Dziś w Łodzi odbędą się rozmowy dotyczące nowej odkrywki węgla brunatnego.
Największa w Europie elektrownia opalana węglem brunatnym (należy do grupy PGE) potrzebuje decyzji dotyczących przyszłej bazy paliwowej. Złoża z odkrywki Bełchatów skończą się w ciągu dwóch lat, a z drugiej – Szczerców – pozwolą siłowni pracować maksymalnie do 2035 r. Dziś w Łodzi, w ramach Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego (WRDS), mają się odbyć rozmowy dotyczące trzeciego źródła surowca – kopalni odkrywkowej Złoczew. Z tą są jednak problemy.
Choć zapisy o jej planowanym uruchomieniu znajdziemy w przyjętym przez rząd w ubiegłym roku programie dla górnictwa węgla brunatnego, to już w projekcie polityki energetycznej Polski do 2040 r. (PEP 2040) fragmenty dotyczące tego surowca są bardzo lakoniczne i mówią, że jego przyszłość ma zależeć od nowych technologii pozwalających na jego użycie. Z kolei w przesłanym do Brukseli projekcie planu energetyczno-klimatycznego polska strona mówi dość jasno o zmniejszaniu udziału węgla (zarówno kamiennego, jak i brunatnego) w strukturze wytwarzania energii. Nie jest też tajemnicą, że PGE, do której należy elektrownia Bełchatów, zdecydowanie bardziej nastawia się na rozwój np. morskich farm wiatrowych na Bałtyku.
W planach największej grupy energetycznej pod uwagę brane były dwie lokalizacje – Gubin i Złoczew. Ta pierwsza ma więcej lepszego surowca, ale przeciwko inwestycji protestowała lokalna społeczność. Poza tym przy kopalni trzeba by było budować nowe bloki energetyczne. Z kolei Złoczew ma większe lokalne poparcie, ale jest oddalony o ok. 60 km od bełchatowskiej siłowni, co nie pozwalałoby na transport surowca taśmociągami, jak dotychczas. Budowa linii kolejowej przełożyłaby się na wzrost kosztów. Poza tym węgiel, ze względu na dużą zawartość wody, mógłby w wagonach zamarzać.
– Zagospodarowanie nowych złóż węgla brunatnego w okolicy Złoczewa jest jedną ze strategicznych opcji rozwoju PGE obok morskich farm wiatrowych i projektu jądrowego po 2020 r. – mówi nam Maciej Szczepaniuk, rzecznik spółki. – PGE, zgodnie ze strategią, kontynuuje przygotowania do podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie inwestycji – przekonuje.
8 listopada 2018 r. grupa złożyła do Ministerstwa Środowiska wniosek o udzielenie koncesji wydobywczej na złoże Złoczew. Równolegle trwają analizy różnych wariantów ewentualnego transportu surowca do Elektrowni Bełchatów pod kątem ich wykonalności i opłacalności.
„Złoża Kopalni Bełchatów mogą być eksploatowane jeszcze od 14 do 22 lat. W związku z tym marszałek województwa łódzkiego uważa, że powinno być kontynuowane wydobycie tego surowca. Naturalne wydaje się, by działo się to w najbliższym sąsiedztwie Bełchatowa. I nie chodzi tylko o względy ekonomiczne, ale przede wszystkim ludzkie, żeby zapewnić pracę i byt mieszkańcom. Koncepcja rozwoju regionu nie może być jednak oderwana od koncepcji rozwojowej rządu. Dlatego temat jest podejmowany na posiedzeniu WRDS, na którym uczestnicy chcą poznać stanowisko ministerstwa i pracowników reprezentowanych przez związki zawodowe” ‒ czytamy w odpowiedzi łódzkiego urzędu marszałkowskiego na pytania DGP. Urząd podkreśla, że sprawa jest poważna, bo chodzi o miliardowe inwestycje o charakterze strategicznym, a władze województwa są w tej sprawie w stałym kontakcie zarówno z resortem energii, jak i ze spółką.
W PGE jednak nieoficjalnie słyszymy, że realizacja inwestycji w Złoczewie wymagałaby uwzględnienia węgla brunatnego w PEP2040, akceptacji UE i zapewnienia finansowania, co w przypadku energetyki węglowej jest coraz trudniejsze. Dodatkowo należy brać pod uwagę cenę praw do emisji CO2 (węgiel brunatny emituje go więcej niż kamienny) i to, że po 2021 r. darmowych uprawnień będzie mniej.
Według naszych rozmówców nawet jeśli budowa Złoczewa doszłaby do skutku, to bełchatowski kompleks czeka transformacja. Przykładem mogą tu być programy dla trzech regionów Niemiec zawarte w niedawnych wnioskach z prac tamtejszej komisji węglowej. Odejście od tego surowca będzie naszych sąsiadów sporo kosztować – regiony, gdzie odbywa się wydobycie, po zamknięciu kopalń mają dostawać rocznie 1,3 mld euro z budżetu centralnego na konkretne projekty oraz 0,7 mld euro na własne projekty stymulujące rozwój gospodarczy w trakcie transformacji. W sumie w ciągu 20 lat będzie to 40 mld euro.
Przeciwnikiem inwestycji może się okazać Bruksela