Władze Poznania zapowiedziały w środę walkę o zwrot kosztów reformy oświaty; zamierzają pozwać Skarb Państwa. Obecnie, jak poinformował magistrat, trwa szacowanie poniesionych wydatków.

Władze Poznania podkreśliły, że ostatnie dwa lata to okres istotnych zmian w oświacie; w ramach rządowej reformy zlikwidowano gimnazja i przywrócono 8-letnie szkoły podstawowe, 4-letnie licea i 5-letnie technika. Wydatki związane z wdrażaniem reformy – jak przypomina magistrat - spadły na samorządy, które poniosły koszty związane z tworzeniem i doposażeniem pracowni przedmiotowych i świetlic w szkołach podstawowych oraz przystosowaniem ich do większej liczby dzieci, czy też tworzeniem placów zabaw w gimnazjach przekształcanych w podstawówki.

„Tylko w 2018 roku Miasto Poznań wydało na edukację około 845 mln zł (bez wydatków na inwestycje i remonty - PAP), czyli o około 100 mln więcej niż w 2015 r. Rok wcześniej, w 2017 r. tylko zmiany organizacyjne, w tym dostosowanie budynków w związku z likwidacją gimnazjów i przekształceniem szkół podstawowych, wyniosły ponad 7,5 mln zł. W tym samym czasie Poznań uzyskał wsparcie rządowe na ten cel z tzw. subwencji oświatowej w wysokości zaledwie ponad 700 tys. zł. A to jeszcze nie koniec. W tym roku szkoły średnie będą musiały przyjąć podwójny rocznik uczniów - absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych. Szacuje się, że wzrost wydatków samorządu z tym związanych tylko w 2019 r. może wzrosnąć o ok. 4,5 mln zł” – podkreślił w komunikacie Urząd Miasta Poznania.

Zdaniem zastępcy prezydenta Poznania Mariusza Wiśniewskiego, „to pieniądze publiczne, które można byłoby przeznaczyć na inne cele, np. inwestycje oświatowe czy poprawę infrastruktury”.

„Rosną wydatki na zmiany organizacyjne, za czym nie idzie poprawa jakości kształcenia. Rządowa reforma, a właściwie +deforma+ spowodowała ogromny chaos. Niektóre dobrze prosperujące gimnazja, przekształcone w szkoły podstawowe, mają problemy z naborem. Sporo szkół podstawowych jest przepełnionych. Pracę straciło wielu nauczycieli, kolejni żyją w ciągłej niepewności o swoją przyszłość” – zaznaczył Wiśniewski.

„Ograniczenie negatywnych skutków zmian w systemie oświaty spadło na barki samorządów, a podjęte działania miały wymiar nie tylko organizacyjny, ale również finansowy w postaci zwiększonych wydatków. Niestety środki zapewnione przez rząd są zdecydowanie niewystarczające” – dodał.

Magistrat wskazał, że obecnie trwa szacowanie poniesionych wydatków – dopiero wtedy wiadome będzie o jaką kwotę od Skarbu Państwa będzie wnioskowało Miasto Poznań.

„Miasto Poznań, wspólnie z innymi miastami, szacuje koszty i uzgadnia, które wydatki będą brane pod uwagę w pozwie zbiorowym. Prawnicy już nad nim pracują, ma być gotowy do końca kwietnia” – podkreśliło biuro prasowe urzędu miasta.

Magistrat przypomniał, że z inicjatywą wspólnego pozwu wyszedł prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Jak zauważa w piśmie, które trafiło do samorządowców, „przygotowanie stosownych pism procesowych i ich wniesienie do sądu wymagałoby poniesienia sporych wydatków związanych z wpisem i zastępstwem procesowym”. W przypadku dochodzenia roszczeń większej liczby miast w ramach jednego procesu powyższe kwoty można zoptymalizować. Do stolicy dołączyły największe miasta zrzeszone w Unii Metropolii Polskich - oprócz stolicy i Poznania są to m. in. Gdańsk, Katowice, Kraków, Łódź czy Wrocław.

„Poznań nie pierwszy raz będzie domagał się od rządu zwrotów kosztów reformy edukacji. Pod koniec października 2017 roku zastępca prezydenta Mariusz Wiśniewski wysłał już w tej sprawie list do Ministerstwa Edukacji. Pozostał on bez odzewu. W styczniu 2018 r. list trafił także do Kancelarii Premiera. Odpowiedź była negatywna” – podkreślono w komunikacie. (PAP)

autor: Anna Jowsa