Nierealny, mało ambitny, niezgodny z planem energetyczno-klimatycznym – to minusy PEP2040.
Sprawdziliśmy, jak uczestnicy zakończonych 15 stycznia konsultacji ocenili projekt Polityki energetycznej państwa do 2040 r. (PEP2040). Uwagi można liczyć w setkach. Nie wszystkie są krytyczne.
Na plus oceniono uwzględnienie w miksie energetycznym budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku (10,3 GW do 2040 r.), co podkreślają Instytut Jagielloński, Fundacja na rzecz Energetyki Zrównoważonej (FNEZ) i Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW), choć to ostatnie zwraca uwagę, że skala korzyści dla gospodarki byłaby wyższa, gdyby wykorzystać potencjał szacowany przez branżę na 12–14 GW. Pozytywnie oceniono też dalsze plany dywersyfikacji dostaw gazu i transformację energetyczną w oparciu o zróżnicowane moce wytwórcze, czyli odchodzenie od węgla, choć niekonieczne w takim tempie, jak oczekują niektórzy uczestnicy debaty.
Paradoksalnie może to mieć pływ na bezpieczeństwo energetyczne państwa. Forum Energii argumentuje, że istnieje ryzyko niedoborów mocy w systemie energetycznym po wyłączeniu elektrowni na węgiel brunatny i „przy wysoce prawdopodobnym opóźnieniu realizacji elektrowni jądrowych”. Przypomnijmy, że Ministerstwo Energii oszacowało, iż pierwszy reaktor atomowy zostanie uruchomiony już w 2033 r., co przy braku decyzji rządu o jego budowie, braku lokalizacji i technologii jest niemal nierealne. Weryfikacja harmonogramu budowy atomówki, konsekwentna realizacja procesu inwestycyjno-budowlanego i jednoczesne prowadzenie rozwoju transgranicznej infrastruktury przesyłowej – to z kolei uwagi FNEZ. Fundacja argumentuje, że wybór technologii jądrowej pozwoliłby na szybsze odchodzenie od węgla, który ma mieć w 2035 r. 35 proc. udziału w strukturze wytwarzania energii (teraz to ok. 80 proc.).
Falę krytyki wzbudziły założenia dotyczące energetyki wiatrowej na lądzie, która w przedstawionym projekcie po 2036 r. praktycznie znika, choć dziś stanowi 68 proc. wszystkich odnawialnych źródeł energii (OZE) w Polsce z mocą zainstalowaną 5,9 GW (taki scenariusz podoba się przeciwnikom wiatraków, jak Stowarzyszenie Lepsze Jutro czy Stowarzyszenie Lokalnych Inicjatyw Obywatelskich „Wspólna Sprawa”). Dlatego PSEW wnioskuje o zorganizowanie w I kwartale 2019 r. aukcji dla wiatraków. Państwo kupuje na nich energię – to rodzaj wsparcia. Środki na ten cel pochodziłyby z niewykorzystanej części budżetu aukcji z listopada 2018 r. W koszyku dla nowych elektrowni wiatrowych i słonecznych o mocach powyżej 1 MW pozostało prawie 8 mld zł.
Pojawił się też wniosek o modernizację już istniejących farm (m.in. wymiana turbin na cichsze) i budowę nowych, co zablokowała tzw. ustawa odległościowa z 2016 r., na mocy której wiatraków nie można budować w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości ich wieży (w praktyce ponad kilometr). Odblokowanie inwestycji pozwoliłoby na zwiększenie mocy wiatraków na lądzie do 2030 r. do 12,6 GW. Są też apele o zwiększenie znaczenia energetyki rozproszonej, a więc m.in. prosumentów (jednoczesnych producentów i konsumentów energii). To z kolei wpisuje się w koncepcję Energia+, zaprezentowaną w niedzielę przez minister przedsiębiorczości Jadwigę Emilewicz, która zapowiedziała na ten rok budowę 200 MW takich mocy.
Instytut Energetyki Odnawialnej krytykuje cele dla OZE w dokumencie (27 proc. udziału w miksie energetycznym w 2030 r.) za zbyt małą ambicję. Polska – co zostało potwierdzone w dokumentach przesłanych do Brukseli – nie spełni unijnego celu 15 proc. OZE w 2020 r. Wśród uwag pojawił się też brak spójności PEP2040 z planem energetyczno-klimatycznym (opisaliśmy wczoraj jego założenia), którego projekt Polska przedłożyła w Brukseli. Zdaniem Forum Energii brakuje też odniesienia do wspólnie uzgodnionych celów energetyczno-klimatycznych, szczególnie w zakresie OZE i poprawy efektywności energetycznej. PEP2040 nie uwzględnia ponadto nadchodzących zmian na europejskim rynku energii, wprowadzanych przez tzw. pakiet zimowy. To tam znajdą się limity emisyjne, których elektrownie węglowe nie będą w stanie spełnić.