Przebieg negocjacji zapowiada fiasko. Warunkiem przełamania impasu jest oferta dla państw Południa.

Argentyna, Ghana, Indonezja, Irak, Meksyk i Wielka Brytania to kraje, które do wczoraj przyłączyły się do wspólnej inicjatywy Brukseli i Waszyngtonu na rzecz redukcji emisji metanu. Zgodnie ze wspólną deklaracją w tej sprawie do końca dekady klimatyczny ślad drugiego co do znaczenia gazu cieplarnianego ma zostać zredukowany o 30 proc. w porównaniu do poziomu z 2010 r. Gdyby ten cel zrealizowano na poziomie globalnym, w grę wchodziłoby zahamowanie ocieplenia o 0,2 st. C w perspektywie półwiecza. Dotychczasowi sygnatariusze deklaracji odpowiadają jednak łącznie za zaledwie jedną piątą emisji metanu, a zapisy ogłoszonego w piątek dokumentu nie precyzują szczegółowych zobowiązań dla poszczególnych sektorów lub stron porozumienia. Udział krajów w zbiorowym celu 30 proc. ma być uzależniony od możliwości.
Ranga walki z emisjami metanu znacząco wzrosła w związku z wynikami badań naukowych, które wskazują, że to właśnie tu leży klucz do znaczącego ograniczenia wzrostu temperatur w najbliższych dekadach. Metan jest gazem, który utrzymuje się w atmosferze krócej niż dwutlenek węgla, ale w 20-letnim horyzoncie czasowym ma ponad 80-krotnie silniejszy wpływ na klimat. Wysiłki na rzecz redukcji tego typu emisji mogą według naukowców przynieść ograniczenie ocieplenia nawet o 0,5 st. C do końca stulecia. Znaczenie metanu podkreślono też w przedstawionym w zeszłym miesiącu raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC). Głównymi źródłami tego typu emisji są paliwa kopalne (zwłaszcza składający się głównie z metanu gaz ziemny), produkcja rolna (szczególnie hodowla bydła) oraz przetwarzanie odpadów. Równocześnie w ostatnich latach znacząco poprawiły się możliwości monitorowania źródeł emisji metanu i ich pomiaru, m.in. dzięki technologiom satelitarnym, a przy użyciu istniejących już technologii można zredukować emisje nawet o 75 proc. do 2030 r.
Inicjatywa metanowa jest postrzegana jako jedno z kół ratunkowych dla klimatycznej dyplomacji w obliczu coraz gorszych perspektyw rozpoczynającego się za nieco ponad miesiąc szczytu w Glasgow. Z analizy celów klimatycznych przedstawionych dotąd przez strony porozumienia paryskiego, a przeprowadzonej przez ONZ, wynika, że w najbliższych latach globalne emisje mogą wzrosnąć o 16 proc., zamiast – co postulują klimatolodzy – zmaleć o 45 proc. Wdrożenie obecnych deklaracji przełoży się według różnych wyliczeń na wzrost światowych temperatur o 2,4–2,7 st. C do 2100 r. Uniknięcie najboleśniejszych konsekwencji zmiany klimatu wymaga utrzymania się pod progiem 1,5 st. C. Luka to w dużej mierze skutek opalanego paliwami kopalnymi dynamicznego rozwoju globalnego Południa. Obciążone kosztami wychodzenia z kryzysu pandemicznego najbogatsze państwa wciąż opierają się przed wsparciem transformacji uboższych partnerów. A to właśnie napięcie między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się stanowi jedną z głównych barier w negocjacjach klimatycznych.
Obietnica sprzed 12 lat – 100 mld dol. pomocy klimatycznej rocznie do 2020 r. – pozostaje niespełniona. Do 2019 r. zebrano mniej niż 80 mld (większość w pożyczkach), a według prognoz Oxfam próg 100 mld zostanie osiągnięty nie wcześniej niż w drugiej połowie dekady. Jeśli te przewidywania się potwierdzą, do 2025 r. dziura między deklarowaną a faktyczną pomocą klimatyczną sięgnie ok. 70 mld dol. Znaczenie nieufności między Północą a Południem dla wyników COP26 podkreśla sekretarz generalny ONZ António Guterres. O zwiększenie finansowania zaapelował w poniedziałek gospodarz szczytu, brytyjski premier Boris Johnson, przyznając, że jest „sfrustrowany” brakiem postępów w tej dziedzinie, i podkreślając, że historia osądzi tych, którym zabrakło odwagi, by podnieść swoje zobowiązania. Wielka Brytania obok Francji, Japonii i Niemiec należy do światowych liderów zielonego finansowania. Za największych skąpców uznawane są natomiast USA i Włochy. Johnson też ma jednak swoje za uszami. W powszechnym przekonaniu wiarygodności Londynu w tej sprawie zaszkodziły zeszłoroczne decyzje o obcięciu ok. 4,5 mld funtów rocznie na pomoc międzynarodową.
Środa może być kluczowa dla powodzenia COP26. Oczekuje się, że w wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ nowe obietnice zaprezentuje prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Według brytyjskiego think tanku Overseas Development Institute, Waszyngton, aby proporcjonalnie przyłożyć się do transformacji Południa, powinien zwiększyć pomoc o 40 mld dol. Ale w przypadku Białego Domu, który chce się prezentować jako klimatyczny lider, nowym deklaracjom towarzyszą pytania o ich realizację. W amerykańskim Kongresie ważą się losy pakietów legislacyjnych obejmujących opłaty za ślad metanowy dla sektora energetycznego. Bez ich przeforsowania trudno będzie dojść do neutralności klimatycznej w 2050 r. i bezemisyjnego miksu energetycznego do 2035 r.