Jest ryzyko, że miejskie plany adaptacyjne do zmian klimatu trafią do szuflady – przestrzegają eksperci. Dlaczego? Bo bardzo często będą stały w sprzeczności z przyjętymi interesami gospodarczymi wielu samorządów, blokując atrakcyjne inwestycyjnie tereny

Plany adaptacyjne do zmian klimatu (MPA) mają miasta na całym świecie. Berlin przyjął niedawno dokument, który ma pomóc w przystosowaniu się do problemów klimatycznych i zakłada różne scenariusze do 2050 r. i 2100 r. Strategie opracowały także m.in. Paryż, Londyn, Sztokholm i Oslo. Własne plany adaptacyjne mają także 44 polskie miasta liczące powyżej 100 tys. mieszkańców. Są jednak przymiarki, aby obowiązek tworzenia takich planów miały wszystkie miasta powyżej 20 tys. mieszkańców. Założenia dotyczące tego pomysłu opublikowano w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów.
Wnioski i rekomendacje z opracowanych MPA gminy musiałyby uwzględniać w strategiach rozwoju, studiach uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz planach zagospodarowania przestrzennego.
Przedstawiciele samorządów przyznają, że plany pozwolą lepiej chronić mieszkańców przed gwałtownymi zjawiskami pogodowymi i falami gorąca. Zwracają jednak uwagę na pewne „ale” – niepewność dotyczącą polityki państwa wobec europejskiej strategii klimatycznej oraz możliwości finansowania działań ze środków europejskich w przyszłej perspektywie i z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.
Kopiuj-wklej się nie sprawdzi
Przygotowanie planów będzie kosztowne i czasochłonne. – Miejskie plany adaptacji każdorazowo muszą stanowić plany indywidualne. Nie sprawdzą się projekty i plany ogólne dla wszystkich miast polskich – mówi dr Wojciech Słomka, ekspert do spraw zieleni inwestycyjnej i ochrony środowiska.
Nie ma mowy, aby najtańsze rozwiązania, czyli kopiowanie pomysłów innych samorządów, były skuteczne. – O sukcesie MPA przesądzi rzetelne zidentyfikowanie zagrożeń i indywidualne zaplanowanie działań adaptacyjnych – tłumaczy ekspert.
Dlatego samorządowcy oczekują, że miasta nie zostaną same z obowiązkiem przygotowania strategii uszytych na miarę dla każdego z nich. – Prosimy o zagwarantowanie środków na program systemowego wsparcia samorządów na poziomie ogólnopolskim, np. w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Tłumaczy, że chodzi o wsparcie na etapie analizy, przygotowania dokumentu i skonsultowania go z różnymi partnerami, w tym z mieszkańcami, organizacjami pozarządowymi i instytucjami. Plany adaptacyjne muszą być bowiem tworzone przez zespoły specjalistów z wielu dziedzin – naukowców, praktyków, inżynierów, ekonomistów i aktywistów społecznych.
Eksperci przestrzegają, że jeśli MPA nie zostaną przygotowane na podstawie rzetelnych analiz, będą martwymi dokumentami. Konsekwencje mogą być poważne: powodzie zbliżone rozmiarami do tych z 1997 r. we Wrocławiu i Opolu oraz tych, które w tym roku nawiedziły Niemcy.
Kwestia (niełatwego) wyboru
Wojciech Słomka spodziewa się, że przygotowanie MPA będzie stwarzało wiele problemów związanych z jakością istniejących planów miejscowych. Zwraca też uwagę, że konieczność wprowadzania zmian i modyfikacji związanych ze zmianami klimatu będzie stała w sprzeczności z przyjętymi interesami gospodarczymi wielu miast. – Tworzenie obszarów przeciwpowodziowych, zalewowych, terenów zielonych w wielu przypadkach wykluczy wiele dostępnych działek inwestycyjnych z realizacji inwestycji kubaturowych lub drogowych – tłumaczy.
Jan Mencwel ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze podkreśla, że plany adaptacyjne muszą odnosić się do planów miejscowych, inaczej nie spełnią swoich funkcji. – Niech będą zobowiązującym dokumentem chociażby w kwestii sprzedaży gruntów. Handel gruntami w mieście jest dziś wyjęty spod jakichkolwiek regulacji – podkreśla.
Eksperci zwracają uwagę, że samorządy będą stawały przed wyborem – albo zachowujemy działkę z drzewami, które podczas upału dadzą schronienie mieszkańcom, albo przeznaczymy ją na inwestycję, która przyniesie gminie korzyści finansowe i przełoży się na dodatkowe miejsca pracy lub mieszkania. Przypomnijmy, że już obecnie miasta nie są skore chociażby do uwzględniania w planach map zagrożeń powodzią („Miasta nie uwzględniają zagrożeń powodzią, choć powinny” w DGP nr 154/2021).
Brak strategii to też strategia
Na razie kolejnej wycince drzew najczęściej zapobiega presja społeczna. Projekty, które chronią mieszkańców przed zmianami klimatycznymi, pojawiają się też w budżetach obywatelskich. Przykładowo w Gdańsku na „zielony budżet obywatelski” przewidziano blisko 5 mln zł z prawie 21 mln zł na inwestycje dzielnicowe i ogólnomiejskie.
Propozycja Ministerstwa Klimatu i Środowiska te działania oddolne wzmacnia. Zakłada bowiem, że co najmniej 30 proc. środków zaplanowanych w ramach budżetu obywatelskiego będzie musiało zostać wydane na ochronę środowiska miejskiego (przepis będzie dotyczył tylko miast na prawach powiatu).
Czy to się uda? Eksperci uważają, że niekoniecznie. Przypominają, że już dziś wdrażanie funkcjonujących planów adaptacyjnych jest monitorowane. Ze sprawozdania bydgoskiego wynika, że w 2019 i 2020 r. zaliczano do nich m.in. pielęgnację i konserwację zieleni, utrzymanie wału przeciwpowodziowego, likwidację niskiej emisji, czyli pozaklasowych kotłów służących do ogrzewania mieszkań, rozbudowę sieci ciepłowniczej, utrzymanie kurtyn wodnych, zazielenianie miasta przez tworzenie parków kieszonkowych oraz tworzenie zbiorników retencyjnych na wodę opadową. Trudno się oprzeć wrażeniu, że część z tych działań mieści się w standardowych zadaniach gminy.
Przygotowania do zmian klimatycznych