Od kilku dni uczelnie i instytuty badawcze analizują opublikowane przez MEiN wyniki ewaluacji działalności naukowej za lata 2017–2021. Mają wiele zastrzeżeń, dlatego szykują odwołania.

Najwyższą kategorię A+ dostało 65 placówek naukowych. 32 przyznano kategorię A, 582 – B+, 139 – B, a 36 – C. Wyniki budzą kontrowersje.
– Weźmy np. prawo – tłumaczy profesor z uczelni na wschodzie kraju. – Politechnika Warszawska otrzymała najwyższą kategorię A+. Lepiej niż Uniwersytet Warszawski czy Jagielloński. Co więcej, te same nauki prawne na Akademii Pomorskiej w Słupsku również oceniono wyżej niż na wspomnianym UW. Z kolei Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu za weterynarię otrzymał kategorię A, a warszawska SGGW, która kształci na tym kierunku od lat – B+.
Rzecznik Politechniki Warszawskiej też nie kryje zaskoczenia. – Najlepiej został oceniony wydział, który powstał przed kilku laty. Natomiast te, z których jesteśmy znani, jak inżynieria materiałowa czy fizyka, nie otrzymały maksymalnej noty – mówi Krzysztof Szymański. Przyznaje, że uczelnia jest ogólnie zadowolona z wyników, ale zapowiada też odwołania.

Zmiana reguł

MEiN przyznaje, że zasadniczą kwestią odróżniającą nowy model ewaluacji od poprzedniego systemu oceny jest to, że została przeprowadzona w obrębie dyscyplin, w których prowadzona jest działalność naukowa, a nie – jak miało to miejsce dotychczas – w ramach wydziałów czy innych jednostek organizacyjnych.
– Pozwoliło to na zgromadzenie dorobku przedstawicieli poszczególnych dyscyplin w jednym miejscu. Ponadto w ocenie wzięto pod uwagę osiągnięcia wszystkich pracowników prowadzących działalność naukową w ewaluowanej dyscyplinie, a także osiągnięcia osób, które kształciły się w szkołach doktorskich prowadzonych przez placówkę i przygotowały rozprawę doktorską. Dzięki temu do oceny zgłoszono wszystkie osiągnięcia podmiotu, a nie jedynie osiągnięcia najlepszych pracowników – tłumaczy Adrianna Całus, rzeczniczka MEiN. Dodaje, że wyniki ewaluacji zależały więc od dorobku naukowego, jaki dany podmiot przedstawił do oceny, a nie doświadczenia, jakie reprezentuje. Oceniana była jakość tego dorobku w trzech kryteriach: poziomu naukowego lub artystycznego prowadzonej działalności, efektów finansowych badań naukowych i prac rozwojowych oraz wpływu działalności naukowej na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki.
Profesor Jerzy Jaroszewski, prorektor ds. naukowych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, podkreśla jednak, że zmieniono zasady gry w trakcie ewaluacji. Chodzi o zmianę punktacji czasopism naukowych. – Nagle okazało się, że ktoś, kto latami publikował w dobrych międzynarodowych czasopismach, ma mniej punktów niż ci, którzy publikowali w pozycjach krajowych, które decyzją ministra ostatnio zyskały – opisuje. – To z kolei miało wpływ na wyniki ewaluacji, w której po raz pierwszy dokonano podziału pracowników na grupy jednorodne. Czyli na podstawie składanych deklaracji każdy przypisywał się do danej dyscypliny, np. prawa. Zyskały na tym te podmioty, które miały nieliczną kadrę.
W środowisku akademickim słychać, że mogło to być pole do twórczego działania. Jeśli do danej dyscypliny zgłosiły się tylko osoby z publikacjami w wysoko punktowanych czasopismach, wówczas średnia lepiej wypadała. Poza tym dla osiągnięcia lepszego wyniku wystarczyło osoby ze stanowiska badawczego przesunąć na dydaktyczne albo zatrudnić osobę z zagranicy z dużą liczbą publikacji w międzynarodowych czasopismach.

Wybitni niewybitni

Zdaniem prof. Jaroszewskiego ocena placówek na podstawie dyscyplin, a nie wydziałów, ma sens. Pod warunkiem że uwzględniano by specyfikę specjalizacji. Bo dziś np. w dyscyplinie nauki medyczne na 15 osób w grupie może być dwóch lekarzy, a reszta biologów i chemików. Jeśli placówka w tej dyscyplinie dostanie kategorię B+, to ci ludzie będą mogli przeprowadzać habilitacje, np. kardiologa czy dermatologa.
Dużo kontrowersji wzbudziło też kryterium mówiące o wpływie prac badawczych na społeczeństwo i gospodarkę. Kwestionowane jest to, że punktacja przyznawana jest na podstawie opinii ekspertów. – Komisja Ewaluacji Nauki, która dokonywała oceny, składa się z 30 osób z całego kraju, zatwierdzonych przez ministra nauki. To ludzie ze środowiska akademickiego. Nie podejrzewam ich o złe intencje – mówi jeden z naszych rozmówców.
Jednak to m.in. właśnie z tego powodu odwoływać się będą: Uniwersytet Łódzki, Szczeciński i Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Z innych uczelni też słychać zapewnienia o odwołaniach (mają na to 30 dni od otrzymania decyzji). Do ich złożenia szykują się zwłaszcza te placówki, które otrzymały kategorię B lub niższą, bo to oznacza brak możliwości prowadzenia przez nie przewodów doktorskich czy habilitacji. Tak np. zrobi Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Warszawski Uniwersytet Medyczny zapowiada natomiast, że będzie nakłaniał władze do ponownej oceny, ale przeprowadzonej już wśród uczelni, które wzięły udział w ewaluacji. – Chodzi o porównanie, jak uczelnie wypadły względem siebie. Uważam, że w takiej sytuacji nasz wydział farmacji, który otrzymał kategorię B+, mógłby zyskać notę A. Od lat jest znany z naukowej działalności. Dlatego uzyskana nota wskazuje, że coś nie zadziałało w kryteriach, a nie, że nagle zmieniło się funkcjonowanie wydziału – mówi Marek Kuch, prorektor ds. studenckich i kształcenia na WUM.
Profesor Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, powtarza, że sam fakt oceny jakości badań był naturalną konsekwencję reformy ministra Gowina. – Podatnikowi należy się wiedza, co wynika z prac poszczególnych uczelni czy instytutów dla społeczeństwa, gospodarki – mówi.
Tu jednak zaszło kilka zdarzeń, które rzucają się cieniem na wyniki. – Po pierwsze wspomniane zmiany w liście i punktacji czasopism. Po drugie kryterium wpływu na otoczenie. Jest obarczone wysoką dozą subiektywnej oceny, co było przedmiotem dyskusji w całym środowisku. Po trzecie są przypadki budzące zdziwienie, np. kategorie A i A+ dla uczelni, które nie słyną z danych dyscyplin. I to rodzi pytanie, na ile jest to gra z zasadami oceny – dodaje.
Jego zdaniem nie chodziło o ocenę wszystkich pracowników, jak twierdzi MEiN. Opisuje, że zgłaszając do oceny konkretną dyscyplinę, uczelnia miała wystawić minimum 12 pracowników. Zgłoszenie tylko tych z mocnymi publikacjami, a nie wszystkich, powodowało, że uczelnia, która nie uchodziła za wybitną, nagle taką się stała. – Wyniki tej ewaluacji potraktowałbym jako cenne doświadczenie dla wszystkich. Powinny stać się pretekstem do dialogu między resortem a uczelniami o nowych kryteriach oceny – podsumowuje.