Wyższe szkoły zawodowe, które kształcą np. przyszłych medyków albo inżynierów, będą mogły przekształcić się w akademie praktyczne – wynika z projektu nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce przygotowanego przez resort edukacji.

– Uczelnie zawodowe zapewniają szeroką ofertę kształcenia praktycznego na potrzeby rynku pracy. Nazwa „akademia praktyczna” pozwoli je wyróżnić, a jednocześnie podkreśli charakter prowadzonych studiów, wskazując na ich praktyczny profil. Dzięki temu zwiększy się rozpoznawalność tej grupy placówek na rynku edukacyjnym – uzasadnia potrzebę zmian Ministerstwo Edukacji i Nauki.
Konieczne warunki
Proponowany przez resort projekt wskazuje warunki, które będą musiały spełnić uczelnie, aby się przekształcić. Z tej możliwości skorzystają tylko te, które działają co najmniej 10 lat, mają nie mniej niż 250 studentów, z których ponad 50 proc. uczy się dziennie. Co najmniej 75 proc. nauczycieli akademickich musi być zatrudnionych w tej placówce jako podstawowym miejscu pracy.
373 szkoły wyższe są w Polsce
Placówka musi też prowadzić studia na co najmniej pięciu kierunkach. W tym choć jeden powinien przygotowywać do pracy w takich zawodach jak np. fizjoterapeuta, diagnosta laboratoryjny, ratownik medyczny, lekarz. Jeżeli uczelnia nie spełnia tego warunku, studia, które oferuje, muszą kończyć się uzyskaniem tytułu zawodowego inżyniera. Aby mogła legitymować się mianem akademii praktycznej, żaden z prowadzonych przez nią kierunków nie może mieć negatywnej oceny jakości kształcenia Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
Zmiana nazwy publicznej uczelni zawodowej na taką z użyciem wyrazów „akademia praktyczna” będzie wymagać wydania rozporządzenia przez ministra nauki. W przypadku niepublicznych placówek zostanie przeprowadzona na podstawie ustawy.
Wysokie wymogi
Eksperci uważają, że resort zbyt wysoko ustawił poprzeczkę, zwłaszcza prywatnym uczelniom. Im będzie trudniej skorzystać z możliwości, które stworzy nowelizacja. Nie do spełnienia może się okazać chociażby warunek dotyczący kształcenia co najmniej 50 proc. studentów na studiach dziennych oraz zatrudniania 75 proc. kadry na pierwszym etacie. Uczelnie niepubliczne w przeważającej większości prowadzą bowiem studia niestacjonarne, a podstawowym miejscem pracy akademików zwykle są publiczne uczelnie.
– Obawiam się, że wymóg 50 proc. studiujących w trybie stacjonarnym przekreśli szanse większości zawodowych uczelni niepublicznych na ubieganie się o status akademii praktycznej. Ten sektor edukacji akademickiej od lat kształci głównie w trybie niestacjonarnym. Studenci, którzy chcą uczyć się w trybie dziennym, wybierają uczelnie publiczne – m.in. dlatego, że studia na nich są darmowe – przyznaje prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Furtka dla nielicznych
Wydaje się, że propozycja MEiN ma być ratunkiem dla szkół wyższych kształcących przyszłych nauczycieli. Obecne przepisy wymagają od nich, aby zawarły porozumienia o współpracy przy prowadzeniu studiów przygotowujących do wykonywania zawodu nauczyciela z uczelnią, która ma osiągnięcia w działalności naukowej w dyscyplinie, do której jest przyporządkowany kierunek. Uczelnie akademickie nie zawsze zgadzają się jednak na taką współpracę, pozbywając się w ten sposób konkurencji.
Dlatego resort proponuje, aby zawieranie porozumień nie było konieczne dla placówek, które spełnią ustawowe wymogi dla akademii praktycznych.
– Pozwoli to uczelniom zawodowym wyróżniającym się ugruntowaną i stabilną pozycją w systemie szkolnictwa wyższego i nauki oraz odpowiednią jakością prowadzonego kształcenia na samodzielność w prowadzeniu studiów przygotowujących do wykonywania zawodu nauczyciela – uważa resort.
Etap legislacyjny
Projekt w wykazie prac Rady Ministrów