Producenci preparatów zwalczających pasożyty notują rekordy sprzedaży. Sanepid zapowiada lepszy monitoring uczniowskich głów, ale od przyszłego roku.

Dzieci na dobre wróciły do szkół, a wraz z nimi pojawiły się stare problemy. Chodzi o wszawicę. Preparaty przeciw wszom znikają błyskawicznie z aptecznych półek. W efekcie październik okazał się rekordowy pod względem ich sprzedaży, od co najmniej 2019 r. Jak wynika z danych opracowanych dla DGP przez Pex PharmaSequence, sprzedano w nim 216 816 opakowań. Od stycznia do września sprzedaż wyniosła już przeszło 1,234 mln sztuk. Podczas gdy przed rokiem było to nieco ponad 792 tys.
Główny Inspektorat Sanitarny przyznaje, że dostrzega problem. Informuje też, że trudno mówić o jego faktycznej skali, bo prowadzenie stałego monitoringu w tym zakresie nie jest możliwe. Jak się dowiadujemy, od przyszłego roku sytuacja ma ulec zmianie. Zostaną wprowadzone specjalne formularze, na których powiatowe stacje sanitarne będą informowały o faktycznie podjętych działaniach na rzecz walki z wszawicą w placówkach oświatowych. To nadal nie odda pełnej skali problemu, ale da już jej pewien obraz.
- Dziś powiatowe stacje sanitarne są zaangażowane w działania profilaktyczno-edukacyjne. Szkoły, które walczą z wszawicą, mogą się do nich zgłosić. To oznacza wizytę inspektorów w placówkach, którzy opowiedzą o chorobie, o tym, jak z nią walczyć i jej zapobiegać - tłumaczy Szymon Cienki, rzecznik prasowy GIS.
Eksperci przyznają, że walkę z problemem utrudnia decyzja podjęta jeszcze w 2008 r. przez resort zdrowia, który wówczas wykreślił wszawicę z listy chorób zakaźnych. W efekcie nie podlega ona już sanitarnemu reżimowi i nie można już prosić sanepidu o pomoc, który w przypadku jej wystąpienia mógłby objąć automatycznie obiekt kontrolą. Do tego dochodzi to, że duża część rodziców nie zgadza się na kontrole głów swoich dzieci. I choć rzecznik praw dziecka uznał, że pielęgniarki mogą je sprawdzać, to wiele szkół i przedszkoli tego nie robi, bo nie chce wywoływać konfliktów. Nie mówiąc już o tym, że w wielu szkołach wciąż brakuje higienistek. Jak wynika z opracowania MZ na temat realizacji ustawy z 12 kwietnia 2019 r. o opiece zdrowotnej nad uczniami, ich liczba spada. W 2021 r. było 7958 pielęgniarek w szkołach. Dla porównania w 2020 r. - 8023. Zmalała też liczba szkół objętych opieką w zakresie świadczenia pielęgniarskiego. W 2021 r. było ich 17 984, wobec 18 273 w 2020 r. i 19 548 w 2019 r.
Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt - większą obecność dzieci z Ukrainy w szkołach i przedszkolach, które dotarły do naszego kraju po wybuchu wojny. Co zrozumiałe, zanim przyjechały do Polski, przebywały niejednokrotnie w trudnych warunkach. - Takie sygnały do nas docierają - mówi nieoficjalnie jeden z pracowników sanepidu.
Problem z wszawicą widać na aptecznych i sklepowych półkach. Można na nich znaleźć już nie tylko szampony, płyny, aerozole, ale też odstraszające owady gumki do włosów.
Biznes kwitnie i widać to też w internecie - powstają portale wyspecjalizowane w usuwaniu pasożytów. I tak np. na infolinii Mamyzglowy.pl dowiadujemy się, że samym szamponem wszawicy nie zlikwidujemy. Idealnym rozwiązaniem jest wykupienie usługi w jednej z placówek. Termin możliwy jest już na następny dzień. Usługa kosztuje 340 zł (w przypadku włosów średnich i długich). Skąd taka cena? - Zabieg trwa dwie godziny, wykonują go wyspecjalizowane pielęgniarki, to nie jest łatwa praca - słyszymy tłumaczenie. Polega na nałożeniu preparatu, wyczesaniu metalowym grzebieniem, umyciu głowy i ponownym sprawdzeniu. Jeśli nie mamy pewności, czy to wszy, pada propozycja, by zamówić usługę weryfikacji. Kosztuje 45 zł. Ale uwaga: jeśli to jednak fałszywy alarm, a mieliśmy termin na zabieg, koszt rezerwacji (100 zł) doliczany jest do ceny.
