Ten, kto nie przejdzie na garnuszek ZUS i będzie nadal pracował przez minimum dwa lata, dostanie ekstra 10 tys. zł.

Tak z grubsza można streścić pomysł, jaki powstał w otoczeniu wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Premia za pracę miałaby być jednym z elementów całego systemu zachęt do pozostawania na rynku mimo obniżenia wieku emerytalnego. Rząd właśnie nad nim pracuje.

Plan przewiduje, że ten, kto nie skorzysta z przysługującego mu prawa do przejścia na emeryturę, dostanie coś w rodzaju ustalonego z góry jednorazowego zadośćuczynienia. Zostało ono wyliczone jako połowa wszystkich danin (podatku dochodowego, składek na ubezpieczenie zdrowotne, chorobowe i rentowe – z wyłączeniem składki emerytalnej), jakie w ciągu dodatkowych lat pracy odprowadziłby ktoś zarabiający medianę pensji w gospodarce. W zaokrągleniu premia wynosiłaby więc – po minimum dwóch latach – około 10 tys. zł. A kto chciałby pracować jeszcze dłużej, temu z każdym kolejnym rokiem by rosła. Czyli za trzyletnią pracę powyżej wieku emerytalnego dostałby już 15 tys. zł, za czteroletnią – 20 tys. zł itd. Autorzy koncepcji spodziewają się, że z propozycji skorzystałoby 10–15 proc. tych, którzy osiągną wiek emerytalny. Zdaniem pomysłodawców wizja otrzymania dodatkowych środków będzie działała szczególnie mocno na osoby, które mogą liczyć tylko na minimalne świadczenie z ZUS.

A jeśli plan się powiedzie, rząd złapie trochę finansowego oddechu. Bo obniżenie wieku emerytalnego (od października 2017 r. będzie to znów 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn) oznacza ubytek około 10 mld zł w samym przyszłym roku. Nasi rozmówcy szacują, że nowy system pozwoliłby w 2018 r. zaoszczędzić nawet 2 mld zł: raz, że nie trzeba by wypłacać emerytur; dwa, że do kasy wpadałyby podatki i składki płacone przez aktywnych zawodowo beneficjentów.

– Ta propozycja pokazuje, że rząd bierze pod uwagę negatywne dla finansów publicznych skutki obniżenia wieku emerytalnego i próbuje im jakoś zaradzić, jednocześnie trzymając się głównej obietnicy utrzymania tego wieku na obniżonym poziomie – komentuje Jakub Borowski, główny ekonomista Crédit Agricole.

Rząd stara się rozwiązać problem, który sam stworzył

Nasi rozmówcy z rządu chcą, by pomysł premii dla pracujących po osiągnięciu wieku emerytalnego, która miałaby wynieść ok. 10 tys. zł za dwa lata dodatkowej pracy, wszedł w życie jak najszybciej. Eksperci mają jednak wątpliwości co do szczegółów koncepcji.
– Bodziec do pozostania na rynku pracy będzie najsilniejszy dla osób o najniższych zarobkach. Jeśli program obejmie wszystkich, to w przypadku osób o wysokich zarobkach jest możliwe, że dopłaty dostaną ci, którzy i tak pracowaliby dłużej – wskazuje Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA.
Jak obniżenie wieku wpłynie na wysokość przeciętnych emerytur / Dziennik Gazeta Prawna
No i skoro warunkiem uzyskania świadczenia będą dodatkowe dwa lata pracy, to co z tymi, których pracodawca w międzyczasie zbankrutuje? – Po obniżeniu wieku emerytalnego rząd musi zastanowić się nad rozwiązaniami podnoszącymi efektywny wiek przechodzenia na emeryturę – zastrzega ekspert.
Taka zachęta będzie miała pozytywny wpływ na wysokość emerytur. Ale ma też ułatwić ułożenie budżetu na 2018 r., zmniejszając wydatki emerytalne w momencie, gdy budżet będzie napięty m.in. przez podwyższenie wieku. Jak mówi Jakub Borowski z Crédit Agricole, już teraz niełatwo go spiąć. Napięcia wynikają ze wzrostu popytu na pracę i z dezaktywizacji zawodowej. Dlatego obniżenie wieku następuje w złym momencie z punktu widzenia sytuacji na rynku pracy.
Już w tym roku tylko z powodu obniżenia wieku prawo do emerytury otrzyma dodatkowe 330 tys. osób, oprócz 220 tys., które przejdą na nią zgodnie z obecnymi przepisami. Jak pokazuje doświadczenie ZUS, 18 proc. z nich nie korzysta z emerytury od razu po uzyskaniu prawa do świadczenia. Gdyby dzięki premii doszło do tego jeszcze 15 proc., z pobraniem emerytury poczekałoby łącznie 100 tys. osób. – Ale z rynku pracy i tak ubędzie prawie ćwierć miliona osób. Ten bodziec jest za słaby. Resorty finansów i pracy powinny myśleć nad silniejszymi – podkreśla Borowski.
Premia to tylko jeden z pomysłów, którymi rząd chciałby zachęcić do dłuższej pracy. Innym, o którym wspominał wicepremier Mateusz Morawiecki, byłaby wyższa waloryzacja składki dla osób pracujących po osiągnięciu wieku emerytalnego. Dziś składka na podstawowym koncie emerytalnym jest waloryzowana inaczej niż na subkoncie powstałym po zmianach w OFE. W pierwszym przypadku to suma wskaźnika inflacji i realnego wzrostu składek emerytalnych rok do roku. Drugi jest oparty na nominalnym wzroście PKB. Już ten ostatni sposób jest uważany za hojny, a dodanie kolejnego podwyższyłoby koszty i skomplikowało system. Z tego punktu widzenia premia wydaje się pomysłem prostym i neutralnym dla budżetu.
ZUS szykuje własny system zachęt. Ma on bazować na lepszej informacji dla przyszłych emerytów na temat wysokości ich świadczenia i szans na jego podwyższenie. Każdy rok pracy dłużej to świadczenie wyższe o 7–8 proc. Osoba, której należałaby się emerytura minimalna (dziś 1000 zł), po dodatkowych dwóch latach pracy po osiągnięciu wieku emerytalnego dostałaby 1114 zł, a po trzech – 1225 zł. Choć już dziś na stronie ZUS jest kalkulator emerytalny, docelowo każdy ubezpieczony ma dostać pełną informację, zanim zdecyduje się przejść na emeryturę.