Państwa członkowskie mogą zakazać prowadzenia nielegalnej działalności przewozowej. I nie muszą pytać o zgodę na wprowadzenie takiej regulacji Komisji Europejskiej.
Wynika tak z opinii rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE prof. Macieja Szpunara w sprawie Uber France. Jeśli w ślad za nim pójdą sędziowie, orzeczenie będzie miało fundamentalne znaczenie dla sytuacji amerykańskiej korporacji w Polsce.
W sprawie Uber France idzie o to, że spółka jest operatorem platformy elektronicznej umożliwiającej zamawianie miejskich usług przewozowych w obsługiwanych miastach za pomocą smartfonu. Usługi są realizowane przez prywatnych kierowców bez specjalnych uprawnień, którzy świadczą je za pomocą własnych pojazdów. To najtańsza opcja dla tych, którzy chcą się przemieścić z jednego miejsca w drugie.
W części państw jednak UberPop zostało uznane za nielegalne. A we Francji spółka jest nawet ścigana karnie. Sąd okręgowy w Lille nabrał jednak wątpliwości, czy czyjakolwiek odpowiedzialność karna wchodzi w grę. A to dlatego, że przepisy uznające praktyki Ubera za nielegalne nie zostały notyfikowane. Dyrektywa 98/34/WE z 1998 r. nakładała zaś na państwa członkowskie obowiązek notyfikowania Komisji Europejskiej wszystkich projektów ustaw i innych regulacji ustanawiających przepisy techniczne dotyczące produktów i usług społeczeństwa informacyjnego. Mówiąc prościej: jeśli państwo członkowskie chce ograniczyć swobodę świadczenia usług społeczeństwa informacyjnego, powinno najpierw zapytać o tę kwestię KE. Jeśli tego nie uczyni, nie może stosować wskazanego przepisu.
Rzecz w tym, że dyskusyjne jest, czy francuski rząd był zobligowany do notyfikowania regulacji uderzających w Ubera. Zdaniem prof. Macieja Szpunara – nie. Rzecznik generalny wskazał, że usługa UberPop należy do dziedziny transportu. Nie stanowi więc usługi społeczeństwa informacyjnego w rozumieniu dyrektywy. W efekcie – notyfikacja była zbędna.
Uber bowiem – jak twierdzi rzecznik – przypomina w istocie nowoczesną korporację taksówkową. Trudno jednak rozdzielić świadczone na rzecz klienta usługi w ten sposób, że Uber wyłącznie kojarzy kierowców z pasażerami za pomocą aplikacji, przewozem zajmuje się już sam kierowca. Ten ostatni bowiem, bez współpracy z Uberem, nie miałby realnej możliwości oferowania transportu klientom.
W ocenie rzecznika gdyby każdy przepis krajowy zakazujący pośrednictwa w niezgodnej z prawem działalności należało uważać za przepis techniczny z tego tylko powodu, że pośrednictwo to byłoby prowadzone drogą elektroniczną, obowiązkowi notyfikacji z tego tytułu podlegałaby ogromna liczba norm wewnętrznych państw członkowskich. I właśnie to z polskiego punktu widzenia jest najważniejsze.
Polskie Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa chce zmienić przepisy w ten sposób, by zobowiązać Ubera i podmioty świadczące usługi na podobnych zasadach do uzyskania stosownej licencji na prowadzenie działalności. Jeśli tylko sędziowie TSUE potwierdzą stanowisko swego rzecznika, będzie wiadomo, że rodzime przepisy nie będą musiały być notyfikowane KE. A co za tym idzie, proces legislacyjny będzie znacznie szybszy niż przypuszczano.