- Tak naprawdę chodzi o użycie produktu zgodnie z instrukcją i zaraz, gdy tylko pojawi się podejrzenie wszawicy - słyszymy sceptyczny głos wobec takiej oferty w gabinecie lekarskim.
Ministerstwo Edukacji informuje DGP, że w przypadku stwierdzenia wszawicy w szkole dyrektor placówki zarządza kontrolę (wykonywaną przez pielęgniarkę lub osobę upoważnioną) czystości skóry głowy wszystkich dzieci, w grupie lub klasie oraz wszystkich pracowników, z zachowaniem zasady intymności (w wydzielonym pomieszczeniu). Pielęgniarka lub higienistka szkolna po upływie 7-10 dni kontroluje stan czystości skóry głowy dzieci po przeprowadzonych zabiegach higienicznych przez rodziców. - Należy przyjąć, że zgoda rodziców na objęcie dziecka opieką pielęgniarki szkolnej jest równoznaczna z wyrażeniem zgody na dokonanie (w uzasadnionym przypadku) przeglądu czystości skóry głowy dziecka - podkreśla Adrianna Całus-Polak, rzeczniczka MEiN.
Nie zmienia to tego, że wszawica w szkołach niezmiennie jest wstydliwym problemem, bo kojarzy się z zaniedbaniami. To m.in. powoduje, że dyrektorzy nie podciągają kontroli głów pod zakres obowiązku pielęgniarek. - Nie chcemy konfliktów z rodzicami - opisuje wychowawczyni ze szkoły na warszawskim Mokotowie. I opisuje sytuacje, jakie regularnie mają miejsce, np. obowiązkowy basen, na który chodzą uczniowie klas II podstawówek. Grupa dzieci po zajęciach musi w tempie się wysuszyć, ubrać, uczesać, by zdążyć na dalsze lekcje. - Mamy dziewczynki, wszystkie z długimi włosami. Mimo apeli do rodziców i samych uczniów sytuacja jest nie do opanowania. Jedna szczotka na tyle głów, przechodzi z rąk do rąk. W rezultacie, jeśli tylko jedno dziecko ma problem, po chwili ma go już pół klasy - ucina.
- Do niedawna był to problem kojarzony głównie z przedszkolami. Bo, wiadomo, leżakowanie, odpoczynek w części wspólnej. Gdy pojawiały się wszy, rodzice dostawali do prania wszystkie rzeczy dziecka. W szkołach uczniowie mają np. zajęcia judo, wywracają się na materacach. Pojawiła się też moda na kąciki odpoczynku z poduchami. Też taki mamy. Staramy się go regularnie odkażać, czyścić. Ale i tak nie ustrzegliśmy się przed wszawicą - wtóruje dyrektorka praskiej szkoły podstawowej, prosząc o anonimowość. Poleciła swoim wychowawcom, by poruszyli temat na zebraniu dwa dni temu. Przyznaje, że problem w szkole jest i krąży między klasami. Sytuację ułatwiłaby stała obecność pielęgniarki w szkole. Ale nawet ona nie zrobi nic bez zgody rodziców i ich zaangażowania.
