Precedensowy wyrok: chory ma prawo do leku, nawet jeśli nie jest on refundowany. Takie rozstrzygnięcie może oznaczać, że pacjenci będą mieli prawo żądać od szpitala każdego leczenia. To dość kontrowersyjne postanowienie - oceniają prawnicy. Takie pozwy powinny być raczej kierowane do NFZ i Ministerstwa Zdrowia - dodają.

Historia Doroty Zielińskiej może się stać czymś w rodzaju przewodnika dla innych chorych, którym służba zdrowia ogranicza prawo do nowoczesnego leczenia. Wrocławianka ma 28 lat. Na stwardnienie rozsiane zachorowała, kiedy miała 19. Jak twierdzi, od początku Narodowy Fundusz Zdrowia utrudniał jej leczenie. Już siedem lat temu odmawiał wydania zgody na stosowanie w terapii nowoczesnych leków, interferonów.

Ponad rok temu terapia stosowana przez szpital przestała działać, a lekarze zdecydowali, że Zielińska powinna być leczona najnowszym dostępnym preparatem pod nazwą Gilenya. Najpierw, gdy leku nie było jeszcze na polskim rynku, NFZ odmówił jego sprowadzenia. Potem, kiedy preparat trafił już oficjalnie na nasz rynek, leczenia nim odmówił chorej szpital. Wtedy też wyraźnie pogorszył się stan jej zdrowia – w marcu 2011 roku kobieta przestała chodzić.

Z pomocą przyjaciół i akcji charytatywnych uzbierała pieniądze na pół roku leczenia (miesięczny koszt to 8 tys. zł). – Miesiąc po wzięciu leku zaczęłam chodzić. Miałam nadzieję, że wrócę do pracy – mówi Zielińska, która pracowała jako neurologopeda kliniczny. Ale lek się skończył, a stan zdrowia znowu pogorszył. Od kilku miesięcy chora znowu nie może chodzić.

Pozwała szpital. Od dziś, zgodnie z nakazem sądu, będzie mogła kontynuować leczenie. Zdaniem prawnika Bartłomieja Kuchty, który prowadzi jej sprawę, pacjent ma prawo do leczenia zgodnego z aktualną wiedzą medyczną, a szpital nie może go odmówić – jak to się często dzieje – tłumacząc się wysokimi kosztami. Jego punkt widzenia, jak na razie, potwierdził sąd. W swoim uzasadnieniu sędzia wskazał, że obowiązek udzielania świadczenia w celu ratowania życia trzeba stosować także w sytuacji zagrożenia utraty zdrowia. To jednak na razie tylko postanowienie dotyczące zabezpieczania na czas postępowania sądowego. Nie wiadomo, jaki będzie ostateczny wyrok. Prawnicy jednak podkreślają, że orzecznictwo ewidentnie się zmienia na rzecz pacjentów.

W najbliższym czasie może posypać się wiele takich spraw. Od lipca programy terapeutyczne mają zostać zmienione na programy lekowe. – Jeżeli pacjenci stracą z tego powodu dostęp do swojego leczenia, będą mogli o dostęp do niego walczyć na drodze sądowej – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny z kancelarii Budzowska, Fiutowski i Partnerzy. Ona sama prowadzi sprawę pacjentki chorej na raka, która z powodu zmian przepisów dotyczących chemioterapii niestandardowej nie otrzymywała poprawiającego jej zdrowie leku. Kancelaria prawna występuje przeciw NFZ i Skarbowi Państwa za niezgodne z prawem wykonywanie władzy publicznej, udowadniając, że sposób finansowania leczenia onkologicznego zmuszał lekarzy do złej praktyki klinicznej. Jak twierdzi Budzowska, pozywanie szpitali nie jest wyjściem z sytuacji, one bowiem są ograniczane decyzjami administracyjnymi. – Dlatego to szpitale powinny pozywać Fundusz – uważa Bartłomiej Kuchta. Sam NFZ twierdzi, że nigdy nie będzie sytuacji, gdy państwo będzie mogło sfinansować każde leczenie. A szpital, który ma obowiązek dbać o dobrą sytuację finansową, zawsze będzie stawał przed wyborem mniejszego zła.