Ursula von der Leyen, przyszła szefowa KE powiedziała, że kwestia Nord Stream 2 będzie jedną z kluczowych spraw, którą zajmie się Komisja w nowym składzie. W odróżnieniu od niemieckiej dyplomacji Von der Leyen jest dość krytyczna wobec gazociągu i nie lobbuje tego projektu. Nie oznacza to jednak, że w kwestii rurociągu zostaną podjęte działania, które by w pełni usatysfakcjonowały Polskę i kraje bałtyckie.
Nord Stream 2 - mapa / Media

Przewodnicząca Komisji Europejskiej w sprawie gazociągu Nord Stream 2 nie będzie miała tak dużego wpływu, jak o tym mówi się w mediach. Kluczową rolę odegra przyszły komisarz ds. energii oraz komisarz ds. konkurencji. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, żadne z tych stanowisk nie obejmie przedstawiciel z naszego kraju. Wśród państw unijnych Polska jest jednym z największych przeciwników budowy gazociągu. Opór w tej sprawie będą czynić przede wszystkim Niemcy i Austria, co niewątpliwie wpłynie na rozdysponowanie stanowisk w Komisji Europejskiej.

Czemu Polska tak się sprzeciwia budowie Nord Stream 2?

Gazociąg budzi kontrowersje przede wszystkim z powodów ekonomicznych i geopolitycznych. W wymiarze gospodarczym ten projekt będzie miał negatywne skutki dla państw tranzytowych, tj. Polski, Słowacji, Czech i Ukrainy. Najbardziej nasz kraj obawia się rosyjskiego monopolu, który będzie zakłócał konkurencję na unijnym rynku energetycznym oraz stwarzał zależność biznesową między spółkami energetycznymi. Gazociąg jest kością niezgody między Wschodem a Zachodem, dlatego więc nie możemy mówić, że rurociąg doprowadzi do integracji państw unijnych na rynku gazowym.

- Nord Stream 2 pozwoli przekierować duże ilości gazu, które teraz są przesyłane przez Ukrainę, Polskę, Czechy i Słowację do Niemiec. Połączenia gazowe między wschodnią częścią Europy a zachodnią nie są wystarczające w stosunku do tych ilości gazu, jakie obecnie trafiają do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Na skutek tego Gazprom będzie mógł podwyższyć ceny gazu dla naszego regionu. Natomiast na rynku zachodnim sytuacja z błękitnym paliwem będzie wyglądać zupełnie inaczej – ceny pójdą w dół. W każdym razie kraje regionu środkowoeuropejskiego będą musiały ponieść duże koszty w inwestycję infrastruktury, żeby albo połączyć się ze sobą nawzajem, albo z Niemcami, jako państwem, które koordynuje ten projekt i w którym powstanie droga lądowa – mówi Bartosz Bieliszczuk z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.

Duńska Agencja Energii kontra Gazprom

Gazprom twierdzi, że obecnie zbudowano 70 proc. rurociągu. Zgodnie z planem Nord Stream 2 musi być oddany do użytku do końca br. Wszystko jednak wskazuje na to, że nowy gazociąg wraz z drogą lądową w Niemczech (tj. oboma jej nitkami) zostanie zbudowany dopiero w przyszłym roku. Budowę projektu w części morskiej utrudnia Dania, bowiem do tej pory nie wyraziła zgody na poprowadzenie gazociągu przez swoje wody.

- Bazowy projekt zakładał, że gazociąg będzie przebiegać przez wody terytorialne Danii na południe od Bornholmu. Duńczycy jednak zmienili swoje prawodawstwo w taki sposób, żeby móc zablokować trasę wyznaczoną przez Rosjan. W efekcie, żeby ominąć nowe regulacje Gazprom przedstawił dwa kolejne warianty tras, z których oba idą tylko przez wyłączną strefę ekonomiczną, bowiem nie obowiązują tam w takim stopniu duńskie regulacje – mówi Mateusz Kubiak z firmy doradczej Esperis.

Reiner Seele, szef austriackiego koncernu naftowo-gazowego OMV, a zarazem partner finansowy Gazpromu zapowiedział, że pierwszy gaz za pośrednictwem Nord Stream 2 dotrze do północy 31 grudnia br. Zdaniem Mateusza Kubiaka wypowiedź szefa OMV jest typowym zabiegiem pijarowym, ponieważ tego typu „działania promocyjne” realizuje nie tylko Gazprom, ale również spółki, które współfinansują Nord Stream 2.

