Spór o sposób uczenia licealistów. Komisja powołana przez Ministerstwo Edukacji rekomenduje korektę książek. Nauczyciele i wydawcy mają obawy przed presją ideologiczną, bo konkluzje raportu komisji to propozycje zmiany podręczników tak, żeby w większym stopniu uwzględniały konserwatywny i patriotyczny światopogląd

Przygotowany przez ekspertów wskazanych przez MEiN raport ma być upubliczniony w najbliższych dniach. Z jednej strony to zbiór uwag metodycznych, z drugiej mowa w nim o konieczności budowania tożsamości narodowej czy dopasowania do polityki historycznej. Nowy szef resortu edukacji i nauki zarządził przegląd podręczników – grupa ekspertów oceniała książki do polskiego, historii i WOS dla klas I–II szkół ponadpodstawowych.
Konkluzje raportu to propozycje zmiany podręczników, tak żeby w większym stopniu uwzględniały konserwatywny i patriotyczny światopogląd. Zdaniem autorów opracowania np. w książkach do WOS za dużo jest koncepcji lewicowo-liberalnych, a np. definicje pojęć z zakresu nauk społecznych nie powinny wynikać jedynie z lewicowego światopoglądu. „Warto podkreślić wkład Kościoła w budowanie polskiej tożsamości” – zauważają autorzy.
Z kolei w podręcznikach do historii – zdaniem ekspertów – jest za mało o Polakach i wartościach narodowych. Ich zdaniem na przykład zbyt lakonicznie opowiada się o wkładzie Polaków przy powstawaniu Stanów Zjednoczonych; zbyt negatywnie jest opisywana szlachta, zaś na WOS brakuje obiektywnego podejścia do opisu dekomunizacji i lustracji. Pojawia się też uwaga, że zamiast nazistowskie obozy oraz naziści powinno się pisać niemieckie obozy i Niemcy.
Wiele kontrowersji w środowiskach akademickim oraz wydawnictw wzbudziła lista wskazanych przez MEiN ekspertów – większość prezentuje publicznie bardzo konserwatywne poglądy. Jeden z nich to były kurator łódzki Grzegorz Wierzchowski (wsławił się, mówiąc o wirusie LGBT), część to politycy PiS, na przykład koordynator podzespołu ds. WOS i historii dr Robert Derewenda z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, zarazem lubelski radny z klubu PiS.
Wydawcy podręczników – jak mówią nieoficjalnie –boją się, że raport wpłynie na proces dopuszczania nowych książek do użytku. – Obawiamy się, że stracimy autorów, że nie podpiszą się, jeżeli treści będą nacechowane zbyt mocno ideologicznie – mówi jeden z wydawców.
Z drugiej strony przyznają, że część uwag jest słuszna. Jerzy Garlicki, prezes Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, przekonuje, że akurat ich podręczniki otrzymały pozytywne recenzje (każdy z wydawców otrzymał w oddzielnym piśmie recenzje indywidualne swoich publikacji). – Wydaje się, że niektóre postulaty rzeczoznawców mogą być zbyt trudne do realizacji w praktyce szkolnej, zwłaszcza w warunkach COVID-19. Na przykład powrót do klasycznego trivium: gramatyka, retoryka, dialektyka, albo powrót do narzędzi hermeneutycznych w analizie tekstu. Brzmi to akademicko – zobaczymy, czy i jak poradzą sobie z tym autorzy i nauczyciele – mówi Garlicki. Jak dodaje, można się zgodzić z wnioskiem w raporcie, że nie należy przedstawiać zbyt wielu treści szczegółowych.
To, że materiał jest przeładowany, podkreśla też Adam Rębacz, historyk i nauczyciel WOS, wicedyrektor Liceum im. Hoffmanowej w Warszawie. Ale jego zdaniem to wina przepełnionej podstawy programowej. Także i on zgadza się z częścią uwag zaprezentowanych w raporcie – choćby z tym, że ćwiczenia są często nieprzemyślane, nieciekawe, nieróżnorodne, nie pobudzają kreatywności, tylko każą podawać fakty. – Nie rozumiem jednak, dlaczego „atmosfera permanentnego zapóźnienia Polski i Kościoła”, a taki zarzut się pojawia, ma nie sprzyjać rozwijaniu zdolności krytycznego i logicznego myślenia? – mówi. Jak dodaje, w podstawie programowej i podręcznikach brakuje właśnie krytycznego podejścia np. do feudalizmu, którego Kościół był beneficjentem, brakuje choćby zasygnalizowania wątków słowiańskiej kultury, która jest przedchrześcijańska i obecna przez całe średniowiecze.
Zdaniem innego z naszych rozmówców raport ten budzi mieszane uczucia. – Za chwalebny można by uznać namysł nad jakością recenzji, na podstawie których MEiN dopuszcza konkretne pozycje do użytku szkolnego, gdyby nie kontekst i cele, jakim refleksja ta ma służyć. A co do tego ostatniego – minister wypowiadał się wielokrotnie – tłumaczy dydaktyk i autor podręczników. Jego zastrzeżenia budzi też jednostronny ideowo skład zespołów, co szczególnie jaskrawo jest widoczne przy opiniach dotyczących podręczników do języka polskiego.
Doktor Paweł Milcarek, jeden z członków zespołu, publicysta i redaktor naczelny „Christianitas”, przekonuje, że zespoły ekspertów zawsze są podejrzewane o te czy inne sympatie. On sam pracował przy części z języka polskiego, jednak jak mówi, być może rzeczywiście np. w podręcznikach WOS jest ten defekt lewicowo-liberalnego nadakcentu. – W odniesieniu do języka polskiego mieliśmy inne zastrzeżenia i postulaty, mniej związane z aktualnymi rywalizacjami ideologicznymi – zastrzega.
Jednak zdaniem ekspertów założenie prac zespołu jest błędne. Jak tłumaczy Iga Kazimierczyk z Fundacji Przestrzeń dla Edukacji, zadania postawione przed ekspertami były sensowne, powinny one jednak dotyczyć refleksji nad całą podstawą jako systemem, a nie odnosić się jedynie do prac nad podręcznikami, które są produktami ściśle z podstawą powiązanymi.
Jakie przełożenie będzie miał raport na decyzje MEiN? Resort nie odpowiada. Doktor Milcarek, współautor raportu, tłumaczy, że wskazówki będą służyły do ulepszania procedur ocennych, w dialogu z wydawcami podręczników. – Już bez udziału naszego zespołu ekspertów. Wszyscy jesteśmy zainteresowani, żeby treści podręczników były zrównoważone, bezbłędne i w proporcji do kanonu właściwego kulturze polskiej i europejskiej – podkreśla.