Resort administracji i cyfryzacji (MAiC) zamierza szeroko udostępnić publiczne zasoby. Problem w tym, że planowana ustawa ma wszelkie szanse stać się kolejnym bublem.
Oprócz twórców do ministerialnych pomysłów krytycznie podchodzą również specjaliści od informacji publicznej. Ich zdaniem ustalenie jasnej granicy między informacją publiczną a zasobem publicznym to zadanie karkołomne.

Trzy ścieżki

„Głównym zarzutem wobec projektowanych zmian jest błędne rozumienie przez autorów projektu terminu »informacji publicznej« i próba wprowadzenia nowych pojęć, które skomplikują dotychczasowe zasady dostępu do informacji publicznych” – wskazuje Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich (SLLGO) w swej opinii.
Chodzi o to, że ministerstwo wielokrotnie w założeniach przytacza przykłady informacji, które jego zdaniem będą stanowić zasób publiczny, a nie informację publiczną. Mają to być analizy, raporty, opracowania, zestawienia danych, mapy, filmy, treści audiowizualne oraz inne produkty końcowe zawierające przetworzoną lub skompilowaną informację.
Tymczasem według SLLGO wszystkie wymienione przykłady stanowią informację publiczną, określoną w art. 61 ust. 1 i 2 w konstytucji RP. Wszystkie są bowiem przejawem działalności organów władzy publicznej i wiążą się z gospodarowaniem majątkiem komunalnym lub Skarbu Państwa. Rozstrzygały już o tym zresztą sądy administracyjne.
„Wcześniejsze doświadczenia wskazują, że niejasności definicyjne połączone z wielością trybów dostępu mają w praktyce skutek odwrotny do zamierzonego – zamiast lepszego dostępu do informacji publicznej jest on znacznie trudniejszy dla obywateli” – ostrzega SLLGO.
Gdyby regulacja weszła w życie, obok siebie istniałyby trzy ścieżki egzekwowania informacji: dostęp do informacji publicznej, ponowne wykorzystywanie informacji publicznej (re-usa) i dostęp poprzez otwarte zasoby. Może się też zdarzyć, że część informacji będzie dostępna poprzez jedną ze ścieżek, a niedostępna poprzez inne.
„Sytuacja taka będzie powodowała niepewność dla osób wnioskujących o informację publiczną” – wskazuje SLLGO.

Brak procedury

Co gorsza, zdaniem SLLGO nowe przepisy wyłączają dostęp do danych, do których do tej pory był on możliwy. Nowa ustawa ma zawierać ustawowy katalog wyłączeń obejmujący m.in. utwory i bazy danych, wobec których podmioty zobowiązane nie posiadają praw umożliwiających ich udostępnienie.
O kłopotach z ustaleniem różnic między informacją publiczną a zasobem publicznym świadczy także to, że te ostatnie będą udostępniane przez Centralne Repozytorium Informacji Publicznej, które – jak nazwa wskazuje – odnosi się do informacji publicznej.
Mankamentem jest również to, że założenia nie zawierają szczegółowego opisu procedury związanej z trybem dostępu do zasobów. „A jak pokazuje doświadczenie – to jedna z ważniejszych rzeczy, wpływająca bezpośrednio na możliwość realizacji uprawnienia” – argumentuje SLLGO.

Etap legislacyjny
Projekt założeń w konsultacjach społecznych