Prace nad propozycjami KE ws. kształtu rynku energetycznego w UE nie będą proste - pokazała poniedziałkowa debata unijnych ministrów odpowiedzialnych za energię. Polska zgłosiła zastrzeżenia dotyczące limitu emisji dla elektrowni węglowych w ramach rynku mocy.

"Zostało zgłoszonych bardzo wiele wątpliwości. Praktycznie każdy minister miał uwagi do tej legislacji. Przeważał pogląd, że to zbyt obszerny dokument, za bardzo szczegółowy. Powtarzały się podobne do naszych obawy, jeśli chodzi o zarządzanie rynkiem energii elektrycznej" - powiedział polskim dziennikarzom w Brukseli minister energii Krzysztof Tchórzewski.

Unijny komisarz ds. działań klimatycznych i energii Miguel Arias Canete podkreślał z kolei na konferencji prasowej, że to normalne, że pojawiają się uwagi, gdy propozycja jest ambitna. "Te różnice (zdań) nie są aż takie duże" - przekonywał.

Chodzi o propozycje, które pod koniec listopada ub. roku przedstawiła Komisja Europejska w ramach tzw. pakietu zimowego. Bruksela zaproponowała m.in. propozycję zmian w rynku energetycznym w UE, by dopasować go do potencjału dojrzałego już sektora źródeł odnawialnych.

Z relacji po poniedziałkowej debacie w gronie unijnych ministrów odpowiedzialnych za energię wynika, że część państw członkowskich miała problemy z regionalnym podejściem do rynku energii elektrycznej czy oddania części uprawnień krajowych operatorów mocy pod unijną koordynację.

Dla Polski największy problem wiąże się z proponowanym wprowadzeniem limitu emisji CO2 dla wspieranych z publicznych pieniędzy wytwórców energii elektrycznej, którzy mieliby działać w ramach rynku mocy.

"Nie jesteśmy w stanie w takim trybie, w jakim przewiduje to pakiet zimowy, odejść od energetyki węglowej" - zaznaczył Tchórzewski. Minister mówił podczas spotkania ze swoimi odpowiednikami, że dla Polski taka transformacja byłaby bardzo kosztowna.

"Zwróciłem uwagę, że to nie decyzje obecnej Polski spowodowały to, że jesteśmy państwem o energetyce węglowej. To Związek Radziecki zdecydował w swoim czasie, że u nich będzie energetyka jądrowa, a u nas węglowa. Od 1990 r. uczyniliśmy znaczny postęp, bo jednak z 99 proc. do 80 proc. zmalał udział energetyki węglowej" - podkreślał polityk PiS.

Tzw. rynek mocy to rodzaj pomocy publicznej polegającej na tym, że wytwórcy energii otrzymują pieniądze nie tylko za energię dostarczoną, ale też za gotowość jej dostarczenia. Zaproponowany przez KE limit emisji na poziomie 550 gramów CO2 na kilowatogodzinę - o ile wszedłby w życie - uniemożliwiłby finansowanie budowy nowych, opartych na węglu elektrowni w Polsce z instrumentu, jakim jest rynek mocy.

Rząd liczy na to, że Komisja Europejska zgodzi się, by nasz kraj tworzył rynek mocy na starych zasadach, co mogłoby oznaczać, że dostaniemy wyjątek od stosowania ograniczenia limitu. Propozycja KE przewiduje bowiem, że instalacje już istniejące miałyby spełniać nowe normy po pięciu latach.

"Brak stabilnych źródeł energii powoduje zagrożenie blackoutem. To powoduje zrozumienie, że stabilne moce w UE są niezwykle ważne. Już widać inne podejście. Na tym etapie nie udaje się jeszcze uzyskać konstrukcji mocy odnawialnych, które by zapewniały stabilność zasilania" - powiedział Tchórzewski.

Minister wyjaśniał, że Polska bardzo poważnie traktuje sprawę redukcji emisji CO2, ale widzimy to nie tylko w kontekście zwiększania udziału energetyki odnawialnej w całkowitym spożyciu, ale także jako efekt wprowadzania zmian technologicznych w elektrowniach węglowych. "Jesteśmy w pierwszej piątce państw UE, jeśli chodzi o redukcje emisji poczynając od 1990 r., a więc od momentu, kiedy odzyskaliśmy niepodległość. Ta redukcja wynosi ponad 70 proc.; oczekujemy, żeby UE to zauważyła" - zaznaczył minister.

Z kolei Canete podkreślał, że KE nie chce wpływać na wybór miksu energetycznego przez państwa członkowskie. Z drugiej strony nie chce się zgodzić, by rynek mocy - który oznacza subsydia - nie miał żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o emisję. "Było wiele różnic zdań, ale było też dużo wsparcia dla tego pakietu" - zaznaczył komisarz.