– Gdyby nie Trzecia Droga, w Polsce dalej rządziłby PiS. Jestem zwolennikiem kontynuowania naszej współpracy – mówi w rozmowie z DGP Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, rzecznik prasowy PSL.
O każdych zmianach informuje się wtedy, gdy są one pewne i podjęte. Dziś takiej decyzji nie ma, jestem wiceministrem klimatu i środowiska.
Nie czuję, aby jedno wykluczało drugie. Funkcje te można spokojnie łączyć.
Projekt ustawy złożony przez posłów PSL przywraca samorządność Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, która została zlikwidowana w 2018 r. PZŁ jest chyba jedyną organizacją pozarządową, która utrzymywana jest z własnych składek, a pełni misję publiczną, prowadząc gospodarkę łowiecką w uzgodnieniu z samorządami, której to szefa oraz okręgowych „szefów” wybiera minister. Innej takiej organizacji nie znam. Myślę, że sprawa ta nie budzi szerszych kontrowersji, chciałbym, aby udało się wypracować wspólne rozwiązanie.
Jestem przekonany, że wiceminister Dorożała też widzi potrzebę funkcjonowania związku i prowadzenia gospodarki łowieckiej. Nikt nie chce wyjmować myśliwych spod odpowiedzialności. Samorządność związku funkcjonowała przez lata. Nie mam poczucia, że po 2018 r., gdy Prawo i Sprawiedliwość, zmieniając przepisy ustawy, objęło nadzór polityczny nad Polskim Związkiem Łowieckim, zaufanie do myśliwych wzrosło. Wręcz przeciwnie. Po wejściu w życie nowej ustawy myśliwi wreszcie poczują, że mają w ręku możliwość zmiany swojego wizerunku. Albo to zrobią, albo zaufanie do ich zawodu będzie jeszcze mniejsze. I co najważniejsze – wciąż działanie z zakresu gospodarki łowieckiej będzie oparte o ustawy i rozporządzenia ukształtowane przez resort środowiska.
Myśliwi przechodzą badania lekarskie na samym początku, gdy ubiegają się o broń. Osobiście jestem zdania, że można byłoby wprowadzić okresowe badania dla myśliwych przy założeniu, że wszyscy posiadacze broni będą przechodzić je na tych samych zasadach. Warto byłoby się również zastanowić nad wprowadzeniem ulgi dla myśliwych w kosztach tych badań, zważywszy na fakt, że wykonują pracę dla państwa, jeśli ich na przeprowadzenie tych badań nie byłoby stać.
To naturalne, że są elementy, które nas dzielą. Gdybyśmy zgadzali się we wszystkich sprawach, bylibyśmy w jednej partii. Sporządziliśmy z Polską 2050 listę wspólnych spraw, w których jesteśmy zgodni i które chcemy załatwić. Nie było tam spraw dotyczących chociażby łowiectwa.
Umówiliśmy się z Polską 2050 na współpracę wyborczą. Ostatnie miały być wybory prezydenckie, po których ocenimy formułę startu. To, co mówi Marek Sawicki, nie przeczy tym ustaleniom. Swoją drogą, warto przypomnieć, że niektórzy mówili, że Trzecia Droga rozpadnie się po wyborach parlamentarnych w 2023 r. Nic takiego się nie wydarzyło.
Tak, gdyby nie Trzecia Droga, w Polsce dalej rządziłoby PiS. Jestem zwolennikiem kontynuowania naszej współpracy.
Nie. Wynikało to wyłącznie z faktu, że inne resorty mają różne wrażliwości w tej sprawie. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi patrzy na to przede wszystkim przez pryzmat obszarów wiejskich i wątpliwości, które zgłaszali rolnicy. Chcę jednak zaznaczyć, że szereg ze zgłoszonych uwag było bardzo merytorycznych, często nie dotyczyły stricte energii wiatrowej, ale także innych kwestii, stąd konieczność wydłużenia procesu legislacyjnego. Ale było pełne zrozumienie, że należy umożliwić większy rozwój lądowych elektrowni wiatrowych.
Tak. W ramach pytań bieżących parlamentarzyści kierowali do naszego resortu pytania, kiedy mogą się spodziewać tej ustawy w Sejmie. Mam więc poczucie, że wszystkim stronom w koalicji na tym zależy.
Co więcej, ta ustawa jest naprawdę dopracowana pod kątem zabezpieczenia interesów samorządów. Przy wybieraniu lokalizacji dla wiatraków wiążąca jest uchwała rady gminy. Niżej tej decyzyjności nie da się już zagwarantować. To lokalne społeczności będą więc decydować, jak wygląda ich najbliższa okolica.
