Dziś spotkanie związkowców i spółki Tamar, chcącej reaktywować zakład, z przedstawicielami resortu energii. Będzie też FI Greenestone.
Z dokumentów, do których dotarł DGP, wynika, że inwestorem, który chce wyłożyć ok. połowę z 600 mln zł niezbędnych do reaktywowania zakładu, jest brytyjski fundusz Greenstone. Według naszych informacji dysponuje on kwotą ok. 460 mln dol., z których 90 mln miałby zainwestować poprzez spółkę Tamar w Krupińskiego. Pozostała część inwestycji miałaby zostać sfinansowana m.in. w formie leasingu finansowego.
Kto zamyka i otwiera
Ostateczna decyzja funduszu zależy jednak od pozytywnego wyniku badania kondycji Krupińskiego, prac planistycznych oraz uzyskania przez Tamar zgody na zawarcie umowy ze Skarbem Państwa lub Spółką Restrukturyzacji Kopalń, w której znajduje się nieczynny od roku Krupiński.
Greenstone stworzyli w 2013 r. Michael Haworth i Mark Sawyer. Pierwszy był m.in. dyrektorem zarządzającym w JP Morgan. Drugi zaś był związany z takimi gigantami branży górniczej jak Xstrata czy Rio Tinto.
Tamar, o którym jako pierwsi pisaliśmy (w listopadzie 2017 r.), do Polski ściągnęli związkowcy z Krupińskiego, którzy po zamknięciu kopalni stworzyli spółkę pracowniczą. Podobny przypadek miał miejsce w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, która prawie 10 lat temu miała być przeznaczona do likwidacji, ale pracownicy znaleźli dla niej inwestora w Czechach. Koncern EPH wykupił wtedy kopalnię i działa ona do dziś.
Nie wiadomo, czy historia kopalni w Suszcu też skończy się happy endem.
Przypomnijmy: Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należał Krupiński, zdecydowała o jego zamknięciu, by się ratować przed bankructwem. Spółka wyliczyła, że w ciągu dekady kopalnia przyniosła niemal 1 mld zł strat, a jej dalsze działanie nie daje nadziei na poprawę. Tym bardziej że w Krupińskim wydobywano tańszy węgiel energetyczny, a JSW jest największym w UE producentem węgla koksowego – bazy do produkcji stali.
Związkowcy przekonują jednak, że Krupiński ma zasoby dobrego węgla koksowego, tylko trzeba do nich dotrzeć i na to właśnie potrzeba kilkuset milionów złotych. JSW ich nie miała, ale po złoże sięgnąć zamierza – tyle że od strony swojej innej kopalni – Pniówek.
Hrabia prezydent
Nie wszyscy cieszą się z ewentualnego pojawienia się zagranicznego inwestora w Krupińskim. Przeciwnicy oddawania kopalni w ręce obcego kapitału mają jutro pikietować przed resortem energii, apelując do ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, by nie godził się na sprzedaż kopalni Tamarowi.
Od osób zbliżonych do spółki słyszymy, że torpedowanie inwestycji wynika z tego, że lider protestów Krzysztof Tytko (były dyrektor kopalni Czeczott i były dyrektor spółki pracowniczej w kopalni Silesia) nie został zarządzającym Krupińskiego, mimo że wyrażał taką chęć.
– Związkowcy mi zaproponowali udział w spółce pracowniczej, to akurat prawda. Ale po moich doświadczeniach w Silesii, gdy mi grożono, że jak nie podpiszę pewnych dokumentów, to mnie przejedzie ciężarówka, podziękowałem – mówi DGP Krzysztof Tytko. – Z szefem Tamara poznaliśmy się na rozmowach u wójta Suszca, ale on mi nic nie proponował ani ja jemu. Jak go spotkam na pikiecie, to go spytam, czy proponowałem coś na piśmie. Żarty jakieś, naprawdę. Ja walczę o górnictwo, by uwłaszczyć polskie społeczeństwo – dodaje. Twierdzi, że protest jest spontaniczny i tłumów się nie spodziewa, ale „trzeba bronić tego, by zyski z węgla nie zostały wyprowadzone z Polski”.
