Resort edukacji, kierując do szkół dodatkowe pieniądze na dopłaty do wycieczek, pośrednio wpływa na to, co uczniowie w ich trakcie zobaczą. Zapoczątkowany we wrześniu program ma być kontynuowany, ale dyrektorzy apelują, że muszą mieć więcej czasu, aby właściwie rozdysponować pieniądze.
Resort edukacji, kierując do szkół dodatkowe pieniądze na dopłaty do wycieczek, pośrednio wpływa na to, co uczniowie w ich trakcie zobaczą. Zapoczątkowany we wrześniu program ma być kontynuowany, ale dyrektorzy apelują, że muszą mieć więcej czasu, aby właściwie rozdysponować pieniądze.
Pilotażowy program „Poznaj Polskę” ruszył na początku tego roku szkolnego. Docelowo na to przedsięwzięcie przeznaczono 15 mln zł, ale już wydano prawie 35 mln zł. resort dofinansowuje 80 proc. kosztów wycieczki. Program cieszy się dużym zainteresowaniem wśród szkół, mimo że niektóre jego punkty budzą wśród części rodziców kontrowersje, np. zwiedzanie kraju śladami kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z drugiej strony dyrektorzy mają na to sposoby, bo w programie wycieczki wpisują, że chcą zobaczyć jego grób w warszawskiej archikatedrze, a przy okazji mogą zwiedzić również inne miejsca w stolicy. Jak informuje MEiN, wśród najczęściej wybieranych punktów w ramach „Poznaj Polskę” były m.in. Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Toruńskiego Piernika, miasto Kraków, Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego, a także Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie.
Z naszych informacji wynika, że resort chce kontynuować program i systematycznie wspierać przede wszystkim rodziców uczniów w wydatkach na tego typu przedsięwzięcia. – W roku 2022 oraz w latach kolejnych planujemy zwiększyć budżet, rozszerzyć listę punktów edukacyjnych oraz kontynuować dofinansowanie wycieczek. Planujemy na ten cel około 100 mln zł – informuje Anna Ostrowska, rzeczniczka MEiN.
Z drugiej strony to oznacza, że ministerstwo będzie miało wpływ na to, co uczniowie będą mogli zobaczyć, bo umowa na dofinansowanie w dalszym ciągu będzie precyzyjnie określała punkty wycieczek.
– Każdy rodzic będzie zabiegał, aby szkoła zorganizowała wycieczkę dofinansowaną z puli pieniędzy resortowych, nawet jeśli miałby zapłacić te 20 proc. wkładu. Dzięki propagowaniu takiego wsparcia szefom placówek nie będzie przychodziło do głowy zabieranie uczniów np. na kontrowersyjny spektakl „Dziady” w krakowskim teatrze, bo na takie inicjatywy wsparcia nigdy nie będzie – mówi Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty. I dodaje, że przygląda się, którzy dyrektorzy zdecydowali się na wyjście z uczniami na ten spektakl. – Podczas kontroli będę wydawała stosowne zalecenia, aby placówki nie wybierały się w takie miejsce – zapowiada.
– Jeśli środki będą zwiększane, a program kontynuowany, to trzeba temu przyklasnąć, ale nie chciałbym być pozbawiony tego wsparcia tylko dlatego, że wybrałem się wcześniej z uczniami do teatru na współczesną wersję „Dziadów” Mickiewicza. Dyrektorzy przez takie rozwiązania zostają pozbawieni wszelkiej autonomii – mówi Tomasz Malicki, profesor oświaty i wicedyrektor Technikum nr 2 w Krakowie. Podkreśla jednak z drugiej strony, że choć dobrze mieć pieniądze na rozmaite edukacyjne inicjatywy, to trzeba zachować w tym umiar, bo jeśli trzeba je wydać do końca roku, to wiele placówek może nie zdążyć. – Nam na przykład nie uda się wydać wszystkich środków na zajęcia wyrównawcze, bo nie mamy takiej mocy przerobowej, a uczniowie też nie chcą na nie chodzić, skoro są w szkole od godziny 7.30 do 20.00 – dodaje.
Do szkół ma też trafić miliard złotych na tzw. laboratoria przyszłości. W zależności od wielkości szkoły można się ubiegać o wsparcie od 30 tys. zł do 250 tys. zł. Ostateczny termin dla szkół samorządowych na wykorzystanie co najmniej 60 proc. środków przyznanych w ramach tego programu upływa z końcem roku. Dyrektorzy szkół i nauczyciele, którym zlecono wybór sprzętu, szukają pomocy u informatyków oraz innych specjalistów.
– Nie znamy się na tym i musimy pytać znajomych, bo trzeba szybko wydać 60 tys. zł na sprzęt, a nie chcemy, aby później okazał się bezużyteczny – mówi nauczycielka z jednej ze szkół podstawowych.
Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach, jest w podobnej sytuacji. On musi wydać 250 tys. zł, a również nie chce, aby to były nieprzemyślane zakupy. Przekonuje, że placówki powinny mieć więcej czasu na skorzystanie z tego programu, który w tym roku szkolnym dopiero ruszył. Resort tłumaczy to przepisami finansowymi i obowiązkiem wydatkowania zaplanowanych środków do końca roku budżetowego. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama