Chociaż „Czyste powietrze” w wielu gminach ruszyło pełną parą, to na szczeblu centralnym program krztusi się organizacyjnie. Cierpi z braku rąk do pracy i niewydolnego systemu dystrybucji. Ministerstwo zapowiada zmiany
Chociaż „Czyste powietrze” w wielu gminach ruszyło pełną parą, to na szczeblu centralnym program krztusi się organizacyjnie. Cierpi z braku rąk do pracy i niewydolnego systemu dystrybucji. Ministerstwo zapowiada zmiany
/>
Bilans pierwszego miesiąca rozpatrywania wniosków jest słodko-gorzki. Powody do zadowolenia mają przede wszystkim rządzący, którzy mogą pochwalić się dużym zainteresowaniem swoim sztandarowym programem „Czyste powietrze”. W ciągu miesiąca złożono już bowiem ponad 7,5 tys. wniosków o dofinansowanie wymiany źródeł ciepła oraz termomodernizacji budynków jednorodzinnych.
Jak podsumowała ostatnio wiceminister środowiska Małgorzata Golińska, najaktywniejsi okazali się mieszkańcy Śląska, Mazowsza, Dolnego Śląska i Podlasia. W sumie tylko w tych czterech województwach złożono prawie połowę wszystkich aplikacji. Na drugim biegunie znalazły się województwa lubuskie, łódzkie i opolskie, z których tylko to ostatnie przekroczyło 200 wniosków.
Zgoła inaczej te same liczby wyglądają już jednak z perspektywy szeregowych pracowników wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej (WFOŚiGW). Dla nich bilans programu okazuje się bardziej gorzki niż słodki.
Dlaczego? Bo dokładniejsza analiza statystyk unaocznia, jak niewydolny i dysfunkcyjny jest obecny mechanizm dystrybucji wsparcia. Pracowników jest zbyt mało, by sprostać zalewowi wniosków, których przybywa z każdym dniem.
– Na jednego urzędnika przypada 76 wniosków – informuje nas Marta Jankowska z działu promocji i rozwoju WFOŚiGW w Poznaniu. Podaje, że do obsługi programu zaangażowanych jest pięć osób; dodatkowych siedmiu pracowników udziela informacji na miejscu, a kolejnych 16 pracuje w terenie, jeżdżąc na spotkania w gminach.
Niewiele lepiej jest w łódzkim funduszu, gdzie zespół merytoryczny obsługujący wnioski liczy siedem osób. – W zależności od potrzeb, do działań informacyjnych, które są prowadzone w siedzibie urzędu, angażowani są inni pracownicy – wskazuje prezes zarządu WFOŚiGW w Łodzi Wojciech Miedzianowski. I podaje, że do 18 października wpłynęło już 206 wniosków. To średnio 30 na jednego pracownika.
Jak z kolei wyjaśnia Małgorzata Przybylska, dyrektor ds. administracji i promocji w WFOŚiGW w Toruniu, w weryfikację wniosków – których dotąd wpłynęło ponad 400 – zaangażowanych jest 16 pracowników. Szkopuł w tym, że oprócz programu „Czyste powietrze” prowadzą oni obsługę też wszystkich innych umów zawartych z beneficjentami funduszu, który prowadzi kilkanaście innych programów.
Z przeprowadzonej przez nas sondy wynika, że jest to norma. To nie napawa optymizmem, zwłaszcza że wniosków będzie tylko więcej. A żeby zrealizować cel, którego spodziewają się rządzący, należałoby rozpatrywać 300–400 tys. wniosków rocznie. Wstępne zainteresowanie wsparciem zadeklarowało już bowiem ponad 47 tys. osób, które zarejestrowały już swoje konta na portalu obsługiwanym przez lokalne WFOŚiGW. Tymczasem żaden z przepytanych przez nas urzędów nie otrzymał dodatkowych funduszy na obsługę programu czy np. zatrudnienie dodatkowych kadr.
Problemem jest również to, że ci sami pracownicy, którzy obsługują wnioski, często muszą też dotrzeć do mieszkańców z informacjami o programie. W praktyce oznacza to nawet kilka spotkań dziennie w wielu okolicznych gminach. Jak ustaliliśmy, np. pracownicy poznańskiego funduszu uczestniczyli do tej pory w 210 takich spotkaniach. Podobnie wyglądają statystyki w innych regionach.
To pokłosie decyzji, by obsługę programu powierzyć wyłącznie 16 funduszom. Pisaliśmy już, że to względy polityczne i przedwyborcze przemawiały za tym, by jak najbardziej ograniczyć rolę gmin w tym procesie. Wskazywaliśmy też, że sami politycy PiS mają świadomość, jak niewydolny jest to system i że trzeba będzie go zmienić, by wsparcie mogło dotrzeć do jak najszerszego grona potencjalnych beneficjentów.
Zapowiedzi takich zmian widać już w oficjalnych wypowiedziach rządzących. Wiceminister środowiska przyznała ostatnio, że właśnie z powodów kadrowych nie jest obecnie możliwe, by do każdej gminy delegować pracowników funduszy i ekspertów, którzy doradzaliby, jak skorzystać z programu. Małgorzata Golińska zapowiedziała jednak, że resort pracuje nad rozwiązaniem, by w pewnych samorządach pojawiły się osoby, które będą pomagać mieszkańcom w wypełnianiu wniosków i staraniu się o dotacje z programu.
Podczas podsumowania pierwszego miesiąca programu przedstawiciele Ministerstwa Środowiska odnieśli się także do często podnoszonego zarzutu, że na tak hojne wsparcie, jak zapowiadano, zwyczajnie nie starczy pieniędzy. „Czyste powietrze” to bowiem największy pod względem wartości – po programie „Rodzina 500 plus” – rządowy program wieloletni, którego budżet na 12 lat ma wynieść 103 mld zł.
Posłowie opozycji podkreślali m.in., że zgodnie z informacją nt. planowanych przychodów i finansowania zadań przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) w przyszłym roku 1,4 mld zł ma pójść na drogi lokalne, 300 mln zł na geologię, a 100 mln zł na monitoring środowiska. O „Czystym powietrzu” nie ma wzmianki – wskazywali.
Wiceminister środowiska, odpowiadając posłom, poinformowała jednak, że zarówno Narodowy Fundusz, jak i jego regionalne oddziały mają w przyszłym roku przekazać ponad 1 mld zł na dotacje dla beneficjentów programu. Z tego NFOŚiGW przeznaczy 880 mln zł, a wojewódzkie fundusze łącznie ponad 380 mln zł – wyjaśniła.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama