Teraz, przed wyborami, jesteśmy świadkami, że jednym grupom przyznano dodatkowe uprawnienia emerytalne, innym obiecano, jak np. emerytury stażowe. Przeważnie jest tak, że kiedy partia w Polsce jest zagrożona utratą władzy, pojawiają się kolejne przywileje – mówi Tomasz Lasocki, adiunkt na WPiA UW, wiceprezes CALPE.
Które profesje w naszym kraju mogą liczyć na przywileje emerytalne?
TL: Przywilej dla służb mundurowych, sędziów i prokuratorów polega na tym, że nie jest odprowadzana składka. Z tego tytułu nie jest ani pomniejszane wynagrodzenie, ani państwo jako pracodawca nie musi ze swojej strony dokładać. Oprócz braku składki mają dużo wyższe świadczenia i szybciej z nich korzystają.
Rolnicy mają bardzo niskie składki, niezależnie od areału, i w przyszłości będą mieli wyższe emerytury niż pracownicy zarabiający niewielkie wynagrodzenia.
Górnicy dostają szybciej dużo wyższe świadczenia.
Nauczyciele dostają emerytury szybciej, choć będą one niższe, niż gdyby poczekali.
Duchowni mają prawo do płacenia niższych składek. Ich składki w dużej mierze lub często nawet w całości pokrywa Fundusz Kościelny. Fundusz Kościelny jest kościelny tylko z nazwy – tak naprawdę to część środków publicznych, państwowych. W związku z tym ani instytucja Kościoła, ani sam duchowny nie ponosi kosztów.
Również osoby, które są na emeryturze pomostowej – dostaną szybciej świadczenie, które jest obliczane w korzystniejszy sposób niż u nauczycieli.
Plus mamy dodatki specjalne, np. dodatek dla sołtysa, dodatki za działalność na rzecz opozycji demokratycznej w czasach komuny. Jak widać, sporo tego się zebrało.
Skąd się wzięły przywileje emerytalne w Polsce i jak się zmieniały na przestrzeni lat?
TL: Nadawanie przywilejów emerytalnych jest bardzo zakorzenione w historii systemu ubezpieczeń. Powody były różne. Niektóre przywileje, np. kolejowe, były jeszcze z okresu przedwojennego, inne z okresu PRL-u, jeszcze inne całkiem niedawno sami sobie nadawaliśmy.
W 1999 roku był taki plan, żeby powyłączać przywileje. Likwidował on wszystkie przywileje poza tymi dla rolników, sędziów i prokuratorów. Z biegiem lat pozostałe grupy się aktywizowały przed wyborami i kolejne partie rządzących, widząc, że nadchodzą wybory, przystawały na ich postulaty. Tak przywrócono przywileje służbom mundurowym, górnikom pracującym pod ziemią, a kilka lat temu również działaczom związkowym, którzy pod ziemię nie zjeżdżają.
Również teraz przed wyborami jesteśmy świadkami, że jednym grupom przyznano przywileje, innym obiecano, jak np. emerytury stażowe. Przeważnie jest tak, że kiedy partia władzy w Polsce jest zagrożona jej utratą, zagrywa kolejnymi przywilejami.
Jak pan ocenia przywracanie przywilejów emerytalnych oraz pojawianie się nowych?
TL: Najważniejsze jest pytanie, czy panujemy nad przyznawaniem przywilejów emerytalnych. Mam wrażenie, że w Polsce już nad tym nie panujemy. Przypadek goni przypadek. Szczegółowe porównywanie przywilejów doprowadza do wniosków, że są nieprzemyślane i niespójne.
Problem ze spójnością widać na przykładzie rolników. Oni kiedyś mieli niskie składki, ale przez to emerytury wyraźnie niższe niż robotnicy. Zostawiliśmy system rolników w dużej mierze bez zmian, ale zmniejszając atrakcyjność systemu obsługiwanego przez ZUS, sprawiliśmy, że rolnik – w tym również największy producent rolny – nie tylko zapłaci składkę mniejszą niż najgorzej wynagradzany robotnik, ale dostanie też istotnie większą emeryturę.
Niemalże w każdym rządzie od 1989 r. było PSL albo teraz PiS, które też bardzo opiera się na wsi. W związku z tym zupełnie nie ma politycznej intencji, żeby przewietrzyć trochę KRUSi utrzymać przywileje dla tych, którzy sobie rzeczywiście nie poradzą w systemie powszechnym. Jednocześnie zmniejszyć je np. dużym producentom rolnym, aby byli nimi objęci na tych samych zasadach, co przedsiębiorcy. Oni również są uprzywilejowaną grupą względem pracowników, ale znacznie mniej niż ubezpieczeni w KRUS-ie.
Przede wszystkim należy ujednolicić system. Aby to zrobić, należałoby włączyć wszystkich do systemu powszechnego, czyli tego, który obsługuje ZUS. Wcale nie musi to oznaczać utraty przywilejów. Dzięki takiemu ujednoliceniu będzie widoczne, na czym polega każdy z przywilejów i ile one nas kosztują. Dopiero wtedy ta milcząca większość będzie w stanie podejmować decyzje, kogo i na jakich zasadach będziemy chcieli uprzywilejowywać. Jak mamy tak rozczłonkowany system, politycy mogą sobie pozwolić na to, aby tę czy inną grupę uprzywilejowywać dyskrecjonalnie kosztem innych.