Rynek zielonych instrumentów finansowych rośnie, a wraz z tym powracają pytania o greenwashing.
Rynek zielonych instrumentów finansowych rośnie, a wraz z tym powracają pytania o greenwashing.
Co do zasady sens zielonych obligacji jest prosty: przychody z nich są „znaczone” i kierowane na inwestycje o korzystnym wpływie na środowisko. Dzięki temu firmy, fundusze, banki i inne podmioty chcące pożyczyć środki z rynku finansowego mogą przyciągnąć inwestorów, którym zależy na proekologicznej wartości dodanej z zaangażowanych pieniędzy. Wiele wskazuje jednak na to, że w praktyce wart już prawie 1 bln dol. rocznie rynek nie działa tak, jak powinien, a możliwości pociągnięcia emitentów tego typu papierów dłużnych do odpowiedzialności są coraz bardziej ograniczone.
Z analizy niemal 1000 prospektów emisyjnych zielonych obligacji przeprowadzonej przez Quinna Curtisa, Marka Weidemaiera i Mitu Gulatiego, amerykańskich badaczy z wydziałów prawa uniwersytetów w Wirginii i Północnej Karolinie, wynika, że w zeszłym roku zaledwie 28 proc. zawierało twarde zobowiązania do realizacji celów proekologicznych. Mało tego, ponad 60 proc. przeanalizowanych prospektów zawierało klauzule wprost wyłączające możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności za sposób wykorzystania środków ze sprzedaży obligacji i jego zgodność z zielonymi celami.
„Nawet gdy emitent deklaruje, że wykorzysta środki na proekologiczne projekty, są one zdefiniowane tak szeroko i mgliście, że udowodnienie braku zgodności byłoby dla inwestora zadaniem niemal niemożliwym. A nawet gdyby było inaczej, w tego rodzaju obligacjach nie ma mechanizmów egzekwowania zobowiązań. Nawet jeśli emitent obiecał wykorzystanie pozyskanych środków w określony sposób i nawet gdy inwestor jest w stanie udowodnić, że swoich deklaracji nie spełnił, najprawdopodobniej nie będzie miał żadnego narzędzia, by dochodzić swoich praw” – tłumaczą w artykule opublikowanym przez Sieć Badawczą Nauk Społecznych (SSRN).
Naukowcy podkreślają ponadto, że – mimo piętnowania i eliminowania z wielu dziedzin i gałęzi świata finansów zjawiska greenwashingu – w przypadku obligacji jest widoczna odwrotna tendencja: wyraźny odwrót od egzekwowalności zielonych zobowiązań. W ich ocenie trudno liczyć na odwrócenie trendu bez interwencji regulatorów. Wynika to – jak czytamy – z samego kształtu rynku zielonych obligacji, gdzie twardsze zobowiązania przekładają się na niższe niż w przypadku standardowych instrumentów finansowych tego typu zyski dla firm, co nie zachęca do mocniejszych deklaracji.
„Jeśli można mówić o jakiejkolwiek «transformacji» rynku zielonych obligacji, to wydaje się ona zmierzać w kierunku wyeliminowania ryzyka prawnego dla emitentów, poręczycieli i innych zaangażowanych podmiotów w scenariuszu, gdy do zielonej inwestycji nie dojdzie” – wskazują badacze.
To niejedyny niepokojący sygnał dotyczący ewolucji zielonych obligacji. O tym, że rynek „zrównoważonych” papierów wartościowych zmierza w złym kierunku, alarmował na początku roku fundusz Insight Investment. Z analiz spółki wynika, że o ile jeszcze w 2020 r. ponad jedna trzecia z nich spełniała najwyższe standardy w zakresie transparentności i kryteriów ekologicznych, to w zeszłym roku grupa ta skurczyła się do nieznacznie ponad 20 proc. Równocześnie rósł udział w rynku funduszy kwalifikowanych jako niespełniające nawet minimalnych zielonych kryteriów. O ile w 2020 r. stanowiły one niespełna 10 proc., o tyle w roku ubiegłym była to już niemal jedna czwarta. Według funduszu prawdopodobnym scenariuszem jest powstanie rynku dwóch prędkości, na którym część inwestorów będzie egzekwować coraz wyższe normy, a reszta będzie preferować ograniczone pod tym względem mechanizmy.
Przed greenwashingiem na rynkach finansowych ostrzegali też aktywiści ekologiczni, m.in. z europejskiej sieci Reclaim Finance. „Przy ograniczonym nadzorze zielone obligacje mają różne oblicza i niektóre z nich finansują projekty, których nie można zakwalifikować jako korzystnych dla środowiska. Bliższa analiza ich charakterystyki finansowej pokazuje, że nie różnią się nadmiernie od zwykłych obligacji i służą po prostu do greenwashingowi” – wskazuje organizacja.
Według organizacji certyfikującej obligacje, Climate Bonds Initiative, od czasu emisji pierwszej zielonej obligacji ponad 15 lat temu wartość papierów wartościowych tego typu sięgnęła ponad 2,2 bln dol., z czego za połowę odpowiadają obligacje wyemitowane w ostatnich dwóch latach. Za ponad połowę z nich odpowiadają rynki europejskie. W 2022 r. rynek ten, na skutek podwyżek stóp procentowych i oczekiwań związanych z recesją, odnotował pierwsze od lat spowolnienie: wyemitowano prawie jedną czwartą mniej niż w poprzednim. W tym roku analitycy prognozują jednak odbicie. Według S&P spodziewana wartość tegorocznej emisji to od 900 mld do 1 bln dol. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama