- Trudno skonstruować system, który pogodziłby dbałość o finanse publiczne oraz o kształcenie i wychowanie - mówi Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN

ikona lupy />
Grzegorz Pochopień Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN / Dziennik Gazeta Prawna

Środowiska związane z oświatą niepubliczną postulują zmiany w zakresie przepisów dotyczących kontroli dotacji, ponieważ obecnie często czują się niesprawiedliwie tratowane przez lokalne władze. Czy słusznie?

Obecnie samorządy dotują oświatę niepubliczną na podstawie ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Założenie szkoły lub przedszkola niepublicznego jest również regulowane ustawowo. To, czy na danym terenie powstanie szkoła lub przedszkole niepubliczne, nie zależy od samorządu. Lokalny włodarz nie może w żaden sposób tego zablokować, a wartość dotacji, jaką musi przekazywać, jest uregulowana ustawowo. Rodzi to czasem frustrację władz gminy czy powiatu, która objawia się nadmiernymi restrykcjami podczas kontroli wykorzystania dotacji. To jedyny obszar, w którym samorząd może się poruszać względnie swobodnie. Niestety przepisy dotyczące wydatkowania dotacji są bardzo ogólne i pozwalają na różne interpretacje. Skutecznie odebrana podczas kontroli dotacja stanowi dochód budżetu gminy czy powiatu, co dodatkowo wpływa na niską ocenę obecnego usytuowania systemu kontroli wykorzystania dotacji.
Eksperci wskazują, że przepisy o wykorzystaniu dotacji mogą być niezgodne z konstytucją. Czy zgadza się pan z takim stanowiskiem?
Trzeba podkreślić, że materia jest wybitnie skomplikowana. Z jednej strony ważna jest dbałość o finanse publiczne, a z drugiej strony zapisy art. 35 ustawy o finansowaniu zadań oświatowych próbują uchwycić różnorodność działań w ramach prowadzenia jednostek oświatowych. Niestety pogodzenie tego się nie udaje. Efekt jest taki, że prowadzenie szkoły czy przedszkola niepublicznego wiąże się z bardzo dużym ryzykiem finansowym, tym bardziej przez umocowanie kontroli dotacji w samorządach. Pamiętajmy, że kontrola może być przeprowadzona do pięciu lat wstecz, a błąd po stronie organu prowadzącego, nawet nieświadomy, powtarzany przez pięć lat, może skończyć się bankructwem. W tym znaczeniu przepisy są dalekie od postulowanego w konstytucji zaufania do prawa stanowionego przez państwo.
Jak rozwiązać ten pat?
Wydaje się, że istnieją dwie drogi. Pierwsza polegałaby na osłabieniu w przepisach dbałości o finanse publiczne, czyniąc dotację bardziej swobodną w wykorzystaniu. Druga mogłaby polegać na doprecyzowaniu katalogu wydatków możliwych do sfinansowania z dotacji, co uczyniłoby zadość dbałości o finanse, ale uniemożliwiłoby rozliczenie wielu nieoczywistych wydatków, które w konkretnej szkole mogłyby przyczyniać się do lepszych efektów kształcenia i wychowania. Nie wydaje się, że można skonstruować system, który pogodziłby idealnie dbałość o finanse publiczne oraz o kształcenie i wychowanie. Osobiście bliżej mi do postawienia na dbałość o kształcenie i wychowanie, choćby kosztem, w rzeczywistości raczej niedużym, finansów publicznych.
Czy w takim razie kontrola dotacji mogłaby być przeprowadzana przez właściwą miejscowo regionalną izbę obrachunkową?
To rozsądne rozwiązanie. Zapewniłoby spójność interpretacyjną. Przynajmniej na poziomie województwa. Kontrolujący organ nie byłby zainteresowany powiększaniem swoich dochodów. Nie wchodziłyby również w grę osobiste konflikty, jakie czasem zdarzają się na linii wójt – dotowane przedszkole.
Czy zakwestionowana przez RIO dotacja powinna wracać do budżetu państwa czy do budżetów samorządów?
Uważam, że do budżetów samorządów, jak teraz. Przedszkola są dotowane przede wszystkim z dochodów własnych jednostek samorządu terytorialnego. Szkoły publiczne dla dzieci i młodzieży wymagają zwiększenia wysokości dotacji ponad wysokość subwencji oświatowej. Jedynie w przypadku szkół niepublicznych oraz szkół dla dorosłych można rozważyć zwrot środków z zakwestionowanej dotacji do budżetu państwa. Tam wysokość dotacji jest równa subwencji oświatowej na ucznia. Z drugiej jednak strony zwrot środków do budżetu państwa i kontrola przez RIO (będących pod wpływem rządu) znów oznaczałaby, że ten, który kontroluje, otrzymuje profity z efektów kontroli.©℗
Rozmawiał Artur Radwan