Uzyskali 6-proc. podwyżki i nie przyjadą protestować do Warszawy 28 lutego. Co dalej z górnictwem mamy dowiedzieć się w kwietniu.
Związki domagały się podniesienia płac o 12 proc., mimo że Polska Grupa Górnicza odnotowała ponad 400 mln zł księgowej straty za 2019 r. Spółka szacowała, że spełnienie takich postulatów oznaczałoby wzrost jej kosztów stałych o prawie 610 mln zł w skali roku. Ostatecznie PGG ma znaleźć środki na 6-proc. podwyżki, ale związki chcą powrotu do rozmów o płacach we wrześniu. Niemniej jednak nie będzie protestów w stolicy przed ważnymi dla partii rządzącej wyborami prezydenckimi w maju.
W ostatniej rundzie rozmów ze związkowcami w Katowicach uczestniczył wicepremier Jacek Sasin. Poza 6-proc. wzrostem płac od początku roku ustalono, że 21 kwietnia przedstawiciele Ministerstwa Aktywów Państwowych omówią z górniczymi związkami „koncepcje rozwiązań systemowych w sektorach węgla kamiennego i energetyki”.
Od pewnego czasu rosną zwały węgla przy kopalniach i na placach elektrowni, związki obwiniają energetykę o nieodbieranie od nich surowca i import. Z kolei energetyka wskazuje na ciepłą zimę i niższe zapotrzebowanie. Argumentuje, że odbiera węgiel stopniowo, a niewielki import był konieczny w związku z niedoborami i nie zawsze odpowiednią jakością polskiego węgla.
– Będę bardzo konsekwentnie namawiał zarządy państwowych spółek energetycznych, żeby przede wszystkim wykonywały kontrakty, które zawarły z polskimi dostawcami, a dopiero przy braku możliwości dostarczenia odpowiedniej ilości węgla myślały o imporcie – mówił Jacek Sasin w piątek w PR24.
W jego ocenie problemy polskiego górnictwa wynikają głównie z unijnej polityki klimatycznej, bo to z jej powodu energetyka szuka innych źródeł energii. Tymczasem to węgiel jest na razie „jedynym realnym źródłem energii, które jest w naszych rękach”. Przyznał jednak, że w związku z ceną pozwoleń na emisję CO2 energia z węgla jest droga i Polska musi szukać „zdrowego kompromisu”.
Pytany o propozycje rozwiązań systemowych dla górnictwa i energetyki, które jego resort ma przedstawić do 21 kwietnia, odparł, że ministerstwo pracuje nad długofalową strategią. Jak zauważył, musi ona uwzględnić europejską politykę klimatyczną.
Tymczasem rząd nadal nie przyjął Polityki energetycznej Polski do 2040 r., jej zaktualizowany projekt został opublikowany w listopadzie ub.r. tuż przed likwidacją Ministerstwa Energii. Zakłada on zmniejszenie węgla w miksie energetycznym z obecnych ponad 70 proc. do 56–60 proc. w 2030 r., co wielu ekspertów uważa za zbyt niską redukcję.
Teraz nad projektem pracuje Ministerstwo Klimatu, które nie wyklucza lekkiej korekty. To będzie oznaczać aktualizację wysłanego pod koniec ub.r. Brukseli Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021–2030. Jednocześnie Unia Europejska nie ustaje w próbach skłonienia Polski do przyłączenia się do realizacji celu neutralności klimatycznej w 2050 r. Niedawna propozycja budżetowa szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela zakładała uzależnienie 50 proc. przydziału z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji od takiego zobowiązania.