- Chcemy postawić na konkrety – odblokowanie rozwoju OZE, redystrybucję nadzwyczajnych zysków i embargo na rosyjskie paliwa. A światowy ruch klimatyczny powinien uwzględnić naszą specyfikę - uważa Wiktoria Jędroszkowiak, aktywistka klimatyczna, liderka Inicjatywy Wschód.
W piątek planujecie w Warszawie Strajk Kryzysowy. Czym to wydarzenie będzie się różnić od dotychczasowych protestów klimatycznych organizowanych przez środowisko Fridays for Future i ruch, którego twarzą jest Greta Thunberg?
Tym razem chcemy stawiać nie na wizję neutralności klimatycznej czy celów odejścia od węgla w którymś tam roku, tylko na praktyczne postulaty, możliwe do zrealizowania choćby od jutra. Żądamy ich realizacji i nie chcemy po raz kolejny słyszeć, że są zbyt abstrakcyjne czy nierealne. To m.in. odblokowanie rozwoju energetyki wiatrowej, którą obecnie hamuje zasada 10H, czy obowiązkowa instalacja paneli słonecznych na dachach budynków publicznych. Chcemy też embarga na rosyjskie paliwa kopalne. Tu odpowiednie decyzje zostały już wprawdzie podjęte, ale rosyjska ropa i produkty naftowe nadal do Polski napływają. Dostrzegamy też zagrożenia związane z ubóstwem energetycznym. Dlatego domagamy się opodatkowania nadprogramowych zysków spółek i rozdysponowania tych pieniędzy wśród najbardziej potrzebujących.
Do waszej akcji przyłączył się m.in. Michał Kołodziejczak i jego Agrounia.
Tak. Zdecydowaliśmy się na współpracę świadomie. Uważamy, że takie niecodzienne sojusze są niezbędne, żeby odpowiedzieć na niecodzienne wyzwania, z którymi się dziś zmagamy.
Sympatycy ruchu klimatycznego nie są chyba do końca przekonani. Z punktu widzenia młodych progresywnych mieszczan Agrounia kojarzy się z obroną ferm futrzarskich czy szokującymi z ich punktu widzenia formami protestu typu martwe świnie na ulicach miast.
Jesteśmy gotowe, żeby iść i protestować z każdym, kto rozumie powagę obecnej sytuacji i podpisze się pod naszymi postulatami. Uważamy, że warto otworzyć się na współpracę z ludźmi, którzy zostali pozostawieni sami sobie przez neoliberalnych polityków, ale i przez lewicę parlamentarną. Bez nich sprawiedliwa transformacja się nie odbędzie. Wierzymy, że nasi sympatycy też zobaczą w tym wartość.
Jutrzejsze wydarzenie nie odbywa się pod szyldem Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Ta organizacja planuje swój własny piątkowy strajk na 18 listopada. Z wami będą za to Akcja Demokracja – zaangażowana m.in. w protesty dotyczące sądownictwa, Ogólnopolski Strajk Kobiet czy młodzi związkowcy z Konfederacji Pracy OPZZ. Polski ruch klimatyczny się dzieli, czy to będzie raczej symbioza?
Myślę, że i jedno, i drugie – dzielimy się, ale jednocześnie pozostajemy też częścią większej całości i będziemy ze sobą współpracować. Od początku powstają różne grupy i organizacje osób, które przekazują w MSK pałeczkę kolejnemu, młodszemu pokoleniu aktywistów. Jako jedna ze współzałożycielek Strajku dostrzegam, jak bardzo zmieniła się sytuacja w Polsce, a w konsekwencji nasze potrzeby. Z mojego punktu widzenia MSK był przede wszystkim odpowiedzią na trend globalny. Na ulice wychodziły setki tysięcy ludzi na całym świecie i my nie chcieliśmy być gorsi. W Polsce był to dobry okres, żeby przebić się z tematyką klimatyczną: trwał szczyt klimatyczny w Katowicach i w mediach było duże zainteresowanie tą tematyką. A jednocześnie był to czas, kiedy mówiło się o zasobach węgla, które starczą na 200 lat. Dziś jesteśmy w innym punkcie jeśli chodzi o świadomość społeczną – większość Polaków chce rozwoju odnawialnych źródeł energii, popiera sprawiedliwą transformację. Przyszedł czas, żeby się „wyemancypować”, wypracować rozwiązania uwzględniające specyfikę naszego regionu i naciskać na ich realizację.
Działacie pod nazwą Inicjatywa Wschód.
