W czasie niepewności inwestorzy mogą postrzegać tę branżę jako atrakcyjną przystań. Może też mieć ona swój udział w pokryzysowym odbiciu.
Branża zielonej energii powinna sobie relatywnie dobrze poradzić z kryzysem. Tak przynajmniej uważa Aleksander Śniegocki z think tanku WiseEuropa. – Trudno byłoby wskazać czynniki generujące problemy dla tych inwestycji w średnim i dłuższym terminie. Popyt na zieloną energię nadal będzie się utrzymywać, nawet w warunkach spadku ogólnego popytu na energię elektryczną – mówi Śniegocki.
Stoi za tym m.in. presja regulacyjna, bo Polsce jest nadal daleko od wymaganego przez Unię udziału OZE w ogólnym bilansie energetycznym. – Jest też presja rynkowa, bo te technologie są konkurencyjne kosztowo, szczególnie energetyka wiatrowa. Ona zachowuje atrakcyjność nawet przy niższych cenach pozwoleń na emisję CO2 – zaznacza Śniegocki. I dodaje, że także fotowoltaika powinna sobie poradzić, m.in. dlatego że korzysta z preferencji podatkowych dla prosumentów oraz ze wsparcia Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Ograniczeniem może być natomiast wydłużona realizacja projektów. – Problemem może być też spadek zdolności nabywczej w gospodarstwach domowych i zasobów firm, co może przyhamować wzrost inwestycji prosumenckich w fotowoltaice, jednak większe projekty OZE w czasie kryzysu mogą być atrakcyjną przystanią dla kapitału, zwłaszcza że mają zdefiniowane przychody dzięki systemowi aukcyjnemu – tłumaczy Śniegocki. Uspokajająco na inwestorów działają deklaracje ministra klimatu Michała Kurtyki o podtrzymaniu transformacji energetycznej w Polsce, a nawet o możliwości jej przyspieszenia.
Producenci zielonej energii dopominają się jednak o zmiany w prawie. Branża wiatrowa boryka się z trudnościami wynikającymi z zakłóceń globalnych łańcuchów dostaw. Trapią ją też opóźnienia w realizacji inwestycji związane z brakiem przepływu ekip technicznych z zagranicy. Utrudnione są także odbiory w związku ze spowolnieniem pracy urzędów. – Mimo możliwych opóźnień w farmach wiatrowych, które wygrały aukcje OZE w 2018 i 2019 r., prace postępują – mówi DGP Janusz Gajowiecki, szef Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. I zaznacza, że producenci urządzeń zastępują zatrzymane dostawy części z Azji dostawami z innych źródeł. Zyskują na tym polskie firmy. – Na dziś ok. 55 proc. dostaw dla każdej inwestycji pochodzi z Polski – zaznacza prezes PSEW. Branża jest względnie odporna na pandemię, bo farmy pracują bezzałogowo i mogą być zdalnie zarządzane.
PSEW zostało zaproszone do udziału w zespole wsparcia antykryzysowego OZE przy resorcie klimatu. Zdaniem Gajowieckiego energetyka wiatrowa na lądzie i morzu może nie tylko wspomóc bezpieczeństwo energetyczne, lecz także stworzyć dziesiątki tysięcy miejsc pracy po kryzysie. Branża lobbuje więc na rzecz zniesienia zasady 10H, określającej dozwoloną odległość wiatraków od zabudowań. – Zniesienie tej blokady i przygotowanie nowych projektów w czasie pandemii umożliwi korzystanie z taniej energii przedsiębiorcom wychodzącym z kryzysu – twierdzi Gajowiecki.
Ze skutkami pandemii boryka się także energetyka słoneczna. Najpierw wstrzymana została produkcja modułów fotowoltaicznych w Azji, gdzie skupione jest 95 proc. globalnych mocy produkcyjnych. Podobne problemy dotknęły łańcuchów dostaw innych komponentów instalacji fotowoltaicznych. W wyniku ograniczenia świadczenia usług przez przewoźników opóźniły się dostawy wcześniejszych zamówień. Kiedy problemy z dostawami się rozwiązały, pojawiły się utrudnienia we współpracy z dystrybutorami energii i urzędami.
Przed tygodniem Polskie Stowarzyszenie Energetyki Słonecznej zwróciło się do spółek Enea Operator, Energa Operator, PGE Dystrybucja i Tauron Dystrybucja o pilne wdrożenie procedur bezpiecznych odbiorów farm fotowoltaicznych i przyłączania ich do sieci. „Według naszej wiedzy już w tej chwili czeka kilkadziesiąt farm fotowoltaicznych, których przyłączenie zostało odłożone ze względu na stan epidemii. Jeśli ta sytuacja będzie się utrzymywała, sektor OZE będzie kolejną branżą, która będzie musiała wprowadzić zwolnienia pracowników oraz wnioskować o wsparcie publiczne” – czytamy w liście.
Zdaniem stowarzyszenia zawieszenie przez dystrybutorów wcześniej zaplanowanych prac generuje koszty dla inwestorów. Według PSES utrzymywanie się tej sytuacji grozi także zmianą oceny ryzyka finansowania OZE przez banki. Po wydłużeniu czasu na realizację projektów fotowoltaicznych, które wygrały aukcje OZE, producenci energii słonecznej zgłaszają kolejne postulaty, m.in. uproszczone procedury aukcyjne dla farm fotowoltaicznych o mocy do 1 MW. PSES chce, by nie musiały one uzyskiwać koncesji na wytwarzanie energii z OZE. Wystarczyłby wpis do prowadzonego przez prezesa URE rejestru wytwórców energii w małej instalacji.
Obecnie z uproszczeń mogą korzystać farmy do 500 kW mocy. Według PSES traktowanie tych z przedziału 0,5–1 MW jako dużych instalacji jest nieuzasadnione. Prezes PSES Tomasz Sęk podkreśla jednak, że branża fotowoltaiczna jest zasadniczo zadowolona z kształtu tarczy antykryzysowej i z kierunku obranego przez rząd, choć zastrzega, że z pełną oceną trzeba poczekać na to, jak interpretowane będą przepisy. – Szybkość i skala reakcji są nieporównywalne z działaniami Niemiec czy Francji. Wsparcie rządu będzie można określić jako mocne i kompleksowe, jeśli zostaną rozwiązane kwestie procedur koncesyjnych i przesunięć w finalizacji inwestycji – dodaje.