Średnia partycypacja w programie Pracowniczych Planów Kapitałowych w instytucjach centralnych wyniosła ok. 33 proc. i była o 10 pkt proc. wyższa niż w całej sferze publicznej.

Polski Fundusz Rozwoju udostępnił nam dane dotyczące efektów zapisów do PPK w 86 instytucjach centralnych – takich jak Narodowy Bank Polski, Giełda Papierów Wartościowych, administracja rządowa, w tym resorty, ale także urzędy wojewódzkie. Pokazują one kilka ciekawych prawidłowości.
Po pierwsze, choć zainteresowanie programem oszczędzania na emeryturę okazało się sporo wyższe niż w całej budżetówce, trudno uznać je za sukces, bo mówimy o elicie administracji. Tymczasem w najmniejszych firmach prywatnych, które przystępowały do programu w tym samym czasie, partycypacja wyniosła 29 proc., więc była niewiele niższa. W znaczącym stopniu zaważyły na tym decyzje budżetowe. Choć PPK jest programem mocno promowanym przez premiera, to w budżecie na ten rok rząd nie zdecydował się na zawieszenie funduszu wynagrodzeń, by pokryć wzrost składki, którą pracodawcy płacą na PPK. W efekcie musieli oni wygospodarować na ten cel dodatkowe pieniądze. To nie zachęcało do szczególnej promocji programu, choć oficjalnie oczywiście nikt się do tego nie przyzna.
Brak dodatkowych pieniędzy na składkę powodował, że najmniejsza chęć do zapisów była tam, gdzie zarabia się najmniej. Spośród resortów najmniejsza partycypacja była w MON – 21,6 proc., nieco wyższa w Ministerstwie Rolnictwa – 24 proc., czy resorcie kultury – 27 proc. Jak wynika z danych szefa Służby Cywilnej, MON i resort kultury należą do tych urzędów, w których przeciętne zarobki są najniższe. Nieco podobnym przykładem jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych, w którym do PPK zapisało się nieco ponad 24 proc. pracowników, mimo zachęt ze strony szefostwa tej instytucji. Rzecznik ZUS zwraca uwagę, że sporo pracowników tej instytucji jest w takim wieku, że zapis do PPK ich nie dotyczy. Unikalnym przykładem jest resort rodziny i ubezpieczeń społecznych, gdzie – choć zarobki nie należą do najwyższych – do planów kapitałowych przystąpiło 53 proc. personelu. To efekt mocnej akcji promocyjnej programu w resorcie.
Widać także, że im wyższe zarobki, tym większa chęć uczestnictwa w PPK. To także dobrze widać na przykładzie ministerstw: do tych o przeciętnie najwyższych zarobkach należą resorty finansów, spraw zagranicznych czy klimatu i środowiska. Cała trójka jest wśród prymusów, jeśli chodzi o zapisy w PPK.
– Wyraźnie widać nie tylko korelacje z poziomem zarobków, ale także z tym, na ile dana instytucja ma styk z finansami. W nich także partycypacja jest wyższa – mówi wiceprezes PFR Bartosz Marczuk. Pokazuje to czołówka listy, którą otwiera Urząd Komisji Nadzoru Finansowego.
Osobnymi przykładami są NBP, Giełda Papierów Wartościowych oraz Polskie Centrum Badań i Certyfikacji. To trzy instytucje, które skorzystały z innej możliwości i zamiast wchodzić do PPK, w którym co najmniej 2 proc. składki odprowadza pracownik i co najmniej 1,5 proc. pracodawca, założyły pracownice programy emerytalne. W PPE całą składkę opłaca pracodawca. W tych instytucjach oszczędzać na emeryturę postanowiło 65 proc. załóg. To z jednej strony można uznać za sukces, jednak zastanawia to, że aż 35 proc. osób nie weszło do tych programów, mimo że cały ciężar finansowy wziął na siebie pracodawca.
To może pokazywać potencjalny pułap dla PPK w kolejnych latach. Choć gdyby dziś taki pułap miał być problemem, to autorzy programu weszliby w to w ciemno, ponieważ średnia partycypacja w całym programie wynosi 29 proc. – Wierzę, że w kolejnych latach będzie rosła – mówi wiceszef PFR Bartosz Marczuk. Za dwa lata będzie kolejny automatyczny zapis do PPK.
Jak do PPK zapisywały się centralne instytucje publiczne (wybrane)