Tak. Początki tej organizacji wiążą się z rosyjską inwazją na Ukrainę, współpracą z ukraińskimi aktywistami i podejmowanymi z nimi działaniami na rzecz embarga na rosyjskie paliwa kopalne. Zależy nam na tym, żeby działać kompleksowo: nie mówić tylko o klimacie, ale i odpowiadać na niepokoje społeczne i obawy, jakie towarzyszą kryzysowi energetycznemu. Chcemy jasno określić, kto odpowiada za obecną sytuację: z jednej strony oczywiście Władimir Putin, a z drugiej kolejne polskie rządy i ich zaniechania. Po strajku chcemy realizować kolejne akcje i postulaty w tym właśnie duchu. Nie zamierzamy przy tym stronić od udziału w kampanii wyborczej, która powoli się w Polsce zaczyna.
Czy to oznacza, że dopuszczacie możliwość startu w wyborach, np. z list Agrounii?
Uważamy, że potrzebujemy w Polsce polityki pozaparlamentarnej, działaczy i działaczek, którzy będą budować opór wobec rządzących poza murami Sejmu. Nie chcemy startować w wyborach, wiemy, że mamy dużą siłę i wpływ na rzeczywistość naciskając na polityków z zewnątrz. Chcemy, by wszystkie komitety wyborcze i kandydaci czuli, że nacisk na sprawiedliwą transformację, rozwój OZE, odchodzenie od zależności od paliw kopalnych jest ogromny i uwzględniali to w swoich postulatach i planach wyborczych.
Czego oczekujecie od światowego ruchu klimatycznego?
Przede wszystkim uznania naszej specyfiki, zrozumienia, że Unia Europejska nie jest jednorodnym bytem, że wyzwania przed Europą Środkowo-Wschodnią są często inne niż te, które stoją przed gospodarką Niemiec. A co za tym idzie, że kraje takie jak Polska będą w procesie transformacji potrzebowała pomocy od zamożniejszych krajów Zachodu, że nie będzie tylko „dawcą” dla krajów rozwijających się – choć oczywiście dekady, przez które nasza gospodarka była niesamowicie emisyjna, muszą zostać rozliczone. Na razie skupiamy się na tym, co jest możliwe i co faktycznie może przynieść ogromną zmianę – tym są odnawialne źródła energii i wzmacnianie efektywności energetycznej.
Elementem naszej specyfiki powinno być także przychylniejsze podejście do atomu?
Z punktu widzenia klimatu najważniejsze są działania, które możemy podjąć w najbliższej dekadzie, co oznacza szczególny nacisk na przyspieszenie rozwoju OZE. Ale nie jesteśmy dogmatycznie antyatomowi. To może być część rozwiązania na dalszą przyszłość, coś, co pomoże połączyć wymogi neutralności klimatycznej i bezpieczeństwa energetycznego.
Co się wydarzy jutro? Warszawa stanie?
Nie wiemy, czy stanie. Ale nie ukrywamy, że chcielibyśmy, żeby ludzi pojawiło się jak najwięcej i żeby protest odbił się dużym echem. Tym bardziej, że jest to także pewnego rodzaju test nowej formuły działalności. Chcemy przemaszerować przez miasto pod siedzibę Ministerstwa Sprawiedliwości i wyartykułować to, jak bardzo Polacy są zmęczeni obecną sytuacją.
A planujecie atakować jakieś obrazy? Jak podchodzicie do tego typu akcji koleżanek i kolegów z zachodniej Europy?
Nie, ale wierzymy, że w walce z tak wielkimi kryzysami potrzebujemy wielu różnych taktyk. Ta prezentowana przez Just Stop Oil znajduje swoje uzasadnienie w wielu ruchach społecznych, które odniosły sukces. Jeśli politycy i koncerny energetyczne nie są w stanie odpowiadać na głos nauki, na protesty w bardziej klasycznej i często już komfortowej formie, muszą liczyć się z tym, że aktywiści będą sięgać po kolejne metody. Nie obwiniamy dziś XIX-wiecznych sufrażystek, których taktyki też były kontrowersyjne, bo wiemy, że ich działania były celowe i przyniosły nam prawa. Podobnie jest z działaniem przeciwko paliwom kopalnym. Jak mówi sekretarz generalny ONZ, Antonio Gutteres, największymi radykałami są obecnie szefowie firm energetycznych, którzy mimo ostrzeżeń naukowców, wciąż brną w wydobywanie i spalanie ropy, gazu i węgla.
