Solidarna Polska zakwestionowała trzy elementy przygotowanej przez rząd strategii. To kolejne pole sporu z premierem.

Ostatnie spory koalicyjne pokazują, że Solidarna Polska stara się zająć pozycję zajmowaną przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r., czyli czołowego adwokata polskiego węgla i głównego przeciwnika unijnej polityki klimatycznej.
Jedną z osi sporu są koszty transformacji energetycznej. W uchwale rządu dotyczącej przyjęcia Polityki energetycznej Polski (PEP), do której dotarliśmy, napisano, że transformacja zostanie sfinansowana z budżetu, funduszy zewnętrznych i ze środków prywatnych. „Ze względu na długoterminową perspektywę planowania PEP2040 część mechanizmów finansowania nie jest dziś znana” – czytamy. Rząd szacuje w PEP koszty energetycznej transformacji polskiej gospodarki na 1,6 bln zł.
Ziobryści zarzucają rządowi, że program nie ma pokrycia w źródłach finansowania, a samych środków z UE wspierających transformację będzie za mało, bo 700 mld zł do 2030 r. Politycy Solidarnej Polski starają się budować wrażenie, że polityka klimatyczna wymusi wyasygnowanie tak wielkich sum, które w innym przypadku można byłoby wykorzystać inaczej. Z pewną częścią kosztów tak jest, ale bez względu na politykę klimatyczną energetyka potrzebuje gruntownej modernizacji.
Minister klimatu Michał Kurtyka wskazywał niedawno, że w ciągu 20 lat trzeba będzie wyłączyć 70 proc. bloków węglowych. Wiele ma po 30 lat i są zwyczajnie wysłużone. – Przy założeniu eksploatacji elektrowni węglowych do 2035 r. szacujemy potrzeby inwestycyjne sektora wytwarzania energii na 20 mld zł rocznie – mówi Zofia Wetmańska z WiseEuropa. Oczywiście, gdyby nie polityka klimatyczna i drogie opłaty za emisje dwutlenku węgla, można by je częściowo wymienić na wysokosprawne, nowoczesne bloki węglowe, jakie zainstalowano ostatnio w Elektrowni Jaworzno. Ale i tak nie sfinansowałby ich żaden bank, co pokazała sprawa Ostrołęki C.
Drugą osią sporu PiS z ziobrystami jest kwestia tego, kto poniesie koszty transformacji. Szczególny sprzeciw Solidarnej Polski budzi użyte w rządowej uchwale sformułowanie, że „koszty zmian poniesie zarówno sektor energetyczny, jak i odbiorcy końcowi”. – Jeśli rachunki za prąd i ciepło pójdą w górę, prawica na tym popłynie, bo żadne rekompensaty Jacka Sasina tego nie zniwelują – przestrzega jeden z ziobrystów.
Argumentacji tej nie rozumie nasz inny rozmówca, stronnik premiera Mateusza Morawieckiego. – To oczywiste, że efektem polityki klimatycznej UE będzie wzrost cen energii dla odbiorców końcowych. Ale tu chodzi nie tyle o gospodarstwa domowe, ile przede wszystkim przemysł energochłonny. To on może stać się ofiarą tych podwyżek – mówi. – Jeśli ktoś sugeruje, że za 10 lat wszyscy Polacy będą płacili rachunki wyższe o 100 proc., to chyba nie zna historii, bo w ostatnich 10 latach rachunki wzrosły o raptem 5 proc. Teraz minister Kurtyka pracuje nad systemowym rozwiązaniem dotyczącym ubóstwa energetycznego – dodaje.
– Wiceminister Janusz Kowalski z Solidarnej Polski zarzuca nam, że będziemy kupować gaz z Rosji. Tylko po co teraz budujemy Baltic Pipe i rozbudowujemy gazoporty do ściągania gazu z USA? – argumentuje. W związku z wymaganymi nakładami podwyżkę cen prądu odczują zapewne także gospodarstwa domowe, na razie chronione taryfami prezesa Urzędu Regulacji Energetyki i zabiegami polityków, by ceny dla wyborców nie wzrosły. Przykładem były rekompensaty za podwyżki z 2019 r., finansowane m.in. ze sprzedaży starych uprawnień do emisji CO2. Ale już wiadomo, że powszechnych rekompensat za ubiegłoroczne podwyżki nie będzie. Ma być tylko pomoc dla ubogich, której założenia przygotowuje resort klimatu. Jak się dowiedzieliśmy, projekt w tej sprawie powinien być gotowy na przełomie I i II kwartału.
Sojusznikami Solidarnej Polski są górniczy związkowcy, którzy ostatnio zaskoczyli zgłoszeniem postulatu powrotu do węgla w projekcie elektrowni Ostrołęka C (w zeszłym roku zapadła decyzja o przestawieniu jej na gaz). Dlatego Solidarna Polska, chcąc zdobyć ich względy, punktuje, że PEP została przyjęta, zanim zawarto ostateczne porozumienie z górnikami w sprawie wygaszenia górnictwa węgla kamiennego do 2049 r. I to mimo że w dokumencie – na żądanie związków – znalazło się zastrzeżenie, że „PEP2040 zostanie odpowiednio zmodyfikowana w takim zakresie, jaki będzie wynikał z ostatecznej umowy społecznej”.
Gorąca dyskusja miała też miejsce na wczorajszym spotkaniu związkowo-rządowym w Katowicach, w którym uczestniczył też Kurtyka. Tymczasem pogłębia się zapaść w górnictwie węgla kamiennego. Ostatnie dane mówią o stracie netto sektora za 11 miesięcy ubiegłego roku w wysokości prawie 4 mld zł.