Profesor Agnieszka Mastalerz-Migas, krajowa konsultant w dziedzinie medycyny rodzinnej, podkreśla, że wszawicy nie można bagatelizować. To choroba.- Wystarczy jedno dziecko w grupie, a reszta automatycznie znajduje się w gronie ryzyka. U zarania problemu jest pogorszenie higieny, jego źródłem pacjent zero. Kolejne osoby łapią wszawice od niego i po chwili trudno już ustalić, kto był pierwszy - opisuje. Również mówi o kontroli, nawet kosztem stygmatyzacji. W XXI w., przy takiej dostępności wody, środków, ze zjawiskiem można skutecznie walczyć. - Nie zapominajmy, że to nie jest dolegliwość wyłącznie kosmetyczna. Zwłaszcza u dzieci nieleczona czy nawracająca wszawica może skutkować wypadaniem włosów, świądem, co przekłada się na pogorszenie jakości funkcjonowania pacjenta, zaburzenia snu - ostrzega. ©℗

Systemowo z problemem wszawicy niewiele da się zrobić [ROZMOWA]

ikona lupy />
Zofia Małas prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych / nieznane
Jak dużym problemem w szkołach jest wszawica?
Potężnym i narastającym. Pielęgniarki pracujące w szkołach mówią o niej w alarmującym tonie. Problem polega na tym, że w obecnej sytuacji niewiele mogą zrobić.
Co mogą, a czego nie?
Mogą apelować do rodziców, za pośrednictwem wychowawców, dziennika elektronicznego. Mogą organizować pogadanki w czasie lekcji dla uczniów lub na zebraniach dla dorosłych. Opowiadać o konieczności higieny, profilaktyce, czyli regularnym myciu i sprawdzaniu głów dzieci w domach. Nie mogą jednak robić tego, co pamiętamy z przeszłości. Czyli organizować akcji przeglądania uczniowskich włosów podczas zajęć szkolnych, nawet indywidualnie w gabinetach. Praktyka szkolna pokazuje, że zgoda na objęcie opieką pielęgniarską ucznia nie obejmuje kontroli pod kątem wszawicy. Do tego potrzebna jest każdorazowo indywidualna zgoda opiekuna prawnego dziecka. A z tym bywa bardzo różnie.
Dlaczego?
Nie wiem. Domyślam się, że chodzi o stygmatyzowanie dziecka. Zgadzam się, że w przeszłości nie zawsze udawało się dochować poufności podczas takich kontroli. Nawet karteczka do rodziców w zamkniętej kopercie, jak to się odbywało, nie załatwiała sprawy. W rezultacie mamy to, co dziś. Problem, z którym systemowo niewiele da się zrobić.
Jaka jest jego geneza? Czy to kwestia zaniedbań, braku elementarnej higieny?
Wszawicę może złapać każdy. Jednak są środowiska, w których zdarza się częściej. To niestety problem rodzin, gdzie rodzice są mniej czujni, mniej dbający, nie tylko w kwestii higieny. Idealnym rozwiązaniem byłby powrót do regularnych kontroli w szkole, ale tu potrzeba nowych rozporządzeń (co da się zrobić) i lepszej współpracy na linii szkoła-dom (czego już rozporządzeniami się nie załatwi). Dziś w skrajnych sytuacjach, gdy problem się powtarza, pielęgniarki wychodzą przed szereg i zgłaszają go wychowawcom. Jednak to też jest możliwe tylko w szkołach, gdzie pielęgniarki są na stałe, znają dobrze swoich podopiecznych, ich sytuację.
Jak bardzo brakuje pielęgniarek w szkołach?
Brakuje ich na każdym poziomie oświaty, od podstawówek po wszystkie typy szkół ponadpodstawowych. Dziś średnia wieku pracujących tam pielęgniarek jest rekordowo wysoka w całej grupie zawodowej i sięga 60 lat. Młodsze koleżanki mają obawy iść na takie stanowisko, bo jest ono mocno samodzielne. Wymaga dokonywania szybkich decyzji, często właśnie jednoosobowo. Udzielenie porady, pomocy, wezwanie pogotowia wymaga dużego doświadczenia. Pamiętajmy, że tylko największe szkoły w kraju mogą pozwolić sobie na zatrudnienie pielęgniarki na etacie, na stałe. W mniejszych placówkach przychodzą one na godziny w określone dni tygodnia, mają rozpisany międzyszkolny harmonogram. To jednak, znów, nie pozwala im się skupić na problemach danej społeczności. ©℗
Rozmawiały Paulina Nowosielska, Patrycja Otto