Duńska Agencja Energii poinformowała, że wnioski, które zostały złożone przez Gazprom są rozpatrywane zgodnie z krajowymi i międzynarodowymi przepisami. Wielu ekspertów uważa, że sierpień br. będzie kluczowym, by zdążyć z budową Nord Stream 2 do końca roku. Z bardziej konkretną datą oddania gazociągu do użytku należy wstrzymać się do momentu, kiedy już będzie decyzja Duńskiej Agencji Energii, podkreśla Mateusz Kubiak z firmy Esperis:

- Nord Stream 2 biegnie obok już istniejącego projektu Nord Stream I i składa się z dwóch nitek. Co do zasady, by uruchomić przepływ gazu wystarczy, by została zbudowana wyłącznie jedna z nich. Lądowe przedłużenie gazociągu w Niemczech (EUGAL) i tak nie będzie gotowe, by przyjmować pełne wolumeny gazu jeszcze przynajmniej przez rok. Nie sądzę jednak, że gdyby Gazprom w ciągu najbliższych tygodni dostał zgodę od Danii, zdążyłby zbudować do końca roku jedną z dwóch gazowych odnóg na Morzu Bałtyckim. Sam inwestor założył zresztą w dokumentacji środowiskowej projektu, że prawdopodobnym jest oddanie do użytku Nord Stream 2 dopiero wiosną 2020 roku – zaznacza analityk.

Batalia prawna

W maju br. weszła w życie gazowa dyrektywa unijna. Państwa UE mają 9 miesięcy na wdrożenie jej przepisów do swoich systemów prawnych. Nie wiemy jednak, kiedy dojdzie do transplantacji prawnej ze strony Niemiec, kraju, który koordynuje ten projekt. Na razie dyrektywa gazowa, zawierająca przepisy antymonopolowe dotyczy gazociągu, który w całości jeszcze nie powstał.

Jeżeli Gazprom zdąży zbudować gazociąg przed tym, jak Niemcy wdrożą dyrektywę do swego ustawodawstwa, jest duża szansa, że Rosjanie ominą przepisy antymonopolowe. Berlin będzie mógł przyznać Nord Stream AG odstępstwo od unijnych przepisów, jeśli udowodni Komisji Europejskiej, że rurociąg nie zakłóca konkurencji na unijnym rynku energetycznym.

- Nowa dyrektywa gazowa nie zatrzyma budowę gazociągu, bowiem nie temu ma służyć. Daje ona pewne narzędzia, które pomogą ucywilizować budowę Nord Stream 2. Dokument ten miał rozwiązać wszystkie kontrowersje, jeżeli chodzi o zastosowanie prawa unijnego do gazociągu. Silny opór Niemiec i Austrii sprawił, że dyrektywa została przyjęta w dość rozmytej formie i teraz wszystko będzie się rozbijać o interpretację przepisów – mówi Bartosz Bieliszczuk z PISM.

Znowelizowana dyrektywa przewiduje, że połączenia gazowe mogą otrzymać derogację albo zwolnienie.

- W dyrektywie jest wprost napisane, że derogacja przysługuje połączeniom, które zostały ukończone przed 23 maja. To tłumaczy dlaczego Rosjanie próbują udowodnić, że mają już większość ułożonego gazociągu. Derogacja byłaby bardziej korzystna dla Gazpromu, ponieważ przyznaje ona więcej wyłączeń spod prawa unijnego. Jeżeli więc przyznajemy, że Nord Stream AG przysługuje derogacja, to przyznajemy również, że dyrektywa ma zastosowanie tylko do odcinków gazociągu, a nie do całego połączenia. Oznacza to więc, że spółka mogłaby podzielić gazociąg, tj. na części rurociągu ustalić na przykład inne taryfy, a na części zablokować dostęp niektórym spółkom – zaznacza Bartosz Bieliszczuk.

Pod koniec lipca br. Gazprom zaskarżył do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej znowelizowaną dyrektywę gazową. Konsorcjum również poinformował, że zachowuje prawo do dochodzenia roszczeń w oparciu o prawo międzynarodowe w postępowaniu arbitrażowym wobec Unii Europejskiej. Powołując się na prawo międzynarodowe spółka ma na myśli przepisy o ochronie inwestycji, które zapisane są w Traktacie Karty Energetycznej.