Prairie Mining, która chce budować zakład wydobywczy w sąsiedztwie Bogdanki, obawia się przejęcia przez polską spółkę – wynika z informacji DGP.
Powstanie nowej kopalni Jan Karski na Lubelszczyźnie stanęło pod znakiem zapytania. Choć w przyszłym roku Australijczycy mieli ruszyć z inwestycją, której koszt szacują na 632 mln dol., nie wiadomo, czy dostaną koncesję wydobywczą. Czas na złożenie wniosku mają do końca marca 2018 r., tymczasem z resortu środowiska dostali żółtą kartkę.
Chodzi o pismo z 19 lipca 2017 r., jakie do samorządowców z gmin, gdzie miałaby powstać kopalnia, wystosował główny geolog kraju Mariusz-Orion Jędrysek. Kurs Prairie Mining na GPW po tym liście spadł 1 sierpnia o 23 proc. – To okazja do giełdowego wezwania na akcje Prairie – uważa jeden z naszych rozmówców znających sprawę. Enea, która jest większościowym udziałowcem Bogdanki (obie firmy są giełdowe), odmówiła komentarza. Z Bogdanki go nie dostaliśmy.
Prairie chce do 2024 r. zbudować na Lubelszczyźnie kopalnię, której żywotność wynosiłaby 24 lata i która produkowałaby średnio 6,3 mln ton węgla rocznie. Współpracę przy projekcie zadeklarował China Coal, jedna z największych firm węglowych na świecie. Plan zakłada, że węgiel będzie bardzo konkurencyjny. Koszt wydobycia tony ma wynieść 100 zł wobec 160 zł w Bogdance czy 250 zł na Śląsku. Niedawno okazało się, że w jednym z pokładów znajduje się nawet węgiel koksowy, czyli baza do produkcji stali, droższy niż energetyczny.
Nowa kopalnia ma zatrudniać 2 tys. ludzi bezpośrednio oraz 8 tys. w firmach z nią powiązanych. Projekt ma wsparcie okolicznych mieszkańców i samorządowców, a nawet... związków zawodowych sąsiedniej Bogdanki, którzy uważają, że lokalna konkurencja przyda się ich kopalni. Tymczasem główny geolog kraju zarzucił samorządowcom wspieranie jednej, konkretnej firmy w Lubelskim Zagłębiu Węglowym, i uznał, że Prairie źle wypełniało warunki koncesji rozpoznawczej.
Jędrysek twierdzi, że spółka miała wykonać 23 otwory wiertnicze, zrobiła ich zaś osiem, a pięć jest w trakcie. Z naszych informacji wynika jednak, że spółka zobowiązała się do wywiercenia jedynie siedmiu otworów. Na dokumentację geologiczną Australijczycy wydali do dzisiaj już 100 mln zł. Tymczasem resort środowiska przekazał wyniki ich badań Bogdance, która dwa razy przegrała w sądzie sprawę o sporne pola K6 i K7, czyli te, na których ma powstać Karski.
– Jestem zaskoczony formą pisma pana ministra. PiS miał wspierać rozwój Polski wschodniej. My wspieramy nie jedną firmę, a cały biznes, bo u nas jest głód pracy – mówi DGP wicemarszałek województwa lubelskiego Krzysztof Grabczuk. – Tu jest potencjał na budowę elektrowni. Prąd jest u nas najdroższy w kraju, bo musimy go ciągnąć przez pół Polski. A w Polsce już węgla brakuje – przypomina. Z szacunków DGP wynika, że z powodu zamknięcia części kopalń i problemów wydobywczych na Śląsku w tym roku produkcja paliwa może być o prawie 7 mln ton niższa, niż planowano. A to oznacza większy import. – W tym kontekście utrudnianie prywatnym firmom inwestycji w sektor węglowy wydaje się szaleństwem – uważa Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute.
– Zarzucanie nam wspierania jednej firmy jest niesprawiedliwe. Nikt inny nie chce tu dziś budować kopalni, a ludzie domagają się, by powstała – mówi nam burmistrz Siedliszcza Hieronim Zonik. – Gdy kilka lat temu ówczesna Kompania Węglowa badała te tereny (także miała plan budowy kopalni – red.), pomagaliśmy, jak mogliśmy. Bogdance też pomagamy. Ale ona nie zbuduje tu nowej kopalni i nie da nowych miejsc pracy – tłumaczy. Gdyby Bogdanka sięgnęła po złoża K6 i K7, to za pomocą już istniejącej infrastruktury. Nie zwiększyłaby też produkcji węgla z obecnych 9 mln ton rocznie, bo po prostu nie ma takich mocy przerobowych.
– Gdy rok temu byliśmy u głównego geologa kraju, mówił: „Dajcie mi wydać tę koncesję”. Teraz mam mieszane uczucia – mówi DGP Stanisław Bodys, burmistrz Rejowca Fabrycznego. – Pytanie, na ile Australijczykom starczy jeszcze cierpliwości. Jeśli kapitał odpłynie, to będzie tragedia dla regionu. Żadna z państwowych spółek nie ma pieniędzy na budowę kopalni poza kapitałem zagranicznym. Pocieszające jest to, że poseł PiS z naszego regionu Beata Mazurek powiedziała, że to nie jest stanowisko rządu – dodaje. I przypomina, że samorządowcy pytali nawet niedawno Polską Grupę Górniczą (następczyni Kompanii Węglowej) o jej plany na Lubelszczyźnie, ale nie doczekali się odpowiedzi.
Dla Rejowca Fabrycznego ewentualna kopalnia jest ważna z jeszcze jednego punktu widzenia. Tamtejsza przestarzała cementownia powoli kończy działalność, zatrudnia już tylko 100 osób. A według deklaracji Prairie na jej terenie mógłby powstać zakład mechanicznej przeróbki węgla. – Górnictwo to dobre miejsce dobrze płatnej pracy. W regionie, gdzie bezrobocie jest dwa razy większe niż średnie w kraju, to chyba jedyny sposób na zatrzymanie młodych ludzi – mówi Bodys.
– Mamy pierwszeństwo na ubieganie się o koncesję wydobywczą dla złoża Lublin, w tym na obszar K67, i finalizujemy prace, które pozwolą nam na złożenie wniosku o koncesję wydobywczą – mówi DGP Ben Stoikovich, prezes Prairie Mining. – Kończymy raport oddziaływania na środowisko kopalni Jan Karski i zdobywamy ostatnie pozwolenia. Równolegle razem z naszym strategicznym partnerem China Coal pracujemy nad ostatnimi szczegółami bankowego studium wykonalności. Jesteśmy zdeterminowani, by wybudować dwie nowe kopalnie, stworzyć tysiące miejsc pracy i pomóc w modernizacji całego sektora wydobywczego w Polsce – przekonuje. Oprócz budowy Karskiego Prairie chce reaktywować śląską kopalnię Dębieńsko.
Kopalnia zatrudni 2 tys. ludzi u siebie i 8 tys. w firmach powiązanych