Kilka dni temu w kanale internetowej telewizji NTV Tytko powiedział, że zamknięcie Krupińskiego było przygotowywaniem gruntu pod wejście do zakładu zagranicznego inwestora, „a zarządzający tą firmą ma powiązanie z kapitałem żydowskim i tego się musimy obawiać”. – To żadna tajemnica, jest nawet w internecie ta informacja dostępna. On pracował dla Rothschild Banku – mówi Tytko. Chodzi o George’a Rogersa, który w 1987 r. zaczynał tam pracę w jednostce banku zajmującej się finansowaniem inwestycji w górnictwie. – Kto chce przejąć polskie zasoby węgla? PO-PSL lobbowały za Niemcami, a obecny rząd za Amerykanami i kapitałem żydowskim – dodaje Tytko.
W Tamarze słyszymy, że pochodzenie kapitału jest udokumentowane. Spółka zapowiada produkcję 2,4 mln ton węgla rocznie i zatrudnienie ok. 2 tys. ludzi. Ma wpłacać do budżetu ok. 90 mln zł rocznie.
Jak dowiedział się DGP z Tamara wycofał się Gareth Penny (pisaliśmy o jego pracy dla rosyjskiego Norilska). A współfinansowaniem inwestycji wstępnie jest zainteresowany PKO BP.
Krwawe żniwa elektrowni atomowej
Do trwającej na GPW już ponad miesiąc przeceny akcji, w wyniku której indeks WIG zanotował pod koniec marca roczne minimum, dołączają kolejne spółki. Wczoraj, po spadku o ponad 3 proc., poniżej 5,5 zł znalazł się kurs akcji PGNiG. To najniższy poziom od lutego zeszłego roku. Od początku roku notowania dominującej na rynku gazowym spółki obniżyły się już o 14 proc.
– Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla przeceny akcji PGNiG w takiej skali. Za spadkiem kursu mogą stać obawy inwestorów, że spółka weźmie udział w finansowaniu budowy elektrowni atomowej – mówi Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku. – Chociaż dotychczas ze strony spółki nie było żadnych sygnałów wskazujących, że miałaby uczestniczyć w tym projekcie. Wprawdzie to nie jest wykluczone, ale PGNiG ma już zaplanowane inwestycje, przede wszystkim w wydobycie gazu w Norwegii.
Z tegorocznych deklaracji ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego wynika, że mgliste do niedawna plany budowy elektrowni atomowej nabierają kształtów. Kosztami sfinansowania wycenianej nawet na 75 mld zł mają być obciążone kontrolowane przez państwo spółki notowane na giełdzie. To nie budzi entuzjazmu inwestorów, bo opłacalność ekonomiczna projektu jest wątpliwa. Stąd przecena akcji spółek energetycznych. Od początku roku notowania Enei, Energi, PGE i Tauronu spadły od 17 do 25 proc.
Kursy akcji Enei, Energi i PGE zanotowały w ostatnich dniach roczne minima, Tauron na zakończenie wczorajszej sesji był najtańszy w historii. W gronie liderów tegorocznych spadków jest także PKN Orlen, w którym na początku lutego doszło do zmiany prezesa. Jednym z powodów odwołania Wojciecha Jasińskiego miał być jego sprzeciw wobec udziału płockiej firmy w atomowym projekcie. Na liście spółek typowanych do udziały w finansowaniu budowy elektrowni znajduje się także KGHM. Akcje miedziowego potentata (jednym z efektów ubocznych wojny handlowej między USA i Chinami jest spadek cen miedzi, co także ma wpływ na kurs akcji) potaniały w tym roku ponad 20 proc. Teraz do grona „podejrzanych” dołączył PGNiG. Obawy inwestorów są o tyle uzasadnione, że ze wszystkich kontrolowanych przez państwo giełdowych spółek to właśnie PGNiG ma najbardziej stabilne wyniki finansowe i duże możliwości zadłużania się. Łącznie od początku roku wartość rynkowa siedmiu spółek, które mogą wyłożyć pieniądze na elektrownie atomową, spadła o 26 mld zł, do 116 mld zł, na zamknięcie wczorajszej sesji.