Z jednej strony mówicie o rosyjskim imperializmie, z drugiej zarówno ruch klimatyczny, jak i Agrounia były oskarżane o to, że stawiając na polaryzację społeczeństwa są częścią problemu, że prowadzone przez te środowiska działania wpisują się w prowadzoną przez Kreml wojnę hybrydową.
Ja mam wrażenie, że obecnie kwestia rosyjska jest czymś, co łączy nas w Polsce ponad podziałami i tak powinno pozostać. Wiedzieliśmy, że Rosja Putina nie jest i nie będzie naszym przyjacielem, utożsamiamy się pod tym względem ze słowami Lecha Kaczyńskiego, który już w 2008 r. mówił o rosyjskim zagrożeniu w Gruzji. Dziś także politycy z zachodu Europy mówią jasno, że nie słuchanie pod tym względem Polski i krajów bałtyckich było błędem. Widzimy, jak destrukcyjne skutki dla Europy przynosi zależność od paliw kopalnych ze Wschodu, że UE, płacąc za nie, de facto finansowała działania wojenne w Ukrainie. Nie chcemy zgody społecznej w tym obszarze naruszać, choć nie można nie zauważyć, że rządzący mają swoje na sumieniu w kwestii uzależniania nas od importu rosyjskiego węgla. Agrounia sama zgłosiła się do ABW, by wykazać, że nie ma powiązań z Kremlem. My też nie mamy nic do ukrycia i jesteśmy gotowe rozwiewać te oskarżenia.
Mówicie: ten i poprzednie rządy wepchnęły nas w kryzys energetyczny. Ta opowieść nie uwzględnia tego, co zrobiono choćby w obszarze ucinania zależności od rosyjskiego gazu czy właśnie w konsekwentnym podnoszeniu obaw dotyczących poczynań Kremla w regionie czy wspieraniu prozachodnich aspiracji Ukrainy. To się klei?
Jak najbardziej. Pokazujemy, że u podstaw rosyjskiego imperializmu są paliwa kopalne i ich toksyczne oddziaływanie na politykę. To one są źródłem finansowania wojen i główną przyczyną zwiększania nierówności. Podkreślamy też, że naszym celem nie powinno być zastąpienie rosyjskich surowców tymi sprowadzanymi z innych dyktatur. Rządy Zjednoczonej Prawicy z jednej strony słusznie oponowały wobec budowy Nord Stream 2, ale z drugiej sprowadziły do Polski ponad milion wagonów z rosyjskim węglem w zaledwie 5 lat, między 2017 a 2021 rokiem. To hipokryzja.
Czymś, w krótkiej perspektywie, trzeba rosyjskie paliwa zastąpić, w obliczu kryzysu nie mamy komfortu wybierania tylko tych dostawców, którzy nam się politycznie podobają.
Rozumiemy względy bezpieczeństwa energetycznego. Ono musi być dziś priorytetem. Nie powinniśmy jednak tracić z pola widzenia celów długoterminowych, w których nie powinno być miejsca dla ropy z Arabii Saudyjskiej. Poza tym zwracamy uwagę na to, że nasze zapotrzebowanie na wszystkie paliwa kopalne mogłoby być dużo mniejsze gdyby pozwolić szybciej rozwijać się zielonym technologiom czy stawiać na termomodernizację naszych domów. Odpowiedzialności za te zaniechania nikt z rządzących nie zdejmie. I żądamy, żeby ta polityka wreszcie się zmieniła.
Wasi przeciwnicy obarczają winą za deficyt węgla zbyt szybkie wygaszanie polskich kopalń. Może i oni mają trochę racji?
Nasze kopalnie są i będą zamykane głównie dlatego, że są po prostu nieopłacalne. Polityka klimatyczna ma w tym niewielki udział. Często, jak w Wałbrzychu, były zamykane z dnia na dzień, a ludzi pozostawiano samym sobie. To nie jest coś, co nam się podoba. Chcemy sprawiedliwej transformacji. Od początku rządów Zjednoczonej Prawicy słyszymy, że polski węgiel od polskich górników będzie potrzebny niemal do 2050 r., ale nie zrobiono nic, żeby polski sektor węglowy zmodernizować. Nasi górnicy pracowali w coraz trudniejszych warunkach, a równolegle kwitł za to import z Rosji. To pokazuje ogromną hipokryzję rządzących. Oni nie dbają tak naprawdę ani o górników, ani o Wiktorię z Poznania.