Gliwicki zakład ocaleje. Szykowana do likwidacji kopalnia wykorzystała „ostatnią szansę”. A to może oznaczać wojnę z Komisją Europejską – ustalił DGP.
Przedstawiciele resortu energii, a wśród nich wiceminister Grzegorz Tobiszowski, będą dziś rozmawiać w Brukseli o planie połączenia Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego. Niewykluczone jednak, że za kilka dni będą musieli wytłumaczyć unijnym urzędnikom, dlaczego polski rząd wycofuje się z decyzji o likwidacji nierentownych kopalń – wynika z informacji DGP.
W listopadzie 2016 r. Komisja Europejska dała nam zielone światło na wydanie 8 mld zł z budżetu państwa na likwidację nierentownych kopalń w latach 2015–2018. Z komunikatu opublikowanego 18 listopada przez resort energii wynika, że na liście zakładów do zamknięcia na rok 2017 znalazły się kopalnie i ruchy kopalń (czyli ich części): Makoszowy, Pokój I, Sośnica, Rydułtowy, Śląsk i Krupiński. Jak ustalił DGP, nie tylko Sośnica może się obronić.
– To bardzo ryzykowna decyzja, bo grozi wszczęciem postępowania przeciwko Polsce, a w ostateczności cofnięciem zgody na pomoc publiczną, a co za tym idzie – nawet jej zwrotem. Taka sytuacja może się skończyć casusem stoczni, czyli potężnymi kłopotami całej branży węglowej – mówi nasz rozmówca znający kulisy sprawy.
O gliwickiej kopalni Sośnica głośno jest od dwóch lat. Była już na liście do zamknięcia w 2015 r., gdy poprzedni rząd ogłaszał plan ratunkowy dla Kompanii Węglowej, której następczynią jest dzisiejsza Polska Grupa Górnicza. Sośnica została w nowo tworzonej PGG, kopalnia Makoszowy trafiła do Spółki Restrukturyzacji Kopalń i 30 grudnia 2016 r. zakończyła wydobycie. Sośnica przynosząca rocznie 150 mln zł strat dostała „ostatnią szansę” – jeśli do końca stycznia 2017 r. poprawi wyniki, będzie mogła pracować dalej w strukturach PGG. Jeśli nie – zostanie zamknięta (jej koncesja wydobywcza obowiązuje do 2020 r., ale ma być wydłużona przynajmniej do 2025 r.). Sośnica wyniki faktycznie poprawiła.
– Z zakładanych 7,1 tys. na dobę wydobywamy 8–9 tys. ton – mówi DGP Michał Piotrowski, górnik z kopalni Sośnica. – Mamy jednak wstrzymane roboty przygotowawcze, które generują największe koszty. Pytanie, jak będzie wyglądał nasz wynik, gdy te roboty zostaną przywrócone – dodaje. Na to pytanie na razie nie odpowiada Polska Grupa Górnicza.
– Do końca stycznia trwa okres testowy kopalni. Po tym terminie przedstawimy decyzje w sprawie przyszłości Sośnicy – mówi Tomasz Głogowski, rzecznik PGG.
Optymistyczny plan ratujący kopalnię przed zamknięciem nie został jeszcze przedstawiony w Brukseli. – Nie wierzę, by minister energii Krzysztof Tchórzewski szedł na wojnę z Komisją Europejską. Dobrze wie, że takie działania odbiją się na całej branży, bo przecież np. banki będą brały pod uwagę ryzyko zwrotu pomocy publicznej przez kopalnie – mówi nam osoba znająca sprawę.
Jednak z listy kopalń do zamknięcia może zniknąć nie tylko Sośnica. Z naszych informacji wynika, że w przypadku włączenia KHW do PGG uratować może się ruch Śląsk, czyli część kopalni Wujek. Mógłby zostać włączony do kopalni Ruda (powstała z zakładów Halemba, Pokój i Bielszowice). A tamtejsi związkowcy kurczowo trzymają się tego scenariusza. – Ma to przekonać do słuszności połączenia Holdingu z PGG – mówi nam jeden z przedstawicieli strony społecznej. W piątek Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej „S”, poparł w rozmowie z Radiem Katowice włączenie Holdingu do PGG, mimo iż wcześniej uważał, że lepiej restrukturyzować te podmioty osobno.
O byt walczy także kopalnia Krupiński. Jastrzębska Spółka Węglowa podtrzymuje decyzję o jej zamknięciu i zaprzestaniu wydobycia z końcem stycznia, jednak związkowcy nadal wierzą w jej przyszłość. Wojewódzka Rada Dialogu Społecznego zaapelowała do JSW o cofnięcie decyzji o zatrzymaniu wydobycia w Krupińskim i ponowne przeanalizowanie sytuacji zakładu, którego koncesja wydobywcza obowiązuje do 2030 r.
Jeśli dodamy, że w przypadku Pokoju i Rydułtów chodzi nie o ich zamknięcie, ale przyłączenie do sąsiednich kopalń i przekazanie tylko infrastruktury powierzchniowej do SRK, to okaże się, że faktycznie zamknięta zostaje kopalnia Makoszowy i ewentualnie Krupiński.
Być może jednak rządowi uda się przekonać Komisję Europejską do naszych racji. Powód? Brakuje nam węgla, o czym DGP informował w czwartek. Stan zapasów kopalń jest najniższy od dekady – KHW ma ok. 200 tys. ton, PGG ok. 500 tys. ton. Nie ma na razie zagrożenia dostaw dla elektrowni (ich zapasy przekraczają nawet ustawowe 30 dni), niemniej jednak mniejsi klienci czekają na węgiel w kolejce przy kopalniach nawet tydzień.
Jeśli zamkniemy zakłady odpowiedzialne za wydobycie węgla energetycznego, produkujące rocznie ok. 6–7 mln ton surowca (łączna roczna produkcja węgla kamiennego w Polsce to ok. 70 mln ton, z czego ok. 60 mln ton to paliwo energetyczne), to będziemy musieli posiłkować się importem. Zwłaszcza węgli grubych, zużywanych przez odbiorców indywidualnych. Od jesieni tego roku bowiem w myśl nowych przepisów z rynku muszą zniknąć kotły spalające paliwo najniższej jakości. Nowe, klasy piątej, czyli spełniające najwyższe wymagania środowiskowe, spalać mogą węgiel najwyższej jakości. Potrzeba go rocznie ok. 2 mln ton, tymczasem nasze kopalnie są w stanie na razie dostarczyć ok. 0,5 mln ton takiego surowca.
Na razie nie ma pełnych danych importowych za rok 2016. Ale kłopoty wydobywcze polskich kopalń mogą się w tym roku przełożyć na większe zakupy zagraniczne (np. w IV kwartale 2016 r. ArcelorMittal musiał zwiększyć zamorskie zakupy węgla dla koksowni Zdzieszowice z powodu kłopotów wydobywczych w kopalni Pniówek należącej do JSW).
Z danych Węglokoksu wynika, że po 10 miesiącach 2016 r. import węgla do Polski wyniósł 6,36 mln ton wobec 6,49 mln ton w analogicznym okresie 2015 r. Z kolei eksport sięgnął 7,41 mln ton wobec 7,77 mln ton rok wcześniej.