicznej jednoznacznie wskazują, że kierunek ten popiera zdecydowana większość społeczeństwa. Transformacja zapewni czystsze powietrze i mniejsze obciążenie dla środowiska, ale może też być dużą szansą dla całej gospodarki. Wygeneruje bowiem ogromny impuls rozwojowy i nowe miejsca pracy. Szacunki zawarte w „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.” mówią, że w ciągu dwóch dekad realizacja programu spowoduje powstanie nawet 300 tys. nowych miejsc pracy.