Do emisji papierów, z których można finansować ekologiczne inwestycje, zniechęca biurokracja. Samorządy wciąż wolą korzystać z kredytów i pożyczek
Do tej pory na emisję zielonych obligacji nie zdecydował się żaden polski samorząd – wynika z raportu DNB i KPMG. Pytanie dlaczego, skoro korzystają z nich coraz chętniej miasta europejskie.
Rzeczniczka urzędu miasta w Olsztynie Marta Bartoszewicz zaznacza, że planów emisji zielonych obligacji miasto w najbliższym czasie nie ma. Nie planuje ich też Lublin. – Konsekwentnie poszukujemy nowych metod i sposobów finansowania zadań inwestycyjnych, w tym wkładu własnego niezbędnego do realizacji projektów współfinansowanych ze środków unijnych, odmiennych niż zaciąganie kredytów czy pożyczek – mówi rzeczniczka prasowa prezydenta Lublina Katarzyna Duma. I jak zaznacza, miastu udaje się pozyskiwać finansowanie zwrotne na preferencyjnych warunkach. Dlaczego nie są to zielone obligacje? – Zachętą do sięgania po ten instrument dla JST mógłby być nieco niższy koszt ich pozyskania niż obligacji zwykłych – tłumaczy Katarzyna Duma.
To właśnie część odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie ma na nie chętnych. Tomasz Kołodziejczyk, menedżer w dziale usług doradczych w zespole zarządzania ryzykiem finansowym w KPMG w Polsce, wyjaśnia, że zielone obligacje są instrumentem bardzo zbliżonym do typowych obligacji komunalnych. – Jednak ich emisja wiąże się z dodatkowymi wymogami dokumentacyjnymi i raportowymi, między innymi w zakresie monitorowania wydatkowania pozyskanych pieniędzy na cele prośrodowiskowe – zaznacza ekspert. I zauważa, że samorządy na dzień dzisiejszy nie dostrzegają wymiernych korzyści związanych z wyemitowaniem takich obligacji, ponieważ koszt finansowania inwestycji przy zastosowaniu tego rodzaju instrumentów jest zbliżony do zaciągnięcia kredytu bankowego czy wyemitowania „zwykłych” obligacji. Te natomiast nie wymagają dodatkowych nakładów pracy, specyficznych dla przygotowania emisji zielonych obligacji.

Ekologiczne długi

Nie jest tak, że samorządy nie inwestują w ekologię. – Niewątpliwie najbardziej atrakcyjną formą finansowania są środki bezzwrotne, w szczególności fundusze unijne. W przypadku finansowania zwrotnego najpopularniejszą formą pozostaje kredyt bankowy, relatywnie rzadziej stosowane, pomimo szeregu zalet związanych z ich elastycznością w zakresie kształtowania terminów spłat i możliwością zbycia instrumentu, są obligacje komunalne – twierdzi Tomasz Kołodziejczyk.
Lublin pieniądze na ekologiczne rozwiązania pozyskuje między innymi z kredytów zaciągniętych w Europejskim Banku Inwestycyjnym, Banku Rozwoju Rady Europy. Korzysta także z pożyczek z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. – Finansowanie w tych instytucjach należy obecnie do najtańszych zewnętrznych źródeł dostępnych dla JST – przyznaje rzeczniczka prasowa prezydenta Lublina. I jak zaznacza – miasto środki z zaciąganych zobowiązań zwrotnych już teraz w dużym stopniu przeznacza na cele środowiskowe, stąd też mogą być one nazwane „zielonym” kredytem.

Unia Europejska szykuje zmiany

Unijna legislacja idzie w kierunku coraz większego wspierania inwestowania w ekologię i tak zwanego zrównoważonego finansowania. Tomasz Kołodziejczyk zaznacza, że oznacza to między innymi prace nad stworzeniem jednolitego systemu klasyfikacji zielonych inwestycji. Wiązałoby się to na przykład z uwzględnieniem dodatkowego czynnika proekologicznego przy kalkulacji wymogów ostrożnościowych przez banki i zakłady ubezpieczeń. – W konsekwencji emisja zielonych obligacji, które są instrumentem idealnie wpisującym się w unijny plan działań na rzecz zrównoważonego finansowania, może być w przyszłości skuteczną metodą pozyskania kapitału prywatnego dla finansowania wielu projektów samorządowych – mówi Kołodziejczyk. Dodatkowym czynnikiem, który może skłonić do sięgnięcia po zielone obligacje, jest mniejsza pula środków z unijnych funduszy polityki spójności na lata 2021–2027 o około 23 proc. – Jednym ze sposobów na uniknięcie zastoju w działaniach inwestycyjnych jest większe zaangażowanie kapitału prywatnego – ocenia Tomasz Kołodziejczyk.

Potrzebny śmiałek

Ekspert uważa, że impulsem do rozwoju rynku będzie pojawienie się pierwszego samorządu, który zdecyduje się zostać pionierem i przeprowadzi taką emisję. – W ślad za nim prawdopodobnie również kolejne samorządy dostrzegą, że ich stosowanie nie stanowi tak dużego wyzwania, a niesie za sobą szereg korzyści zarówno finansowych, jak i reputacyjnych – ocenia. Tomasz Kołodziejczyk uważa też, że jednorazowe nakłady związane z przygotowaniem takiej emisji pozwolą najprawdopodobniej na zainteresowanie nią znacznie większej grupy inwestorów. – Wzrost popytu w połączeniu z ewentualnymi przyszłymi zachętami dla inwestorów może przełożyć się na niższy koszt finansowania i preferowanie obligacji zielonych nad standardowe emisje – dodaje.