Zrewidowana strategia Niemiec rodzi ryzyko presji na powrót do importu błękitnego paliwa z kierunku rosyjskiego.
Zwiększony nacisk na zielony wodór miał być – zgodnie z przyjętą w reakcji na rosyjską agresję na Ukrainę strategią REPowerEU – jednym z filarów długofalowej niezależności Europy od rosyjskiego gazu. Przyspieszenie inwestycji w moce produkcyjne tego paliwa miało pozwolić na zastąpienie do końca dekady ekwiwalentu 10 mld m sześc. gazu. Jednocześnie zdolności wodorowe mają być jedną z podstaw dekarbonizacji kluczowych sektorów, od przemysłu, przez wytwarzanie energii elektrycznej i ciepła, po transport. By było to możliwe, unijna strategia zakładała do 2030 r. produkcję 10 mln t wodoru ze źródeł odnawialnych. Drugie tyle miałoby pochodzić z importu.
Obecnie ponad 95 proc. globalnej produkcji tego gazu opiera się na technologiach konwencjonalnych. Największy wolumen stanowi tzw. szary wodór, pozyskiwany w procesie reformingu gazu ziemnego. Ubocznym produktem tego procesu jest CO2, w związku z czym z czasem zakłada się odchodzenie od tej metody pozyskiwania wodoru na rzecz alternatywnych technologii niskoemisyjnych.
Szczególne nadzieje wiązano dotąd z wodorem zielonym, produkowanym w oparciu o elektrolizę wody z wykorzystaniem energii z OZE. Ta metoda pozwalałaby docelowo także na zagospodarowanie nadwyżek produkcji z niesterowalnych źródeł słonecznych czy wiatrowych. Na elektrolizie opiera się także wodór purpurowy, wytwarzany z użyciem energii z atomu. W obu tych przypadkach ograniczeniem są jednak powoli rosnące światowe moce produkcyjne elektrolizerów oraz ich wysokie ceny. Zakładane unijne zużycie niskoemisyjnego wodoru w 2030 r. – 20 mln t – odpowiada 80 proc. całej szacowanej dziś przez analityków globalnej produkcji zielonego gazu w 2030 r. A własne ambitne cele w dziedzinie gospodarki wodorowej mają także inne światowe gospodarki, na czele z USA czy Japonią.
Innym rozwiązaniem zaliczanym do niskoemisyjnych jest niebieski wodór, podobnie jak ten szary pozyskiwany w procesie reformingu gazu, uzupełniony o mechanizmy wychwytu i magazynowania lub neutralizowania emisji CO2. Według ośrodka analitycznego Bloomberga (BNEF) szary i niebieski wodór są i będą przez co najmniej pięć kolejnych lat konkurencyjne cenowo wobec zielonego. A to niejedyna przesłanka, która przemawia za postawieniem na przejściowe technologie oparte na błękitnym paliwie. Postawienie na zielony wodór może bowiem się wiązać z premią dla chińskich producentów elektrolizerów. Ich zastosowanie ma – jak szacuje BNEF – zapewnić konkurencyjność cenową zielonego wodoru względem niebieskiego już w 2028 r. Urządzenia produkowane na Zachodzie pozwolą osiągnąć ten cel dopiero w 2033 r.
W te dylematy wpisuje się ogłoszona w zeszłym tygodniu aktualizacja strategii wodorowej Niemiec. Dokument przedstawiony przez Berlin przewiduje jeszcze większe niż dotąd zapotrzebowanie na niskoemisyjny wodór (z 90–110 TWh/r w 2030 r. na 95–130 TWh/r, co przekłada się na dodatkowe 150–600 tys. t). Wypełnienie tych ambicji opierać się ma na trzech filarach: przyspieszeniu rozbudowy mocy OZE przeznaczonych do produkcji zielonego wodoru (do końca dekady ma ich być dwa razy więcej, niż zakładano), utrzymaniu w pewnym zakresie produkcji wodoru z paliw kopalnych oraz zwiększonym imporcie. Z krajów trzecich ma pochodzić nawet 70 proc. potrzebnego za Odrą wodoru. Nowa strategia otwiera się jednocześnie na inne niż zielony kolory wodoru, na czele z niebieskim. A to może oznaczać, że plany trwałego ograniczenia europejskiego zapotrzebowania na gaz ziemny staną pod znakiem zapytania.
– Zarówno w przypadku niebieskiego wodoru, jak i łatwiejszych w transporcie produktów z niego otrzymywanych, takich jak amoniak czy metanol, de facto mówimy o sprowadzaniu gazu ziemnego w trochę innej formie. Będzie to problematyczne z punktu widzenia utrzymania ograniczenia zużycia tego ostatniego paliwa i rosnącego popytu w Azji – przyznaje Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
A to niejedyny sygnał wskazujący na podtrzymanie roli gazu w niemieckiej gospodarce. Jak wskazuje Lipiński, ze zaktualizowanej strategii wynika, że w perspektywie najbliższej dekady głównym odbiorcą wodoru będzie przemysł. – A przecież to miało być paliwo, które pomoże nam zastąpić gaz ziemny także w energetyce, ciepłownictwie czy transporcie. Jeśli trafi niemal w całości do przemysłu, to oszczędności w innych sektorach będą pod znakiem zapytania. Biorąc pod uwagę uwarunkowania cenowe na europejskim rynku, rodzi to pewne ryzyko, że presja firm na powrót do importu z Rosji będzie rosnąć – ocenia ekspert. Zwraca również uwagę, że w obowiązującej nadal rosyjskiej strategii wodorowej Europa jest jednym z głównych rynków zbytu na ten surowiec. – Dziś może się to wydawać mało realne, ale w dłuższej perspektywie te pomysły będą wracać – mówi Lipiński.
– Wątpię, by produkcja niebieskiego wodoru w UE miała przed sobą perspektywy. Spodziewam się raczej poluzowania zasad dla wodoru z importu, a w tym obszarze kluczowym partnerem dla UE będzie Norwegia czy Afryka Północna, a nie Rosja – uważa Ben McWilliams z instytutu Bruegel. ©℗