Może. Chciałbym, żeby parlament zajął się nią jak najszybciej, na jednym z kwietniowych posiedzeń.
Państwo redaktorzy pytali mnie na początku, czy bardziej czuję się wiceministrem, czy rzecznikiem. Na pewno nie czuję się wróżbitą. Nie wiem, jaką decyzję podejmie prezydent. Gdyby pojawiło się weto, pewnie będziemy ponawiać ten projekt.
Chcę jednak zaznaczyć, że pierwszy projekt ustawy mówiącej o 500 m. wyszedł z tego gabinetu za rządów PiS. Dopiero później został on zmieniony słynną poprawką Marka Suskiego, przy sprzeciwie części Zjednoczonej Prawicy. Jeśli dziś pojawią się jakieś wątpliwości, jesteśmy gotowi do rozmów z doradcami prezydenta Dudy.
Jak słyszę takie uwagi, to naprawdę nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Powiem wprost: nie było chyba bardziej transparentnego i szeroko konsultowanego projektu niż ustawa wiatrakowa. Wnioski z konsultacji społecznych są dostępne publicznie. Jeśli prezes IPN chce, możemy mu je nawet wysłać.
Firmy palą się do tego, żeby inwestować w nowsze, bardziej ekonomicznie uzasadnione turbiny. I tak to zrobią, my tylko upraszczamy przepisy w tym zakresie.
Mnie cieszy, że spółki i Ministerstwo Aktywów Państwowych poparły to rozwiązanie. Dla nich jest to szansa. Te inwestycje będą gwarantowały cichsze turbiny, nowszy sprzęt i więcej mocy.
Na ten moment nie. Natomiast jeżeli taki postulat się pojawi, to będziemy go mieli na horyzoncie.
Będziemy to analizowali. Na ten moment widzimy, że jest to ustawa, która bardzo dobrze zabezpiecza zarówno nasze potrzeby energetyczne, jak i interesy przedsiębiorstw, więc po prostu wprowadźmy ją w życie, uwolnijmy moc z wiatru i skończmy z mitem, że ta ustawa jest wbrew ludziom.
Jesteśmy w kontakcie z POB. Myślę, że nasze dane są wiarygodne, ale nie wykluczam zmian w zakresie wsparcia dla biometanu.
Myślę, że w ciągu najbliższych tygodni. Prowadzimy intensywne prace legislacyjne na różnych polach, a w tym zakresie będziemy też w dialogu z branżą.
Nasze przepisy mają zwiększyć przejrzystość i transparentność całego procesu. Będą funkcjonować specjalne platformy dla OSP (operatora systemu przesyłowego – red.) i OSD (operatorów systemów dystrybucyjnych – red.), gdzie będą informacje o wnioskach, wydanych warunkach i odmowach – tak, żeby już nigdy nie było to umowne. Chcemy też, żeby wnioski nie były odrzucane tylko i wyłącznie z powodów formalnych, np. niedołączenia odpowiednich dokumentów.
Kluczowe są jednak dwie inne kwestie. Po pierwsze, na realizację wydanych warunków przyłączenia inwestorzy będą mieli określony czas. Jeśli inwestycja nie będzie realizowana zgodnie z wyznaczonymi kamieniami milowymi, to podmiot będzie tracił warunki przyłączenia i będą one trafiały na aukcję. Chcemy, żeby nie dochodziło do ich odsprzedaży, pracujemy nad konkretnymi rozwiązaniami, aby Ato uniemożliwić. Właśnie trwają konsultacje projektów i zobaczymy, jakie branża ma postulaty w tym zakresie.
W naszym założeniu mają trafić na aukcje te warunki, które nie zostaną zrealizowane. Co do innych rozwiązań to chętnie przyjrzymy się także propozycjom PSE.
Analizujemy to, bo po prostu wiele zależy od OSD – różni operatorzy mają różne kolejki i nie ma tu jednego terminu. W przyszłości ograniczy to patologie związane z tym, że podmiot ubiega się o warunki przyłączenia tylko po to, żeby je odsprzedać. Stopniowo będzie też kurczyła się liczba już wydanych warunków. Natomiast perspektywa jest na pewno kilkuletnia w stosunku do nierealizowanych inwestycji, których wydaje się być nieskończoność. ©℗
Rozmawiali Aleksandra Hołownia i Marek Mikołajczyk
Pierwszy projekt ustawy mówiącej o 500 m odległości wiatraków od zabudowań wyszedł z tego gabinetu za rządów PiS. Jeśli dziś pojawią się jakieś wątpliwości, jesteśmy gotowi do rozmów z doradcami prezydenta Dudy